KSWMamed KhalidovPolskie MMA

Mamed Khalidov prawie jak Fedor

Mamed Khalidov KSW

Tragiczne dzieje i dramatyczne zwroty akcji w operze mydlanej z Mamedem Khalidovem, Maciejem Kawulskim i Martinem Lewandowskim w rolach głównych zdają się zmierzać ku szczęśliwemu i długo wyczekiwanemu końcowi. Nie ma chyba wątpliwości, że jeśli polski Czeczen po miesiącach trzymania w niepewności opinii publicznej i nieustannym przekładaniu terminu ogłoszenia decyzji w końcu odrzuci zaloty UFC oraz kończącej swój żywot w styczniu 2013 roku organizacji Strikeforce, to nasza trójka bohaterów smutna nie będzie.

Trochę inaczej może za to przedstawiać się sytuacja z fanami, którzy uwierzyli, że to wszystko naprawdę, że w końcu w Mameda Khalidova, stopniowo przygotowującego się do połączenia ról profesjonalnego zawodnika MMA i celebryty, wstąpiła chęć zmierzenia się z zawodnikami UFC. Nie są oni może lepsi niż ci z KSW – bo, wiadomo, ciężko to obiektywnie stwierdzić, biorąc pod uwagę, że nigdy się ze sobą nie mierzyli, a jak powszechnie wiadomo w ringu/klatce wydarzyć może się wszystko – ale na pewno znacznie lepiej wypromowani przez UFC PR Agency.

Polskie Vadimy

Przyjmując założenie, że Mamed Khalidov ostatecznie odnajdzie w swoim sercu pokłady nowej-starej miłości dla KSW, wspartej dodatkowo lepszymi warunkami kontraktu nie odbiegającymi już tak mocno od tych, którymi poszczycić się może Mariusz Pudzianowski, wydaje się, że w całej taj grotesce wykiwani w mniejszym lub większym stopniu zostali niemal wszyscy.

Fani uwierzyli, że w końcu ujrzą Mameda Khalidova naprzeciwko klasowego rywala, miast regularnie podstawianych mu weteranów UFC, będących w rzeczywistości kompletnymi średniakami, emerytami czy też ludźmi, nad losem których wypadałoby się raczej pochylić, aniżeli wstawiać ich do ringu/klatki. Płomienne przemówienie Czeczena po rozprawieniu się z Rodney’em Wallacem, w którym przed milionami Polaków oświadczył, że pomimo miłości do Polski oraz KSW jest gotów poświęcić się i uczynić ten od dawna oczekiwany, milowy krok w swojej karierze i podążyć śladem Krzysztofa Kolumba czy też, jak kto woli, wikingów, stając w szranki z najlepiej na świecie wypromowanymi zawodnikami mieszanych sztuk walki; otóż, przemówienie to było niczym końcowy gong w walce Cheicka Kongo z Shawnem Jordanem na UFC 149 – wszyscy z utęsknieniem oczekiwali tej chwili i gdy wreszcie nastąpiła, uczuciom ulgi i radości nie było końca.

Eksperci branżowi więksi i mniejsi jęli debatować o tym, gdzie, kiedy i za ile pójdzie Mamed, raz po raz informując, że kontrakt czai się tuż za rogiem. Fora dyskusyjne zagotowały się do czerwoności, a i stacje telewizyjne chętnie podjęły temat, spekulując o przyszłości Czeczena za wielką wodą. Tu i ówdzie tylko jakaś pojedyncza duszeńka nieśmiało spekulowała, że może to wszystko jednak tylko tak na niby, coby ludzie nie przestawali prawić o największej polskiej organizacji – a w końcowym rozrachunku obaj nupturienci mieli i tak zostać razem. Czasem trzeba bowiem zmienić bardzo wiele, by wszystko zostało po staremu.

Wreszcie, jeśliby splunąć trzykrotnie, potłuc wszystkie lustra w domu, zakląć siarczyście i założyć, że jednak Khalidov aka Chalidow chciał, że jednak Maciej Kawulski i Martin Lewandowskim zrobili, robią i będą robić, co w ich mocy, by wypchnąć Mameda za ocean – wszak także będą na tym zarabiali, jak często podkreślają – gdyby więc przyjąć takie fraj.. tzn. oczywiście – nie frajerskie, a naturalne i samonarzucajęce się założenie, to nawet wtedy okazuje się, że cała trójka sama pogubiła się w tej komedii, którą w momencie, gdy Czeczen już niemal czuł zapach gąski w swoich nozdrzach, brutalnie zarżnęło towarzystwo speców od marketingu z UFC, podejmując – bez wcześniejszych konsultacji z naszymi trzema bohaterami (a może jednak konsultując wcześniej..?) decyzję o strzale w łeb dla Strikeforce i ustaleniu daty pochówku na styczeń 2013 roku.

Z drugiej strony jednak może to po prostu wizjonerstwo menadżerów Mameda, którzy od dawna wiedzieli, co się święci z tym Strikeforcem i dlatego grali na zwłokę – nie raz wszak udowadniali, że czego, jak czego, ale doskonałej orientacji w procesie kontraktowania i negocjowania umów zawodniczych nie można im odmówić oraz że w tym aspekcie wiernie podążają za najlepszymi standardami zachodnimi. No, może odrobinę od nich odbiegają, bo Dana White sprawia pozory, że ustawia walki wespół z fighterami i Joe Silvą za pośrednictwem Twittera, a Martin Lewandowski naprawdę oferuje na tym portalu społecznościowym kontrakty zawodnikom, ale z drugiej strony, nie bądźmy drobiazgowi – i tu Twitter, i tam Twitter, więc, summa summarum, jest podobnie. Momentami także do filmów Barei, ale to przecież dobre filmy były.

Wreszcie sam główny bohater – przecież być może naprawdę Mamed Khalidov chciał do UFC/Strikeforce, nie zdając sobie sprawy w swojej naiwności z tego, że to nie taka prosta sprawa urwać się ze smyczy KSW i Polsatu. Chciał zarówno zjeść ciastko, walcząc w Stanach, i mieć to ciastko nadal na talerzu, łącząc te występu z walkami w Polsce na KSW. Teraz sytuacja wydaje się być jasna – albo Polska, albo UFC. Albo sportowe ambicje, którym nieodzownie musi towarzyszyć ryzyko, albo wygodne, dostatnie życie w Polsce połączone ze śrubowaniem rekordu i dopasowywaniem butów celebryckich po Mariuszu Pudzianowskim.

Kiedy koniec?

Niebawem. Lada tydzień, może miesiąc, no, może maksymalnie rok – do tego czasu powinniśmy prawdopodobnie poznać dalsze plany sportowe lub sportowo-celebryckie, które na dziś dzień wydają się bardziej prawdopodobne, najbardziej utalentowanego czeczeńskiego zawodnika MMA z polskim obywatelstwem. Niewykluczone, że epizod Mameda w popularnym telewizyjnym tasiemcu pobudzi wyobraźnię naszych trzech bohaterów, wspartych dodatkowo dobrym słowem od trzęsącego polskim MMA Mariana, i opera mydlana z Czeczenem trwać będzie nadal w najlepsze. Za pół roku bowiem nasz bohater także może iść na podbój Stanów – cóż stać będzie na przeszkodzie, tym bardziej jeśli do tego czasu odniesie jeszcze ze dwa zwycięstwa nad weteranami UFC?

Kto najlepiej jest w stanie ocenić, czy Mamed Khalidov poradziłby sobie w UFC? Fani, eksperci więksi, eksperci mniejsi, trenerzy? Nie – sam Mamed powinien być najbardziej świadom swoich umiejętności. Jeśli on sam, ważąc wszystkie za i przeciw (dobrotliwie załóżmy, że po pierwsze – Kawulski z Lewandowskim zdają sobie z nich sprawę, i po drugie – że mu je przedstawili), analizując wszystkie czynniki ryzyka, które towarzyszą wyjazdowi do Stanów Zjednoczonych, mając na uwadze dobro swojej rodziny, swoje, i będąc świadomym szans, jakie taki wyjazd niesie i wszystkich utraconych możliwości w wypadku pozostania w Polsce, zdecyduje, że to jednak za wysokie progi, za duże ryzyko, to trzeba to będzie uszanować. Wielu dobrych mężów nie ma często odwagi, by być czymś innym.

Nie znaczy to, rzecz jasna, że cała sytuacja nie może być obiektem komentarzy. Ba, powinna służyć jako przykład pijarowo fatalnego rozegrania sprawy związanej z kontraktem Mameda Khalidova z UFC/Strikeforce/Bellatorem, a także tego, jak nie rozpalać płomienia nadziei wśród fanów, by następnie zgasić go tanią, chociaż bardziej pasowałoby może słowo – drogą, wymówką. Oczywiście, negocjacje Khalidova rozegrano fatalnie z punktu widzenia konserwatywnych fanów MMA w Polsce, którzy slogany o miłości Mameda do Polski i jego długu wdzięczności wobec KSW będących rzekomym uzasadnieniem jego pozostania w kraju, są w stanie przełożyć na język wyzuty z romantycznych uniesień, tak chętnie kupowanych przez Kowalskiego. Nie ulega bowiem wątpliwości, że ten ostatni powinien bez konieczności jakichś większych retorycznych makagigów kupić historię dzielnego Czeczena, który pokochał Polskę tak mocno, że odrzucił amerykańskie umizgi.

UFC, odkupienie albo potępienie

W polskim MMA jest jeszcze masa rzeczy do zrobienia i pomimo tego, że wyjazd Mameda za ocean z dużym prawdopodobieństwem przysłużyłby się naszej rodzimej scenie, to jednak jest jeszcze wiele innych pól wymagających uprawy, na których Czeczen mógłby się wykazać, choćby po części zmazując fatalne wrażenie, jakie cała ta kilkumiesięczna farsa przeplatana absurdami większymi i mniejszymi musiała wywołać.

Historia negocjacji Fedora Emelianenki, a w zasadzie jego menadżera Vadima Finkelsteina, z włodarzami UFC rozpalała swego czasu do czerwoności cały świat MMA. Jej nieszczęśliwy finał nie spowodował jednak, że od rosyjskiego cara odwrócili się kibice – ale też nigdy nie deklarował on przed milionami ludzi, iż pragnie walczyć w Ameryce.

fot. PAP

*******************

Powyższy artykuł pierwotnie został opublikowany na MMAnia.pl – portalu, na którym Czytelnicy każdego dnia znajdą porcje najświeższych newsów na temat polskiego i światowego MMA. Zapraszamy do odwiedzin.

Powiązane artykuły

Komentarze: 19

  1. Ktoś kto pisał ten artykuł ma tendencję do budowania okropnie przerośniętych zdań. Doszukajcie się w akapicie „Wreszcie, jeśliby splunąć trzykrotnie, potłuc wszystkie lustra w domu…” kropki. Ciężko się czyta – szkoda, bo potencjał jest.

  2. Ten, który to pisał, pisał też każdy inny artykuł/tekst na Lowking.pl, bo to póki co jednoosobowy blog.

    Co do rozbudowanych zdań – kwestia gustu, a o takowych ciężko dyskutować. Jestem wielkim fanem wielokrotnie złożonych zdań, do których wplata się jeszcze wątki poboczne, podlewając je dodatkowo innymi wtrąceniami, niedopowiedzeniami itp. – i takich autorów najchętniej czytuję. Rozumiem, że nie wszyscy muszą to lubić.

    Zacytowany przez Ciebie fragment jest bardzo wyraźnie rozdzielony mniej więcej w połowie – a że nie za pomocą kropki, to inna kwestia.

  3. Niekonczaca sie opowiesc o polskim Czeczencu w Ameryce rzeczywiscie przypomina komedie, ale poniewaz jest to raczej komedia tandetna mnie kojarzy sie bardziej z filmami Mela Brooksa anizeli niodzalowanego Stanislawa Barei.

  4. Mnie się te rozbudowane zdania jak najbardziej podobają. Inna sprawa, że temat Mameda przejadł mi się strasznie i muszę się naprawdę zmuszać, żeby raz jeszcze przeczytać cokolwiek odnośnie Czeczena i jego planów na przyszłość.

  5. Dzięki za wrzutę, Kaczko.

    Muszę powiedzieć, że mnie również temat Mameda nuży, a tekst napisałem po jego ostatnim wywiadzie i kolejnej dyskusji, która się na Rocksach wywiązała. A jako, że jedynym tekstem na Lowking.pl traktującym o noweli z Mamedem były pierwsze przygody Hajsa i Levego, to..

  6. Też już nie mam ochoty słuchać/czytać o tej telenoweli. Dobre podsumowanie historii. Podoba mie się, że mimo, iż w swoim stylu dopieprzyłeś KSW, to nie jest to opowieść jednostronna. Pomimo całego swojego zapału fanowskiego, zawsze jestem za tym aby wspomnieć o tym, że to życie i kasa Mameda i jego rodziny (nie mówię tu o jakichś tanich historiach, typu: nie wystarczy im na jedzenie czy coś, ale o tym, że każdy mąż/ojciec chce dla swojej rodziny jak najlepiej). Odnośnie strony językowej tekstu, może Georg ma po części na myśli też to, o czym wspominałem przy okazji innego artykułu tutaj? Tak tylko piszę;) Trzymaj się naiver i pchaj dalej tego bloga. Tytułem offtopu: cześć kaczka, wręcz nieswojo zobaczyć Twoją aktywność w świecie mma po banie u rocksów:)

  7. Specjalnie wstrzymałem się, aby skomentować artykuł po wczorajszej walce Marcina Helda w Bellatorze.

    Życzę sobie i Wam, aby Marcin – który obecnie jest jedynym regularnie walczącym polskim zawodnikiem w USA (pomijając KSosa) – zrobił większą karierę niż Mamed. Chciałbym zapomnieć o tej telenoweli z Chalidowem, a sukcesy Helda z pewnością mi/nam w tym pomogą.

  8. Muszę powiedzieć, że – wbrew niektórym opiniom – nie dziwi mnie porównywanie Helda po dotarciu do finału Bellatora z Mamedem. Khalidov to największa gwiazda polskiego MMA, która ostatnio od strony PRowej mocno daje ciała, a Held kapitalnymi występami śmiało zbliża się do bycia czołowym polskim zawodnikiem MMA. Porównania są nieuniknione.

  9. Naiver, szykuj sobie pytania i dawaj w środę na konfę do Rocksów ;-)

    OT: Bibi, nie do końca zrozumiałem o co Ci chodzi, bo że niby jak nie miałem ta bana, to nie byłem aktywny tu , czy gdzie indziej…?

Dodaj komentarz

Back to top button