UFC

Cerrone: „Gdybym nie był w UFC, byłbym oprychem w barze”

Donald Cerrone opowiada o swoim szalonym życiu, sekretach końskiego zdrowia i walce z Rafaelem dos Anjosem.

Jeden z najlepszych lekkich na świecie, Donald Cerrone, od dawien dawna znany jest z upodobania do sportów ekstremalnych, co, nawiasem mówiąc, bardzo nie podoba się szefowi UFC, Danie White’owi, który wielokrotnie obawiał się, że jeden z jego najefektowniejszych i najbardziej lubianych zawodników nabawi się jakiegoś urazu przed walką. Jak jednak w rozmowie z Orlando Sentinel przekonywał popularny Kowboj, sternik giganta z Las Vegas dał już sobie spokój z temperowaniem jego ryzykanckiego stylu życia.

Zapytany o najbardziej szaloną rzecz, jaką uczynił w swoim życiu, pochodzący z Broomfield w Kolorado zawodnik miał spore problemy odpowiedzią.

Ujeżdżanie byków było trochę przerażające… ale gdy zrobiłeś to raz, potem stawało się już codziennością.

Byłem w szkole średniej, gdy zacząłem ujeżdżać byki. Miałem 18-20 lat. Pamiętam, że gdy wziąłem swoją pierwszą walkę, w Nowym Jorku, nie miałem 21 lat, miałem sfałszowany dowód i próbowałem tam wejść. To były wesołe czasy.

19 grudnia na szlagierowo zapowiadającej się gali UFC on FOX 17 stoczy swoją pierwszą w karierze walkę o pas mistrzowski kategorii lekkiej UFC, stając w szranki mistrzem Rafaelem dos Anjosem.

Podejście Kowboja do pojedynku mistrzowskiego zdecydowanie odbiega od tego, do jakiego przyzwyczaili nas w swoich wypowiedziach inni pretendenci i mistrzowie.

Nie jestem tu po pas. Mam to w dupie. Pas oznacza więcej pieniędzy, lepszą wypłatę dla mnie. Oznacza też bycie najlepszym w czymś. To fajne.

A sam pas? Nie dbam o to. Wielu gości za cel bierze sobie zdobycie złota. Ja chcę swojego dziedzictwa, chcę, żeby ludzie włączali telewizory, bo Kowboj walczy.

Obaj zawodnicy, dos Anjos i Cerrone, spotkali się wcześniej. W sierpniu 2013 roku na UFC Fight Night 27 Brazylijczyk niespodziewanie wypunktował Amerykanina. Później jednak ten ostatni zanotował passę ośmiu kolejnych zwycięstw, torując sobie drogę do titleshota.

To absolutnie nic osobistego. Po prostu wchodzę mu do głowy.

– wyjaśnił Cerrone, zapytany o to, czy wymiany uprzejmości między oboma zawodnikami w mediach społecznościowych, których nie brakowało, jakkolwiek wpływają na niego wpływają.

Amerykanin po dziś dzień wspomina starcie z Natem Diazem, w którym zaprezentował się fatalnie, całkowicie ulegając młodszemu ze znanych stocktońskich braci. Jego problemy z psychicznym nastawieniem do wielkich walk odnotował też swego czasu aktualny mistrz kategorii lekkiej, twierdząc, że Donald jest jak piłkarz, który nie potrafi strzelić karnego w finale.

Odrobiłem swoją lekcję. Nie walcz, gdy jesteś wściekły. Wtedy przegrywasz. Masz ograniczoną wizję. Mam to gdzieś. Gdybyś powiedział mi coś prosto w twarz, wtedy będziemy mieć problem. Powiesz do mnie cokolwiek przez media społecznościowe? Zlewam to.

Żadnej złości. Nie dbam o to. Gdy będzie walka, będę podekscytowany. Na szczęście dos Anjos otrzyma tylko połowę pieniędzy z tych, po które przyjdzie. Bywa.

Kilka tygodni temu, podczas konferencji Go BIG promującej zbliżające się gale UFC, doszło do intensywnego wymiany zdań między Cerrone a Conorem McGregorem, do czego odniósł się teraz również Amerykanin.

Gdy staliśmy przez piętnaście minut twarzą w twarz na zapleczu, nie miał nic do powiedzenia. Więc czułem, jakbym był jakimś okazem z zoo i gdy pojawiła się klatka, wziął patyk i zaczął tam wtykać go przez kraty. A gdy stał tuż obok niedźwiedzia na osobności, nie miał nic do powiedzenia.

Między styczniem 2014 a styczniem 2015 obecny pretendent stoczył aż sześć pojedynków, oczywiście z wszystkich wychodząc z tarczą. W pokonanym polu pozostawiał między innymi Eddiego Alvareza, Edsona Barbozę czy Bensona Hendersona. Jednak po ostatnim boju, w którym zmasakrował biorącego walkę z zastępstwie Johna Makdessiego, łamiąc mu nos, Dana White i spółka zabronili mu kolejnych występów, zmuszając na czekanie do grudnia na pojedynek o pas mistrzowski.

Kocham mieć dużo roboty. Nie tylko ja, ale i moi trenerzy – z powodów finansowych. O to w tym chodzi.

Jeśli spytałbyś mnie, czy chciałbym walczyć za darmo, cóż, gdybym miał inną dobrą robotę, pewnie bym to zrobił za darmo. Więc finansowo przyzwyczaiłem się do zarabiania pieniędzy i wydawania ich jak kompletny dupek. No i muszę to tempo utrzymywać teraz.

Gdybym nie był w UFC, pewnie byłbym oprychem z baru. Kocham walczyć. Kocham. Sześć walk w ciągu roku? Jasne. Nie rozumiem, dlaczego goście wycofują się z walk, nie chcą ich brać, walczą raz na rok, dwa razy. Może zarabiają kasę McGregora? I tam muszę dojść? Śmieszna sprawa jest taka, że jeśli byłaby ta kasa McGregora, nadal walczyłbym sześć razy w roku! Zarobiłbym sześć razy więcej!

Okazuje się, że sekret końskiego zdrowia Cerrone, którego nie imają się żadne poważne kontuzje pomimo częstych startów, jest prosty.

Wlewam w siebie alkohol. Zabija moje szare komórki i mi pomaga.

A bardziej poważnie?

Myślę, że równowaga ma tu duże znaczenie. Czasami, gdy się budzę i mówię swoim trenerom: „Hej, odpuścimy dzisiaj?”. Jasne, odpocznijmy. Jeśli trzeba, weźmy tydzień wolnego. Albo idźmy ostro. Kapitalnie odnajdujemy równowagę. Gdy jestem na obozie, moi trenerzy mieszkają ze mną. Chcę, żeby cały czas mnie widzieli. Wiedzą, kiedy przycisnąć, a kiedy odpuścić. To dobra recepta, przynajmniej dla mnie. No i bawią się ze mną. W pewien sposób dostają kasę za to, żebyśmy razem szaleli.

Gdy trzeba zapierniczać, zapierniczamy. Czy wychodzę pić i się zabawić? Do jasnej cholery – tak! Ale dzielimy czas. Gdy jest pora na pracę, pracujemy.

Ostatnio złapał bakcyla na kolejną rozrywkę. A jakże – ekstremalną. Otóż, zafascynowało go skakanie ze spadochronem z obiektów takich jak wieżowce, mosty, maszty, urwiska górskie, czyli tzw. base jumping. Przyznał, że przechodzi aktualnie odpowiednie treningi, wyrabia papiery.

Nie mam odpowiedzi na swoje szaleństwo.

Wierzę, że mogę pokonać każdego. Gdybym szedł ciemną ulicą i ruszyło na mnie czterech gości? Oh yeah, jedziemy! To taka usterka mojego mózgu.

Przed ponad dwoma laty uległ Brazylijczykowi, który później przegrał co prawda z Khabibem Nurmagomedovem, ale potem zaliczył cztery kapitalne triumfy, w ostatnich z nich deklasując Anthony’ego Pettisa, tym samym odbierając mu pas mistrzowski.

Teraz pretendent, który w trzeciej, ostatniej, rundzie ich pierwszego starcia zaczął przejmować stery pojedynku w swoje ręce, przekonuje, że wynik będzie zupełnie inny, ciesząc się, że walka rozegra się na dystansie pięciu rund.

Im więcej rund, tym lepiej. W pierwszej rundzie trafił mnie tak, że nie wiedziałem, gdzie jestem. Od dawna tak nie dostałem. Zlał mnie. Nie mam wymówek. Żadnych wytłumaczeń. Ale stałem się lepszy, silniejszy.

Nie oglądam żadnych taśm. Bardzo rzadko oglądam nawet swoje walki. Ale uczciwie powiem, że widziałem go z perspektywy pierwszej osoby wtedy, gdy mnie zlał, i widziałem go na żywo, jak zlał Pettisa, bo byłem na widowni. Poza tym nie widziałem, jak gość walczy. Nie wiem w sumie, dlaczego. Po prostu chyba mam to gdzieś.

Kowboj nie ma wątpliwości, jakim wynikiem zakończy się starcie z dos Anjosem.

Na pewno wygram. Chcę go znokautować. Chcę mu urwać łeb. Byłoby miło. Nie określę rundy, ale na pewno chcę to skończyć. I nie mówię o zatrzymaniu przez sędziego. Mówię o skończeniu z twarzą płasko na dechach.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button