Polskie MMAUFC

Błachowicz vs. Rockhold – walka doskonała

Jan Błachowicz zmierzy się z Luke’iem Rockholdem podczas lipcowej gali UFC 239 – i będzie to nie lada szansa dla Polaka na powrót do gry o najwyższą stawkę w wadze półciężkiej.

Obok Antonio Rodrigo Nogueiry, z którym za czasów PRIDE rywalizował Paweł Nastula, a także Andreia Arlovskiego oraz przede wszystkim Fabricio Werduma, w szranki z którymi stawał Marcin Tybura, Luke Rockhold to bezwzględnie najmocniejszy – pod względem sportowych dokonań – rywal, z jakim przyjdzie walczyć jakiemukolwiek reprezentantowi Polski.

W tym przypadku chodzi oczywiście o Jana Błachowicza, który podczas lipcowej gali UFC 239 pójdzie w oktagonowe tany właśnie z mogącym pochwalić się tytułami mistrzowskimi Strikeforce oraz UFC Amerykaninem. Nie wliczając kobiet – Cris Cyborg, Rondy Rousey i Mieshy Tate, Luke Rockhold jest jednym obok Franka Shamrocka zawodnikiem, który rozsiadł się na tronie obu organizacji.

Jan Błachowicz vs. Luke Rockhold na UFC 239

Podopieczny Henriego Hoofta to obecnie jedno z najmocniejszych medialnie nazwisk dostępnych w kategorii półciężkiej. Ba, spośród tych rzeczywiście dostępnych dla Jana Błachowicza – czyli po wykluczeniu Jona Jonesa i Daniela Cormiera – w zasadzie najmocniejsze.

Legendarny Mauricio Shogun Rua nie wywołuje już tak wielkiego zainteresowania jak za swoich najlepszych lat, a jego robiący furorę w dywizji rodak Johnny Walker dopiero tworzy wokół siebie – w szybkim tempie, co trzeba mu oddać – zgiełk medialny.

Natomiast Luke Rockhold nadal – pomimo ponad rocznej absencji w oktagonie – cieszy się nieustającą atencją ze strony mediów wszelakich, od TMZ po te branżowe. Nie ma wywiadu, w którym nie zapytano by go o potencjalne starcie z Bonesem – i nie ma takiego, w którym nie zapowiedziałby, że zdetronizuje piko-króla.

Także wśród fanów sportu były reprezentant American Kickboxing Academy, który od kilku lat szlifuje formę w Hard Knocks na Florydzie, nadal budzi spore emocje. Niewielu jest mu obojętnych. Większość czeka co prawda tylko na to, aby kolejny – po Yoelu Romero, Michaelu Bispingu i Vitorze Belforcie – rywal zdjął z twarzy 34-latka charakterystyczny dlań – pełen wyższości, lekko skwaszony i ironiczny – uśmieszek, ale… Cieszynianin może na tym tylko zyskać!

Owszem, póki co Amerykanin nie jest sklasyfikowany w czołowej piętnastce kategorii półciężkiej – wszak będzie to jego debiut w limicie 205 funtów – i można za pewnik przyjąć, że ewentualną – daj Boże! – wiktorię Cieszyńskiego Księcia jego konkurenci z dywizji spróbują zdezawuować nieprzystosowaniem Luke’a Rockholda do wymagań wagi półciężkiej, jego długą przerwą w występach czy potencjalnym wypaleniem, ale… Zwycięstwo z zawodnikiem o takich dokonaniach i takiej rozpoznawalności, jakie posiada Amerykanin, pozwoli Polakowi powrócić do rozgrywki o najwyższe cele w 205 funtach.

Warto zwrócić też uwagę, że zaplanowana na 6 lipca w Las Vegas gala UFC 239 zwieńczy tradycyjny Międzynarodowy Tydzień Walk – co oznacza, że będzie to wydarzenie piekielnie mocno promowane. Tym mocniej, że w tym roku będzie to jedyna gala podczas tegoż Tygodnia.

Ba, właśnie w lipcu – a zatem bezsprzecznie na okoliczność gali UFC 239 – do oktagonu planuje powrócić niewidziany w glorii zwycięzcy od grubo ponad dwóch lat, ale nadal świecący najjaśniejszym medialnym blaskiem Conor McGregor, który może stanąć do trylogii z innym gigantem, Natem Diazem. W pewnym stopniu taka walka przyćmiłaby oczywiście wszystkie pozostałe, ale nie oszukujmy się – na zawodników walczących obok Irlandczyka i tak zawsze spływa znacznie więcej medialnego blasku niż przy jakiejkolwiek innej okazji.

Na tym jednak nie koniec, bo w ostatnich dniach głównodowodzący UFC Dana White zapowiedział, że celuje w doprowadzenie do walki Daniela Cormiera z Brockiem Lesnarem właśnie latem. O ile McGregora z Lesnarem na jednej karcie raczej nie zobaczymy – przynajmniej dopóty dopóki Irlandczyk nie dostanie udziałów w firmie – to jeden z nich wojujący 6 lipca i tak niesamowicie podkręciłby zainteresowanie galą.

Przestrzegam jednocześnie przed jakimkolwiek – najmniejszym choćby – lekceważeniem Luke’a Rockholda. O ile oczywiście nokaut z rąk niesłynącego z kowadeł w pięściach Michaela Bispinga czy spore problemy w starciu z Davidem Branchem chluby mu nie przynoszą, to odejście od katorżniczego ścinania wagi może okazać się dla byłego mistrza błogosławieństwem – także w kwestii odporności szczęki. Cieszyński Książę nie jest też typem zawodnika, który słynie z nokautującego uderzenia.

Przypomnę, że chociażby rozdający karty w wadze średniej Robert Whittaker nie ukrywa, że po opuszczeniu 170 funtów może przyjąć na głowę zdecydowanie więcej. Nie brakuje zresztą zawodników, którzy po migracji wyżej błyszczą formą – by wspomnieć Dustina Poiriera, Charlesa Oliveirę, Kelvina Gasteluma lub też wojujących w wadze półciężkiej Thiago Santosa czy Anthony’ego Smitha – o Danielu Cormierze nie wspominając. W najmniejszym zatem stopniu nie wykluczam, że w starciu z cieszynianinem zobaczymy Luke’a Rockholda w wersji 2.0 – a co najmniej 1.5.

Nie będzie to więc w żadnym wypadku spacerek dla polskiego zawodnika, który wraca przecież do oktagonu po pierwszym w karierze nokaucie – a takowe mogą namieszać w głowie. Będzie to jednak doskonała szansa na mocny powrót do rajdu o złoto wagi półciężkiej.

*****

Lowing.pl trzy miesiące z Patronite.pl

Powiązane artykuły

Komentarze: 6

  1. „Obok Antonio Rodrigo Nogueiry, z którym za czasów PRIDE rywalizował Paweł Nastula, a także Andreia Arlovskiego oraz przede wszystkim Fabricio Werduma, w szranki z którymi stawał Marcin Tybura, Luke Rockhold to bezwzględnie najmocniejszy – pod względem sportowych dokonań – rywal, z jakim przyjdzie walczyć jakiemukolwiek reprezentantowi Polski.”
    A co z Gustafssonem z którym Janek już miał okazję walczyć?

          1. Ale wtopa no jasne że Kornik
            P.S to chyba przez to , że wstałem o 4tej

Dodaj komentarz

Back to top button