KSWPolskie MMA

Analizy i typowanie KSW 32

Typowanie gali KSW 32, na której Mariusz Pudzianowski zmierzy się z Peterem Grahamem.

Transmisja z gali rozpocznie się w sobotę o godzinie 19:00.

Przypominamy, że poszczególne ikony przy przewidywanych rezultatach walk w lekkim uproszczeniu oznaczają:

IkonaOpis
Tylko kataklizm mógłby sprawić, że mój faworyt przegra.
Jestem przekonany do swojego typu, ale nie skreślam całkowicie jego rywala, bo ma narzędzia, by zwyciężyć – choć szanse na to są niewielkie.
Zawodnik, na którego postawiłem powinien to bez większych problemów wygrać, choć jego rywal może stawić spory opór, który może zaprowadzić go nawet do zwycięstwa.
Nie jestem przekonany, bliżej mi, rzecz jasna, do zawodnika, na którego postawiłem, ale jego oponent ma umiejętności, by to wygrać.
Absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli wytypowany przeze mnie zawodnik polegnie z kretesem, szalenie wyrównana walka, może pójść w dwie strony.

265 lbs: Mariusz Pudzianowski (9-3) vs. Peter Graham (10-9)

Bartłomiej Stachura: Kluczowy element tej walki to tragiczne defensywne zapasy Petera Grahama. Naprawdę tragiczne. Nie ma pojęcia, jak ustawić środek ciężkości, broniąc obaleń, o walce o podchwyty chyba nigdy nie słyszał. Pudzianowski nie jest wirtuozem mat zapaśniczych, ale jest silny jak tur i wie, jak swoją siłę wykorzystywać do obalania przeciwników.

Australijczyk to oczywiście bez porównania lepszy kickbokser niż Polak i scenariusz, w którym Pudzianowski pada na deski po jakimś ciosie, jest realny – ale mało prawdopodobny. Pudzian ma bowiem solidną szczękę, a i sądzę, że nie będzie wdawał się w walkę na pięści i kopnięcia z Grahamem, który zjadł na tym zęby. Nie przypuszczam też, aby Polak był w stanie skończyć Australijczyka ciosami, bo ten jest piekielnie twardy, ale poddaniem? Cóż, Mariusz może i wirtuozem BJJ nie jest, ale defensywny grappling Australijczyka jest tak słaby, że jestem sobie w stanie wyobrazić jakieś duszenie w wykonaniu naszego zawodnika – który przecież coraz lepiej czuje się w walce na chwyty.

Tym niemniej, kondycja Grahama nie jest zła, a dla Pudzianowskiego będzie to pierwszy pojedynek w karierze na pełnym dystansie. Na początku trzeciej rundy, gdy walka rozpocznie się w stójce, Polak będzie musiał bardzo uważać.

Nie zapominajmy jednak, że Szef ma już na karku 40 lat, znajdując się na ostatnim etapie swojej sportowej kariery. Przegrał cztery z ostatnich pięciu walk, jedyne zwycięstwo notując przeciwko kulawemu Marcinowi Różalskiemu… A więc?

Zwycięzca: Mariusz Pudzianowski przez decyzję

170 lbs: Borys Mańkowski (17-5-1) vs. Jesse Taylor (29-12)

Bartłomiej Stachura: Jeśli Borys Mańkowski będzie w dobrej kondycji fizycznej i nie zatka go po pierwszej rundzie (tak, pamiętam, był chory w ostatniej walce, ale wyjaśniam, że w drugim starciu z Aslambekiem Saidovem też w drugiej rundzie już zwolnił), nie powinien mieć problemów z pokonaniem Jessego Taylora.

Spodziewam się, że poznaniak będzie miał wyraźną przewagę szybkościową w stójce i tak naprawdę, jeśli bronił będzie obaleń Amerykanina, powinien bez większych problemów go wypunktować. Nawet jeśli nasz reprezentant znajdzie się na plecach, nadal będzie miał swoje szanse, bo obrona przed poddaniami w wykonaniu pretendenta jest bardzo słaba – 11 (jedenaście!) razy w karierze klepał! Jeśli Mańkowski był w stanie poddać z pleców Saidova, może to samo zrobić z Taylorem.

Podsumowując, szybkość Mańkowskiego będzie decydująca, ale jeśli zawiedzie go kondycja (Amerykanin będzie miał przewagę warunków fizycznych i prawdopodobnie siłową, więc walka na chwyty w klinczu może Polaka kosztować sporo wysiłku), czekać go będą trudne chwile. Tym niemniej…

Zwycięzca: Borys Mańkowski przez decyzję

265 lbs: James McSweeney (14-14) vs. Marcin Różalski (5-3)

Bartłomiej Stachura: James McSweeney nigdy nie grzeszył tytanową szczęką. Nadal co prawda widać u niego dawne kickbokserskie szlify, co objawia się głównie tym, że potrafi w kombinacje bokserskie wplatać zaskakujące kopnięcia, czy to na korpus czy na głowę, a do tego bije mocnymi lowkingami, które w starciu przeciwko mającemu problemy z kontuzjami kolan Marcinowi Różalskiemu mogą mieć spore znaczenie, ale… ta szczęka… Polak w swoim ostatnim pojedynku zaprezentował się w stójce naprawdę przyzwoicie, kilkukrotnie dobrymi kombinacjami trafiając Petera Grahama. Teraz zapewnia, że jego stan zdrowia jest bez porównania lepszy, ale wcale nie jestem co do tego przekonany. Biorąc pod uwagę wszystkie urazy, o jakich mówił w przeszłości, nie jestem pewien, czy rzeczywiście wyjdzie do walki bez żadnych większych, o mniejszych nie wspominając, urazów.

McSweeney może sprawić Polakowi sporo problemów, bo miewa jeszcze przebłyski, potrafi czasami ładnie boksersko skontrować, zmienia od czasu do czasu pozycję na odwrotną, składa wspomniane niezłe kombinacje. Różal w swoich atakach niezbyt dba o defensywę, co może okazać się dla niego gwoździem do trumny, ale ostatecznie – życząc sobie i fanom, aby obaj utrzymywali walkę w stójce – stawiam na Polaka – ma charakter, serce do walki, twardszą szczękę, jego ostatnia dyspozycja była – pomimo porażki – naprawdę solidna, a jeśli rzeczywiście jest teraz w odrobinę chociaż lepszej kondycji fizycznej, to…

Zwycięzca: Marcin Różalski przez (T)KO

205 lbs: Goran Reljic (15-4) vs. Tomasz Narkun (10-2)

Bartłomiej Stachura: Obaj zawodnicy już raz walczyli i to przez pryzmat ich pierwszego boju należy oceniać ich szanse przed nadchodzącym starciem – nie ma bowiem podstaw, by zakładać, że któryś z nich od tego czasu (11 miesięcy) jakoś szczególnie dopracował swój arsenał umiejętności.

Obejrzałem raz jeszcze wspomnianą pierwszą walkę i nie mam wątpliwości, że… werdykt był słuszny. Chorwat wygrał tamto starcie pierwszą i trzecią rundą.

Narkun w stójce nadal prezentuje się bardzo sztywno, jego defensywa prawie nie istnieje, o ruchach głowy możemy zapomnieć. Walczący z odwrotnej pozycji Reljic wielokrotnie trafiał go krosem między gardą. Ofensywę Chorwata w stójce stopowały oczywiście światowej klasy umiejętności parterowe Narkuna, ale… Reljic udowodnił, że będąc z góry, jest w stanie nabijać punkty kontrolą i okazjonalnymi uderzeniami. Raz, co prawda, został przetoczony z półgardy, ale potem wyciągnął z tego wnioski, będąc już zdecydowanie bardziej ostrożnym. Sam natomiast, gdy został położony na plecach, nie dał Polakowi nawet obejść gardy. Przypomnę, że Reljic w swojej karierze jeszcze nigdy nie przegrał przez poddanie, a biorąc pod uwagę, że w aspekcie zapaśniczym to on powinien mieć przewagę (dobrze broni obaleń, nieźle sam obala), widzę go jako minimalnego faworyta tego pojedynku.

Wydaje się, że ważnym elementem mogą dla Polaka okazać się kopnięcia, których nie będzie bał się wyprowadzać – nawet pomimo tego, że w razie obalenia trudno będzie mu poddać/przetoczyć mistrza.

Istotny będzie też element kondycyjny. Obaj panowie nie błyszczą w tej płaszczyźnie i trudno powiedzieć, który z nich zachowa więcej paliwa na ewentualną okoliczność trzeciej rundy.

Ostatecznie stawiam na zwycięstwo Reljica dzięki przewadze stójkowej i zapaśniczej, ale będzie on musiał mieć się na baczności w każdej sekundzie walki na chwyty w parterze – w starciu z takim specem od BJJ jak Tomasz Narkun jedna chwila nieuwagi może oznaczać pierwsze klepanie w karierze.

Zwycięzca: Goran Reljic przez decyzję

155 lbs: Mateusz Gamrot (9-0) vs. Marif Piraev (13-0-1)

Bartłomiej Stachura: Piraev to kawał zdolnego młodzieńca. Pomimo korzeni w bojowym sambo, w stójce prezentuje się bardzo solidnie, z rzadka odwołując się do obszernych sierpów, ulubionych przez masę sambistów. Dobrze korzysta z prostych, jego praca na nogach nie budzi zastrzeżeń, dysponuje szerokim wachlarzem kopnięć, a jego defensywa stoi na wysokim poziomie. Potrafi też doskonale obalać, głównie z klinczu. Dodatkowo, dysponuje dobrym BJJ.

Niby pięknie, ale… jego obrona przed obaleniami… Jest słaba. Nie jest dramatyczna, fatalna, nieistniejąca jak u Petera Grahama, ale po prostu słaba, niewystarczająca. W konfrontacji z takim zawodnikiem jak Mateusz Gamrot, który na zapaśniczych matach zjadł zęby, jest to niedopuszczalne i stanowić będzie poważną przeszkodę dla Rosjanina. Owszem, jest on groźny z pleców, szuka aktywnie poddań, ale o ile w stójce pojedynek zapowiada się na naprawdę wyrównany – a nawet rzekłbym, że solidne szlify kickbokserskie Piraeva (fundamenty – poruszanie się, sposób ataku, obrony, składania kombinacji, wyprowadzanie ciosów) dają mu przewagę na nogach w starciu z czasami chaotycznym i nie stroniącym od ryzyka Gamrotem – tak w obszarze zapaśniczym to nasz zawodnik powinien mieć przewagę.

Mieszając odrobinę stójki z obaleniami Gamer powinien to wygrać, choć trzeba pamiętać, że obaj zawodnicy są młodzi i kilka miesięcy treningu mogło znacząco polepszyć ich umiejętności w każdej płaszczyźnie. Jeśli, dla przykładu, Piraev poprawił obronę przed obaleniami, wtedy Polaka czeka bardzo trudne zadanie.

Nie wiadomo też, jak na Rosjanina wpłynie pierwsze w karierze zbijanie do kategorii lekkiej – czy będzie dzięki temu dysponował przewagą siły, czy może straci na szybkości i kondycji?

Tak czy inaczej…

Zwycięzca: Mateusz Gamrot przez decyzję

170 lbs: Rafał Moks (10-7) vs. Jim Wallhead (27-9)

Bartłomiej Stachura: Jim Wallhead to solidny zawodnik, ale nie zapominajmy, że gdy tylko stawał przed trudniejszymi rywalami – przegrywał. Nigdy nie zdołał dobić się do UFC, co również jest w jakimś stopniu symptomatyczne.

A jednak spodziewam się, że Rafała Moksa czeka piekielnie trudna przeprawa. Nie oszukujmy się, Polak całą swoją grę opiera na poddaniach – w szczególności skrętówkach i gilotynach. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest słaby na nogach, bo tak nie jest, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że nigdy w karierze nie wygrał przez nokaut, to oczywistym staje się, że nie dysponuje dynamitem w pięściach.

Wallhead będzie wyraźnie górował warunkami fizycznymi nad Polakiem, na domiar złego uderza bardzo mocno, a sam jest w stanie sporo przyjąć. Posiada też bardzo duże doświadczenie, a przed walką jasno zapowiadał, że nie zamierza bawić się z Moksem w parter. Wywodzi się z judo, co automatycznie daje mu +5 do obrony przed obaleniami.

Polaka czeka zatem bardzo trudne zadanie, ale… Brytyjczyk posiada jedną karygodną ułomność, która idealnie współgra ze stójkowymi umiejętnościami szczecińskiego berserkera. Otóż, fatalnie broni lowkingi. W zasadzie to praktycznie ich nie broni. Tymczasem Moks potrafi uderzać je naprawdę mocno – i to będzie jego wielka szansa. Ręce wysoko i, jazda, z całej siły w wykroczną nogę Brytyjczyka! Polak nie będzie wszak musiał obawiać się o żadne przechwycenie nogi, bo Wallhead do parteru raczej się z nim nie wybierze. Piszę „raczej”, bo kontrola z góry w wykonaniu Brytyjczyka jest naprawdę niezła i wcale nie jest tak, że Moks w walce na chwyty zyskuje automatycznie jakąś ogromną przewagę – już Aslambek Saidov udowodnił niedawno, że można walczyć z Kulturystą w parterze – byle ostrożnie!

Ostatecznie zatem typuję, że Wallhead jednak przez większość czasu będzie w stanie utrzymać walkę na nogach, a skoro tak, to…

Zwycięzca: Jim Wallhead przez decyzję

265 lbs: Michał Włodarek (7-0) vs. Oli Thompson (15-8)

Bartłomiej Stachura: Włodarek będzie powinien dysponować sporą przewagę siłową i zapaśniczą. Jeśli położy na plecach Thompsona – a ten nie bryluje w obszarze defensywy przed obaleniami – powinien spokojnie skontrolować go z góry. Trudno powiedzieć, jak pojedynek układał będzie się w stójce. Jeśli poznaniak przypomni sobie, jak kiedyś kapitalnie operował pojedynczymi prostymi, pozostając niezwykle mobilnym (walka z Jackiem Czajczyńskim), również i tutaj powinien przeważać, ale jeśli wyglądać będzie to jak z Szymonem Bajorem – Bóg jeden raczy wiedzieć, co to będzie.

Kluczowy czynnik tego pojedynku jest jednak zupełnie inny – to kondycja. Thompson prezentuje się w tej płaszczyźnie nadzwyczaj dobrze, podczas gdy Komar ostatnio od strony kondycyjnej wypadł naprawdę słabo. Jeśli po raz kolejny nasz zawodnik straci paliwo po pierwszej rundzie, w ewentualnej trzeciej będzie musiał mieć się na baczności.

Sądzę, że mieszając uderzenia (a Włodarek ma czym przyłożyć) z obaleniami, Polak znajdzie drogę do skończenia 35-letniego już Brytyjczyka.

Zwycięzca: Michał Włodarek przez (T)KO

185 lbs: Brett Cooper (20-11) vs. Maiquel Falcao (34-7)

Bartłomiej Stachura: Falcao w swoim ostatnim starciu pokonał Jessego Taylora, a walczy w drugiej walce od dołu, podczas gdy Amerykanin bije się o pas, ale… Ano! Trudno wskazać w tym starciu wyraźnego faworyta. Spodziewam się, że mający jeszcze trochę do zwojowania w MMA Amerykanin będzie zdecydowanie bardziej zdeterminowany niż 34-letni Brazylijczyk, który najlepsze ma za sobą. Myślę, że charakterny Cooper zdoła utrzymać walkę w stójce i tam wypunktować, a może nawet znokautować Falcao – głównie dzięki przewadze kondycyjnej, którą powinien dysponować.

Zwycięzca: Brett Cooper przez (T)KO

155 lbs: Leszek Krakowski (10-0) vs. Andre Winner (20-9-2)

Bartłomiej Stachura: Dla Leszka Krakowskiego będzie to zdecydowanie najtrudniejszy rywal w sportowej karierze. Teoretycznie Polak stoi na straconej pozycji, ale biorąc pod uwagę, że jest to pojedynek, w którym do stracenia ma relatywnie niewiele, a do wygrania furę (dokładnie odwrotnie niż Anglik), i jego motywacja powinna stać na absolutnie najwyższym poziomie (dokładnie odwrotnie niż Anglika), nie wykluczam tutaj dużej niespodzianki.

Tym niemniej, biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg karier obu zawodników, nie sposób jednak nie faworyzować tutaj Andre Winnera.

Zwycięzca: Andre Winner przez decyzję

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button