UFC

UFC Fight Night 68 – wyniki i relacja

Relacja na żywo i wyniki gali UFC Fight Night 68 – Henderson vs Boetsch.

185 lbs: Dan Henderson (31-13) > Tim Boetsch (18-9) – KO

Skazywany na pożarcie przez większość ekspertów większych i mniejszych, 44-letni Dan Henderson błyskawicznie rozbił Tima Boetscha swoją firmową H-Bombą. Trzeba jednak przyznać, że Boetsch podszedł do pojedynku z dużą fantazją, szarżując na czającego się z prawicą Dana z nisko opuszczonymi rękami, ni to próbując złożyć kombinację, ni to zepchnąć rywala na siatkę. Po kontrze Hendersona pod Boetschem ugięły się nogi, co stanowiło początek jego końca – Hendo bowiem poczuł krew i uwięziwszy naruszonego Barbarzyńcę pod siatką, zasypał go gradem atomowym ciosów, kończąc go ostatecznie uderzeniami z góry. Henderson przedłuża zatem swoją przygodę z MMA, jeszcze raz przypominając, że nigdy nie można lekceważyć mocy drzemiącej w jego prawicy.

265 lbs: Ben Rothwell (35-9) > Matt Mitrione (9-4) – poddanie

Matt Mitrione po wyrównanym początku pojedynku z Benem Rothwellem postanowił urozmaicić swoją grę o obalenia, zupełnie zapominając, że na co dzień trenuje w Blackzilians. W efekcie oddał Big Benowi duszenie, chwilę potem w panicznym strachu odklepując je obiema rękami. Passa trzech zwycięstw Meatheada została tym samym przerwana, natomiast na takowej znalazł się Rothwell, który po walce w groteskowo zabawny sposób dał do zrozumienia, że mierzy wysoko, kończąc wywiad głębokiem śmiechem rodem z bajek dla dzieci.

155 lbs: Dustin Poirier (18-4) > Yancy Medeiros (11-3) – TKO

Dustin Poirier w kategorii lekkiej wygląda jak nowo narodzony, co potwierdził, całkowicie deklasując Yancy Medeirosa. Diamond od samego początku był znacznie precyzyjniejszy, zasypując rywala gradem mocnych ciosów prostych i posyłając go dwukrotnie na deski. Hawajczyk zdołał co prawda przetrwać walkę w parterze, ale po powrocie do stójki ponownie nie miał nic do powiedzenia – Poirier ponownie trafiał go raz za razem, naruszając kopnięciem na korpus i kończąc nawałnicą ciosów pod siatką. Sędzia słusznie przerwał starcie, oszczędzając bezbronnemu Medeirosowi większego wymiaru kary. Tym samym Poirier notuje drugie kolejne zwycięstwo od czasu przejścia do kategorii lekkiej i mierzy teraz w pojedynki z czołową dziesiątką dywizji.

145 lbs: Brian Ortega (9-0) > Thiago Tavares (19-6-1) – TKO

Powracający po przymusowej absencji spowodowanej wpadką dopingową Brian Ortega w starciu z Thiago Tavaresem zaprezentował fatalne defensywne zapasy, ale… jego piekielnie kreatywna praca z dołu w połączeniu z morderczymi łokciami, którymi zrobił galaretę z twarzy Brazylijczyka, oraz zaskakująco chwilami efektowna – choć nie pozbawiona poważnych luk defensywnych – stójka zaprowadziły go do najcenniejszego zwycięstwa w karierze. Amerykanin przegrywał po dwóch pierwszych rundach, choć to Brazylijczyk, który spędził je na górze, wyglądał, jakby spotkał się z nadjeżdżającym pociągiem. W ostatniej odsłonie to Ortega zachował więcej sił, udanie stopując większość coraz bardziej rozpaczliwych prób zapaśniczych Tavaresa, by ostatecznie ubić go w stójce. Bardzo efektowny występ Ortegi, którego nieustanne dążenie do skończenia pojedynku przed czasem mogły się podobać. Jeśli poprawi zapasy i defensywę kickbokserską, mogą być z niego ludzie.

135 lbs: Anthony Birchak (12-2) > Joe Soto (15-4) – KO

Anthony Birchak od samego początku pojedynku z Joe Soto ruszył do ostrych ataków, spychając byłego pretendenta do pasa mistrzowskiego kategorii koguciej do defensywy. Po jednej z akcji i próbie kolana na korpus błyskawicznie dołożył krótkiego prawego prostego, powalając na deski kompletnie zaskoczonego Soto. Birchak nie wypuścił już zwycięstwa z rąk, rzucając próbującego dramatycznie ratować się rywala na siatkę i tam zasypując go gradem ciosów, po których nieprzytomny Soto padł na deski. Birchak podniósł się zatem po porażce w swoim debiucie, w wywiadzie po walce dając też prztyczka w nos TJ-owi Dillashawowi i zaznaczając, że w ciągu jednej rundy zrobił to, na co mistrz potrzebował pięciu. Bardzo dobry występ Birchaka, który po takiej walce może teraz zawitać do szerokiej czołówki kategorii koguciej.

135 lbs: Francisco Rivera (11-4) > Alex Caceres (10-8) – KO

Francisco Rivera nie potrzebował wiele czasu, by ustrzelić Alexa Caceresa – ten ostatni rozpoczął pojedynek bardzo agresywnie, starając się zepchnąć rywala do defensywy, ale już pierwszą akcję przypłacił przyjęciem kontrującego prawego. Nie wyciągnął jednak z tego żadnych wniosków, raz jeszcze atakując, tym razem kombinacją, bez przygotowania i tym razem nadziewając się na rewelacyjną kontrę Rivery, który potężnymi prawym i lewym posadził Bruce’a Leeroy’a na deskach, błyskawicznie doskakując i kończąc go uderzeniami z góry. Tym samym Cisco podniósł się po dwóch porażkach, notując już trzecie zwycięstwo przez nokaut w UFC i serwując swojemu rywalowi pierwszą w karierze porażkę przez nokaut. Caceres tymczasem po trzeciej porażce z rzędu najprawdopodobniej żegna się z organizacją.

265 lbs: Shawn Jordan (18-6) > Derrick Lewis (12-4) – TKO

Shawn Jordan w pierwszej rundzie starcia z Derrickiem Lewisem zademonstrował absolutną wyższość zapaśniczą, raz po raz kładąc zupełnie nie wiedzącego, jak poradzić sobie z obaleniami rywala. W krótkich okresach walki w stójce pięści świszczały na lewo i prawy, a w poczynaniach zwłaszcza czarnoskórego zawodnika widać było ogromną moc i… ogromny chaos. O wiele lepiej poukładany technicznie i walczący z odwrotnej pozycji Jordan potwierdził swoją dominację w drugiej rundzie, rewelacyjnym kopnięciem hakowym posyłając olbrzyma na deski i kończąc go ciosami z góry. Spektakularny nokaut Barbarzyńcy, który zdaje się zadawać kłam twierdzeniu, że w kategorii ciężkiej nie uświadczymy finezji i polotu. To już trzecie z rzędu zwycięstwo zawodnika ATT, dzięki któremu teraz może śmiało mierzyć w walki z szeroką czołówką królewskiej dywizji.

170 lbs: Omari Akhmedov (15-2) vs Brian Ebersole (51-17-1) – TKO

Odrobinę spokojniejszy niż zwykle i starający się rozłożyć siły na cały pojedynek Omari Akhmedov w pierwszej rundzie całkowicie zdemolował potężnymi lowkingami wykroczną nogę odwrotnie ustawionego Briana Ebersole’a. Będący na permanentnym wstecznym w pierwszej pięciominutówce Amerykanin, który po wielu latach bojów ma już najprawdopodobniej dość, nie zdecydował się wyjść do drugiej rundy, sygnalizując kontuzję kolana. Akhmedov tym samym zalicza drugie zwycięstwo z rzędu, a my możemy tylko się domyślać, czy również walczący z odwrotnej pozycji Conor McGregor oglądał ten pojedynek przed swoją batalią z Jose Aldo…

155 lbs: Chris Wade (10-1) > Christos Giagos (11-4) – decyzja jednogłośna

Christos Giagos nie zaprezentował szczególnie wysokiej inteligencji oktagonowej, w pierwszych dwóch rundach nieustannie pchając się w klincz z lepszym zapaśnikiem, jakim był Chris Wade. W rezultacie kilka razy wylądował na deskach i pomimo tego, że nie dał sobie zrobić większej krzywdy, będąc na plecach, przegrana walka na chwyty kosztowała go decyzję sędziowską. Obudził się dopiero w ostatniej odsłonie, skupiając się wyłącznie na stójce, w której miał przewagę, i unikając walki w klinczu, ale był wówczas już tak zmęczony, że skończenie Wade’a przed czasem – a tylko takie rozstrzygnięcie gwarantowało mu zwycięstwo po przegraniu dwóch pierwszych rund – stanowiło zadanie ponad jego siły. Tym samym Chris notuje trzecie z rzędu zwycięstwo po walce, która z pewnością nie przysporzy mu nowych fanów. Owszem, na pochwałę zasługuje śliczny łokieć w stójce, którym rozciął Giagosa a także ciągła zmiana pozycji oraz świetna kondycja, ale jego upodobanie do klinczu, zapasów i pasywności z góry nie może wzbudzać wielkiej sympatii.

155 lbs: Joe Proctor (11-3) > Justin Edwards (8-5) – poddanie

Pojedynek Joe Proctora z Justinem Edwardem to historia nieustannej presji tego drugiego i w większości udanych kontr w wykonaniu tego pierwszego. Podopieczny Joe Lauzona przez większość pojedynku udanie kontrował ofensywne zapędy stójkowe swojego rywala, bardzo ładnie momentami odchodząc od siatki z ciosami, a także powstrzymywał większość zapaśniczych prób rywala – gdy natomiast znajdował się na deskach, błyskawicznie powracał do stójki. Rozstrzygnięcie nadeszło w samej końcówce starcia, gdy Proctor prawdopodobnie prowadził na kartach punktowych po dwóch udanych rundach – na kilkadziesiąt sekund przed końcem pojedynku naruszył on Edwardsa mocnym kolanem na korpus w klinczu, by potem zasypać go gradem ciosów. Szukający ratunku w skróceniu dystansu Justin dał się złapać w gilotynę, którą Proctor po kilku poprawkach zmusił go do odklepania na ledwie dwie sekundy przed końcową syreną. Solidny występ Joego, który pokazał kilka bardzo ładnych kontr – jego defensywa chwilami jednak zawodziła i w starciu z mocniej bijącym rywalem może odbić mu się czkawką. Tak czy inaczej Proctor notuje trzecie zwycięstwo w czterech ostatnich pojedynkach, natomiast Edwards po trzeciej kolejnej porażce zapewne żegna się z UFC.

185 lbs: Jake Collier (9-2) > Ricardo Abreu (5-1) – decyzja niejednogłośna

Jake Collier i Ricardo Abreu stoczyli wyrównaną stójkową batalię, do której jednak raz po raz wkradał się chaos. Collier atakował przede wszystkim bardzo mocnymi lowkingami, pojedynczymi prostymi i kombinacjami kończonymi kopnięciami, ale zupełnie niepotrzebnie wdawał się w wymiany w półdystansie, zapominając, że posiada sporą przewagę zasięgu. Abreu natomiast próbował mocnymi cepami kontrować kombinacje i kopnięcia Amerykanina, od czasu do czasu odwołując się też do zapasów – Collier był jednak w stanie wybronić większość z nich, a gdy jednak lądował na deskach, błyskawicznie powstawał. W końcówce pojedynku obaj postawili już wszystko na jedną kartę, wymieniając ciosy i kompletnie zapominając o defensywie. Sędziowie słusznie, choć niejednogłośnie, orzekli zwycięstwo Colliera, który na przestrzeni całego pojedynku był zawodnikiem aktywniejszym i precyzyjniejszym. Z tak kiepską kontrolą dystansu wiele jednak raczej w UFC nie zwojuje.

135 lbs: Jose Quinones (4-2) > Leonardo Morales (4-2) – poddanie

W pojedynku otwierającym galę Jose Quinones nie zasypiał gruszek w popiele, po przyjęciu dwóch mocnych kopnięć – lowkinga i middle kicka – od Leonardo Moralesa szybko skracając dystans, przechodząc do klinczu, obalając rywala i po kilkudziesięciu sekundach walki w parterze zajmując plecy zawodnika z Nikaragui. Chwilę potem Quinones zapiął duszenie, wobec którego Morales okazał się bezradny. Tym samym Meksykanin notuje pierwsze zwycięstwo w UFC, natomiast Morales najprawdopodobniej po drugiej porażce z rzędu żegna się z organizacją.

Wyniki

Karta główna

185 lbs: Dan Henderson (31-13) pok. Tima Boetscha (18-9) przez KO (uderzenia), R1, 0:28
265 lbs: Ben Rothwell (35-9) pok. Matta Mitrione (9-4) przez poddanie (duszenie), R1, 1:54
155 lbs: Dustin Poirier (18-4) pok. Yancy Medeirosa (11-3) przez TKO (kopnięcie na korpus i uderzenia w stójce), R1, 2:38
145 lbs: Brian Ortega (9-0) pok. Thiago Tavaresa (19-6-1) przez TKO (uderzenia), R3, 4:10
135 lbs: Anthony Birchak (12-2) pok. Joe Soto (15-4) przez KO (uderzenia w stójce), R1, 1:37
135 lbs: Francisco Rivera (11-4) pok. Alexa Caceresa (10-8) przez KO (kombinacja i uderzenia z góry), R1, 0:28

Karta wstępna

265 lbs: Shawn Jordan (18-6) pok. Derricka Lewisa (12-4) przez TKO (kopnięcie hakowe i uderzenia z góry), R2, 0:48
170 lbs: Omari Akhmedov (15-2) pok. Briana Ebersole’a (51-17-1) przez TKO (kontuzja kolana), R1, 5:00
155 lbs: Chris Wade (10-1) pok. Christosa Giagosa (11-3) przez jednogłośną decyzję (2 x 29-29, 30-27)
155 lbs: Joe Proctor (11-3) pok. Justina Edwardsa (8-5) przez poddanie (gilotyna), R3, 4:58
185 lbs: Jake Collier (9-2) pok. Ricardo Abreu (5-1) przez niejednogłośną decyzję (2 x 29-28, 28-29)
135 lbs: Jose Quinones (4-2) pok. Leonardo Moralesa (4-2) przez poddanie (duszenie zza pleców), R1, 2:34

fot. ZUFFA / UFC.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button