UFC

UFC FN 38 – Shogun vs Henderson 2, podsumowanie i analiza

Podsumowanie i analiza gali UFC Fight Night 38, na której Dan Henderson w dramatycznych okolicznościach znokautował Mauricio Shoguna Ruę.

Dan Henderson > Mauricio Rua

Mauricio Rua i Dan Henderson ponownie dali spektakularny pojedynek. Nie było w nim może tak szalonego tempa, jak w ich pierwszym starciu, ale dramatyzmu było nawet więcej, o zwrotach akcji nie wspominając. Tym razem Brazylijczyk poszedł po rozum do głowy, prezentując znacznie bardziej taktyczne nastawienie, choć gdy dochodziło do ostrzejszych wymian, rzucał ciosami z pełną mocą. Ciężkie ręce obu zawodników powodowały, że każde najmniejsze choćby spięcie mroziło krew w żyłach.

Shogun wyraźnie wygrał dwie pierwsze rundy, prezentując się z bardzo dobrej strony. Rzekłbym nawet, że w takiej dyspozycji nie widzieliśmy Brazylijczyka od bardzo dawna, być może nawet od drugiej walki z Lyoto Machidą (pomijając krótką walkę z Jamesem Te Huną). Rua był znacznie bardziej cierpliwy niż w pierwszym pojedynku z Hendersonem, korzystał z lewego prostego (co mu się poprzednio zdarzało tylko od wielkiego dzwona), a nawet zaaplikował Hendersonowi kilka potężnych lowkingów. W pierwszej i drugiej rundzie miał także Amerykanina na deskach najpierw po doskonałej kontrze stawiającej jak żywo przed oczami nokaut, jakiego poprzednio dopuścił się na Te Hunie, natomiast potem po przepięknym podbródkowym (tym razem Brazylijczyk nie spamował tą techniką, jak to miało miejsce na UFC 139). Hendo udowodnił jednak, że tytan w jego szczęce nadal ma się bardzo dobrze, a nokaut z rąk Vitora Belforta musiał być jakimś nieszczęśliwym wypadkiem przy pracy. Momentami, oczywiście, Shogun był zbyt statyczny, stojąc naprzeciwko ciężkorękiego Hendersona, co nigdy nie jest dobrym pomysłem, ale wydawało się, że Brazylijczyk ma wszystko pod kontrolą.

W trzeciej rundzie jednak zmęczony, wydawało się, że powoli tracący ochotę do walki, do wyprowadzanie ofensywy Dan Henderson po raz kolejny w swojej karierze zaprzęgnął do boju potężny prawy, wykorzystując nisko opuszczone ręce Brazylijczyka przy wychodzeniu z klinczu. Upadając, Brazylijczyk zdołał jeszcze na chwilę wrócić do świata żywych, ale poprawka Amerykanina i kilka hammerfistów zmusiły Herba Deana do przerwania pojedynku. Kilka z nich trafiło co prawda w tył głowy Shoguna, ale wydaje się mało prawdopodobne, by był w stanie powrócić jeszcze do tego pojedynku. Dan Henderson powrócił z dalekiej podróży, notując kolejny spektakularny nokaut na legendzie MMA i udowadniając, że mylili się ci, którzy zwątpili w tytan drzemiący w jego szczęce, odsyłając go na emeryturę. Shogun zaprezentował się bardzo dobrze, ale jeden błąd przypłacił porażką.


Dan Henderson klinczuje, prawdopodobnie szukając obalenia, Shogun zrywa klincz, ale będąc jeszcze w zasięgu pięści Amerykanina, próbuje oddalać się z nisko opuszczonymi rękami, co skrzętnie wykorzystuje Hendo, trafiając krótkim, acz piekielnie mocnym prawym i dobijając później Brazylijczyka ciosami z góry.

Co dalej z oboma zawodnikami? Wydaje się, że żaden dywizji już na tym etapie swojej kariery nie zawojuje, choć mam jakieś dziwne przeświadczenie, że jeśli Shogun podniesie się po tym nokaucie (podobno nic mu nie jest poza złamanym nosem), to może dać jeszcze kilka efektownych walk z szeroką czołówką. Dan Henderson prezentował się źle do czasu nokautu, ale właśnie, Amerykanin zawsze ma w zanadrzu swoją H-Bomb, którą może odpalić w każdej chwili, odwracając losy pojedynku. Tak czy inaczej, dla Shoguna Jimi Manuwa, dla Hendersona – Ryan Bader.

CB Dollaway > Cezar Ferreira

CB Dollaway nie potrzebował wiele czasu, by sponiewierać zdecydowanie przecenianego Cezara Ferreirę – o czym pisałem w każdej zapowiedzi walk Brazylijczyka. Mutant był co prawda w stanie na początku lekko naruszyć Amerykanina, ale później rzucił się w furiacki atak na przyszpilonego do siatki Dollaway’a – wystarczyło jednak, by ten ostatni lekko się odchylił, a obszerne ciosy kompletnie odsłoniętego Brazylijczyka zaczęły pruć powietrze jeden po drugim, co skrzętnie wykorzystał Doberman, kontrując go piękną kombinację prawy – lewy – prawy, by następnie dobić go w parterze. Tym samym CB Dollaway wygrał trzy z czterech ostatnich walk w UFC, a biorąc pod uwagę, że był także lepszym zawodnikiem w formalnie przegranym pojedynku z Timem Boetschem, postęp, jaki wykonał na w ostatnim czasie, robi wrażenie.


CB Dollaway ubija Cezara Ferreirę z trudnej pozycji, mając za plecami siatkę.

Leonardo Santos = Norman Parke

Dość niespodziewanie na papierze będący lepszym kickbokserem Norman Parke w pierwszej rundzie kiepsko radził sobie z zasięgiem Leonardo Santosa, nawet pomimo tego, że miał po swojej przewagę odwrotnego ustawienia. W kolejnych dwóch rundach Irlandczyk z Północy radził już sobie lepiej, częściej trafiając, choć większość walki toczyła się w mało efektownym klinczu – z Brazylijczykiem wciśniętym w siatkę. Zwłaszcza jednak w trzeciej rundzie Parke skutecznie obijał z tej pozycji Santosa. Negatywnym bohaterem walki okazał się jednak brazylijski sędzia, który ukarał Normana odjęciem jednego punktu w drugiej rundzie za przytrzymanie spodenek Santosa. Wydaje się, że nie była to słuszna decyzja, tym bardziej, że w tym samym momencie Brazylijczyk złapał siatkę – byłem przekonany, że to jemu sędzia chce odjąć punkt, a tu masz, babo, placek… Ostatecznie ta niezbyt porywająca walka zakończyła się większościowym remisem, który prawdopodobnie nie satysfakcjonuje żadnego z zawodników.

Fabio Maldonado > Gian Villante

Kto by pomyślał, że Fabio Maldonado zanotuje passę trzech kolejnych zwycięstw z rzędu w UFC? A jednak tak się stało! Brazylijczyk przegrał co prawda pierwszą rundę w starciu z Gianem Villante, który skorzystał ze swojej przewagi zapaśniczej, dominując z góry – ale nie był w stanie wyrządzić Maldonado większej krzywdy. Na początku drugiej rundy jednak, gdy Amerykanin kolanami w klinczu rozciął twarz Brazylijczyka, przebieg walki zmienił się o 180 stopni. Fatalna kondycja Villante zaczęła objawiać się z coraz większą mocą, a zakrwawiony Maldonado wrzucił drugi bieg, zasypując rywala gradem ciosów na korpus i głowę. W trzeciej rundzie Gian przeszedł już w tryb full-zombie, natomiast Maldonado kontynuował taktykę masy ciosów, powstrzymując sporadyczne zapędy zapaśnicze ledwie żywego rywala. Wydawało się, że Villante nie ma prawa dotrwać do decyzji sędziowskiej, ale jego twarda szczęka w połączeniu ze stylem Maldonado, który w swoich akcjach przedkłada ilość ponad siłę, pozwoliła mu dotrwać do końca, choć, szczerze mówiąc, żal było patrzeć na jego męki w trzeciej rundzie.

Tak czy inaczej, twardoszczęki Maldonado notuje już trzecią kolejną wygraną i być może teraz dostanie rywala z szerokiej czołówki.

Michel Prazeres > Mairbek Taisumov

Michel Prazeres zademonstrował, jakie znaczenie w stójce mają dobre ofensywne zapasy. Po tym, jak Mairbek Taisumov po raz pierwszy wylądował na plecach, przekonując się o umiejętnościach grapplerskich Brazylijczyka, zamknął się w sobie w stójce, stając się niezwykle uważnym przy wyprowadzaniu jakiejkolwiek ofensywy, byle tylko ponownie nie narazić się na kolejne obalenie w wykonaniu Tratora. Obawa ta raz po raz prowadziła go do chwytania się siatki w sytuacjach, gdy Brazylijczyk już, już miał kłaść go na plecach – ringowy Mario Yamasaki okazał się bardzo surowy w swoich osądach, odejmując Czeczenowi łącznie dwa punkty, i trzykrotnie ostrzegając go, że „jak jeszcze raz złapie siatkę, to będzie dyskwalifikacja”. Przyznaję, że podobało mi się podejście Yamasakiego, być może było odrobinkę zbyt surowe, ale dobrze, że zrobił wokół tej nieczystej zagrywki sporo szumu.

Podsumowując, Prazeres zaprezentował się bardzo dobrze, będąc również bardzo aktywnym z góry, co mu się szczególnie chwali, bo ileż to mamy przykładów zawodników, którzy zdecydowanie wyżej cenią sobie kontrolę niż próby skończenia walki. Brazylijczyk podejmował ryzyko. W trzeciej rundzie mocno osłabł (standardowo), ale sił starczyło mu na przetrwanie nieśmiałej ofensywy Taisumova, a nawet był w stanie jeszcze raz położyć go na plecach. Prazeres dywizji może nie zawojuje, ale w takiej formie będę go chętnie oglądał.

Rony Bezerra > Steven Siler

Rony Jason od samego początku nastawił się na strzelanie ciężką artylerią, nie robiąc sobie nic z masy lowkingów, którymi na początku zasypał go Steven Siler. Brazylijczyk spokojnie czekał na swoją okazję do kontry, która w końcu się nadarzyła – Amerykanin lewym sierpowym – zaatakował bez przygotowania, bez choćby drobnego zamarkowania ciosu – kompletnie się odsłaniając, a Jason wykorzystał okazję i potężnym prawym sierpowym nad ręką rywala zamroczył go, by chwilę potem posłać na deski lewym sierpowym. Amerykanin był z całą pewnością mocno naruszony, ale też bronił się nadal inteligentnie, próbując kopać z pleców – niestety, sędzia ringowy pospieszył się i przerwał walkę przedwcześnie, samemu przyjmując jedno z kopnięć. Szkoda, bo Siler to twardy zawodnik – nie twierdzę, że byłby w stanie się z tych tarapatów wykaraskać, tym bardziej, że Bezerra to świetny grappler, ale…

Brazylijczyk wygrał cztery z ostatnich pięciu walk, udanie podnosząc się po błyskawicznym nokaucie w starciu z Jeremym Stephensem. Siler tymczasem przegrał drugi pojedynek z rzędu i jego przyszłość w UFC pozostaje niepewna.


Rony Bezerra kapitalnie kontruje nieprzygotowany atak Stevena Silera, by potem posłać go na deski.

Thiago Santos > Ronny Markes

Thiago Santos zaskoczył skreślających go gremialnie bukmacherów (kurs ponad 5.00!), doskonałym kopnięciem na wątrobę powalając faworyzowanego – ale nie będącego w stanie zrobić wagi na walkę – Ronny’ego Markesa. Ten ostatni zrobił wszystko, co mógł, by nawet jednooki był w stanie zauważyć, że odczuł to kopnięcie bardzo mocno – najpierw łapiąc się w uderzone miejsce, potem odwracając wzrok w poszukiwaniu… ratunku? Na końcu zaś po prostu padł na deski, a Santos nie tracił czasu – doskoczył błyskawicznie do naruszonego i nie przejawiającego już woli walki (nie tak jak Piotr Hallmann w podobnej sytuacji) Markesa i skończył go ciosami z góry. Po raz kolejny okazało się, jak groźne mogą być kopnięcia w wykonaniu mańkuta walczącego z klasycznie ustawionym rywalem. Markes zanotował drugą z rzędu porażkę i jeśli zostałby zwolniony z UFC, to stanie się łakomym kąskiem dla kilku organizacji.


Thiago Santos potężnym kopnięciem na korpus odbiera Ronny’emu Markesowi jakąkolwiek ochotę do kontynuowania walki.

Jussier da Silva > Scott Jorgensen

Jussier da Silva od samego początku czyhał na przeniesienie walki do parteru. Przyjął co prawda w międzyczasie kilka ciosów, ale gdy tylko powalił Scotta Jorgensena – dość szczęśliwie, bo w wyniku uderzenia głową – błyskawicznie zdobył jego plecy, tym razem od razu szukając duszenia zza pleców (zamiast uważnej kontroli, jak to miał w zwyczaju wcześniej) – znalazł je bardzo szybko, zmuszając rywala do odklepania. Tym samym Jorgensen przegrał dwa kolejne walki z rzędu i łącznie cztery z ostatnich pięciu. Prawdopodobnie pożegna się z UFC. Formiga natomiast wraca do wyścigu o prawo do walki o pas kategorii muszej.


Formiga przypadkową główką powala Jorgensena, zdobywa jego plecy i poddaje.

Kenny Robertson > Thiago Perpetuo

Kenny Robertson zdemolował Thiago Perpetuo, najpierw trafiając go wysokim kopnięciem, po którym wylądował co prawda na plecach, ale tylko na chwilę. Wkrótce bowiem to Amerykanin zaliczył udane sprowadzenia, po którym od razu przeszedł do dosiadu, skąd zasypał Brazylijczyka gradem ciosów, rozcinając mu twarz. Potem zdobył plecy próbującego wydostać się z opresji rywala, by potem zapiąć ciasne duszenie zza pleców, którym skończył pojedynek. Robertson jak dotychczas od początku swojej przygody w UFC (od sześciu walk) przeplata wygrane porażkami.


Kenny Robertson dusi zmasakrowanego wcześniej z dosiadu Thiago Perpetuo, by ostatecznie go poddać.

Hans Stringer > Francimar Barroso

Po bardzo wyrównanym boju niegdysiejszy pogromca Michała Fijałki Hans Stringer pokonał po niejednogłośnej decyzji sędziowskiej Francimara Barroso. Wynik mógł pójść w obie strony, pierwsza runda należała do Holendra, druga do Brazylijczyka, trzecia natomiast równie dobrze mogła skończyć się remisem. Tak czy inaczej, próbujący walczyć z kontry i zmieniać raz po raz pozycję Barroso, dal się zbyt często wciskać w siatkę, co zapewne nie pozostało bez znaczenia, gdy sędziowie punktowi zmuszeni zostali do zdecydowania o rezultacie pojedynku. Hans Stringer dla Jana Błachowicza?

Godofredo Pepey > Noad Lahat

W otwierającej galę potyczce Godofredo Pepey dość niespodziewanie – był bowiem wyraźnym underdogiem w ocenie bukmacherów – znokautował pięknym latającym kolanem Noada Lahata, serwując tym samym trenującemu w AKA i pochodzącemu z Izraela zawodnikowi pierwszą porażkę w karierze. Dzięki temu zwycięstwu Brazylijczyk ucieka spod noża i kolejną walkę również stoczy w UFC, no chyba, że włodarze amerykańskiego giganta znajdą jakieś ciemne zakamarki w jego przeszłości…


Godofredo Pepey efektownym latającym kolanem posyła Noada Lahata do krainy snów.

fot. Zuffa LLC
Gify – ZombieProphet (@ZProphet_MMA)

Powiązane artykuły

Komentarze: 18

  1. Gali nie obejrzałem całej do końca i nie wiem, czy nadrobię #januszstyle. Bukmachersko również nie stawiałem.

    Największą niespodziankę uważam za zwycięstwo Pepeya. Santosowi dawałem szanse po ważeniu, kiedy to Markes nie zrobił wagi i chociaż nigdy nie uważałem go za wielki talent, to wydawał się gościem na tyle solidnym, aby z takimi Santosami sobie radzić… nie wiem, co się teraz z nim dzieje, ale jego przyszłość w UFC rysuje się w cimenych barwach.

    H-Bomb wiecznie żywy! Był to jednak ostatni występ po terapii TRT i chyba nikt nie ma wątpliwości, że stary Hendo już pewnego poziomu nie przeskoczy. Będzie tylko gorzej… a co z Shogunem? Szło mu w tej walce dobrze i miał pecha… jednak kiedy odniesie porażkę z zawodnikiem pokroju Te Huny – wtedy będzie to wyraźny sygnał, że lepiej już będzie kończyć karierę.

  2. Nie ma znaczenia, czy Shogun powróciłby do pojedynku, czy też nie. Ciosy były nielegalne, dlatego walka powinna zakończyć się dyskwalifikacją. Szczególnie, że to było aż 5 uderzeń!!!

    1. Z jakiegoś powodu post trafił do spamu…

      Masz rację z tym, że prawdopodobieństwo zaistnienia takiego czy innego scenariusza w przyszłości (Shogun wraca / nie wraca do walki) nie powinno mieć znaczenia przy nielegalnych ciosach i stanowić ich usprawiedliwienia – z czysto formalnego punktu widzenia być może rzeczywiście powinna to być dyskwalifikacja, ale czy byłoby to w zgodzie z „duchem walki” (tak, wiem, że to nieostre określenia, pod które można podstawić wszystko). Takie przypadki, gdy jeden zawodnik rusza, żeby dobić drugiego i trafia mu w tył głowy, gdy ten znajduje się w parterze, nie są odosobnione. Oglądając powtórki, nie jestem pewien, czy wszystkie te 5 ciosów było nielegalnych. Pewne jest to, że Herb Dean był kiepsko ustawiony.

      1. Szogun jednak po tym potężnym, krótkim prawym instynktownie poszedł po nogę Hendo, co należy odbierać jako „inteligentną obronę”, a dopiero któryś z tych 5 ciosów albo wszystkie po trochu odebrały mu ochotę do walki.

  3. Magda, powyższe gify robił inny gość, ja korzystam z Avidemuxa i Photoshopa.

    Powiem szczerze, że aż się w podsumowaniu powstrzymywałem, żeby nie napisać, że Shogun może jeszcze z czołówką powalczyć (o zdobyciu pasa nie mówię), bo naprawdę zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie – walczył taktycznie, ale i agresywnie, Hendo nie prezentował absolutnie nic. A tu nagle, ręce nisko po rozerwaniu klinczu i bach, pozamiatane. Jeśli ten nokaut nie wpłynie jakoś mocno na psychikę Brazylijczyka i w swojej kolejnej walce będzie bił się tak, jak w tej, nie skreślałbym go w starciu z prawie nikim poza Jonesem i może Gustafssonem.

  4. Tak, jak piszecie – Shogun nie odleciał, ani nawet nie nakrył się nogami, jak to niektórzy piszą, sugerując, że siły bezwładności doprowadziły do przewrotu w tył w wykonaniu Brazylijczyka :D Ja to widzę mniej więcej tak: Shogun dostaje, pada na deski, robi fikołka, potem dostaje kolejny cios, po którym łapie nogę Hendo, a ten zaczyna uderzać z góry (na pewno ze 2-4 ciosy byłe bezdyskusyjnie nielegalne) – Herb nic nie widzi, bo jest źle ustawiony, podbiega, ale wtedy Henderson przestaje uderzać, bo wie, że jedynym wolnym miejscem jest teraz tył głowy Brazylijczyka, wobec czego, spogląda wymownie na Deana, oczekując przerwania – i Herb przerywa.

    Nie piszę tego jako jakiegoś wielkiego zarzutu w kierunku Hendersona, bo lubię gościa i jest dla mnie jedną z ikon MMA, ale to inteligentna bestia. Oglądając pierwszą walkę obu zawodników, można łatwo wychwycić, jak Dan, dociskając do siatki Shoguna w klinczu, łapał się jej, by go tam utrzymać, ale tylko wtedy, gdy sędzia był po drugiej stronie i nie mógł nic zobaczyć ;)

  5. naiver, to prawda, że Shogun łapał się nogi Hendersona, ale zaraz po przerwaniu walki byliśmy świadkami sceny, jak Brazylijczyk padł jak rażony prądem (lekkie déjà vu z walki Diaz vs Maynard). Jak dla mnie to był wyraźny sygnał, że Shogun był już mentalnie w innym miejscu.

  6. Silas, to prawda i na tym właśnie budowałem przekonanie, że prawdopodobnie Shogun by się z tego nie wykaraskał (choć myślę, że w parterze by trochę więcej równowagi złapał jednak, gdyby został tam dłużej), ale tutaj muszę odwołać się do tego, co napisałem w poprzednim komentarzu – gdy oceniamy, czy ciosy są legalne czy nielegalne, to należy ocenić to „tu i teraz”, a nie na podstawie tego, co wydarzyło się potem. Tak, jak pisał Tens. Czy to, że po całej akcji Shogun nie był w stanie utrzymać równowagi, w jakikolwiek wpływa na ocenę hammerfistów w tył głowy?

    Ja z tym przerwaniem i całą akcją nie mam większych problemów, ale rozumiem podejście ludzi, którzy mają.

    Podobnie trochę z końcówką pierwszej rundy (oglądałem tylko raz, więc mam nadzieję, że nie kreuje tu przeszłości) – był gong, którego nikt nie usłyszał (tzn. w transmisji był słyszalny, ale zawodnicy i sędzia go nie słyszeli), a chwilę potem Dean przerywa walką, sugerując (tak to trochę wyglądało), że tym samym ją kończy po tym, gdy uznał, że Hendo ma dość. Choć tutaj sytuacja jest trochę prostsza, bo wszystko to działo się po gongu.

  7. Ja mam wątpliwości, czy takie ciosy w ogniu walki (Shogun robi fikołek, Dan błyskawicznie do niego doskakuje i zaczyna uderzać) należy kwalifikować jako nielegalne. Co innego, gdy mamy do czynienia z np. dłuższym klinczem i zawodnik ma czas na dokładne przymierzenie – wtedy nie ulega wątpliwości, jakie były jego intencje.

    Korzystając z okazji, jak traktowane są uderzenia w tył głowy w stójce? Przypomina mi się pojedynek Kharitonova z Overeemem, gdzie Holender wycofując się do lin dostał gonga w tył czaszki i padł na ziemię – zawsze ciekawiła mnie ta kwestia, a jakoś nie potrafiłem znaleźć na to odpowiedzi u wujka google’a.

    1. Ciosy w tył głowy są nielegalne w każdej płaszczyźnie walki. To samo tyczy się K-1, boksu i innych „cywilizowanych” dyscyplin.

      Co do samej akcji, mimo, że Shogun prawdopodobnie już by z tego nie wyszedł to pozostaje ogromny niesmak i plama na wspaniałej walce. Ewidentnie ciosem, który znokałtował był ostatni lub przedostatni młotek. I prawdopodobnie dlatego Mauricio padł zaraz po tym jak wstał, ciosy w tył głowy nie są zabronione „dla jaj”. Co do intencjonalności to przez przypadek można uderzyć raz lub dwa, nie pięć, a Hendo w tej pozycji widział co robi. Chyba.

      Jeszcze większy niesmak to przerwanie w walce Silera, oraz walka Santos vs Parke i postawa Villante. Wg mnie cała trójka powinna wylecieć. Jebani pacyfiści w klatce!

  8. Z ciosami w tył głowy w UFC jest podobnie jak z kolanami na głowę, gdy przeciwnik stopami i jakąkolwiek inną częścią ciała dotyka podłoża. Jeśli zawodnik rozpoczyna wyprowadzanie kolana na głowę, gdy jego rywal jest tylko na stopach (czyli formalnie stoi) – jak np. w walce Guillarda z Pearsonem – a uderzenie dociera do celu, gdy uderzany już dotyka maty jeszcze inną częścią ciała (w tamtym przypadku – ręką), taki cios jest legalny. I podobnie w stójce – jeśli atakujący rozpoczyna technikę w sytuacji, gdy głowa jego rywala jest np. na wprost (czyli może bić), a zanim cios dosięgnie głowy atakowanego, ten odwraca ją, powodując, że rzeczony cios ostatecznie trafia w tył jego głowy, to jest to cios legalny. Podobnie chyba było również w walce Velasqueza z Lesnarem.

  9. Wspominałem o tym, że pomimo, iż Shogun na podstawie ostatnich występów jest faworytem i wyglądał w nich dużo lepiej, to nie można wykluczyć, że Hendo go ubije swoją prawicą. Tak też się niestety stało. Szkoda, bo też jestem zdania, że jednak Rua dostarczyłby nam więcej emocji w zestawieniach z top10, aniżeli Hendo.

  10. „Szkoda, bo też jestem zdania, że jednak Rua dostarczyłby nam więcej emocji w zestawieniach z top10, aniżeli Hendo.”

    Zdecydowanie popieram. Nie znoszę stwierdzenia lucky punch, ale jednak w tej walce nikt chyba nie miał wątpliwości, który z nich jest lepszym zawodnikiem. Gdyby nie to TRT :(
    A zestawienie Hendo z Baderem jara mnie, od dawna o nim myślałem, już po porażce Ryana z Gloverem. Shoguna bym chciał zobaczyć z Jimmo – o ile wróci Mauricio. Szlag by to trafił, już tak mocno wierzyłem w odnowienie jego kariery.

    Wyleję swoją frustrację: askfgasdognasdonkfonsadfdonsdanofsadn,!@!

Dodaj komentarz

Back to top button