UFC

Typowanie UFC 188 – Velasquez vs Werdum

Dwa pasy mistrzowskie kategorii ciężkiej staną na szali podczas gali UFC 188, na której Cain Velasquez zmierzy się z Fabricio Werdumem.

Transmisja z gali rozpocznie się o godzinie 1:00 w nocy z soboty na niedzielę.

Przypominamy, że poszczególne ikony przy przewidywanych rezultatach walk w lekkim uproszczeniu oznaczają:

IkonaOpis
Tylko kataklizm mógłby sprawić, że mój faworyt przegra.
Jestem przekonany do swojego typu, ale nie skreślam całkowicie jego rywala, bo ma narzędzia, by zwyciężyć – choć szanse na to są niewielkie.
Zawodnik, na którego postawiłem powinien to bez większych problemów wygrać, choć jego rywal może stawić spory opór, który może zaprowadzić go nawet do zwycięstwa.
Nie jestem przekonany, bliżej mi, rzecz jasna, do zawodnika, na którego postawiłem, ale jego oponent ma umiejętności, by to wygrać.
Absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli wytypowany przeze mnie zawodnik polegnie z kretesem, szalenie wyrównana walka, może pójść w dwie strony.

265 lbs: Cain Velasquez (13-1) vs Fabricio Werdum (19-5-1)

naiver: Teoretycznie nie jest trudno wskazać faworyta, i to wyraźnego, starcia na szczycie królewskiej dywizji między Cainem Velasquezem a Fabricio Werdumem. Meksykański Amerykanin w swoich ostatnich bojach prezentował się epicko, dwukrotnie demolując bardzo mocnego Juniora dos Santosa oraz wówczas jeszcze nie będącego workiem do bicia Antonio Silvę. Spektakularna kondycja mistrza, nieustanna presja, zwierzęca agresja, mentalność spuszczonego ze smyczy po dwóch latach pitbulla, ciężkie ręce i kapitalny klincz, w którym Velasquez jak nikt potrafi unieruchamiać bezradnych rywali na siatce, terroryzując ich brudnym boksem i atomowymi kolanami – takim przeszkodom stawić będzie musiał czoło Fabricio Werdum.

Velasquez będzie bez wątpienia miał przewagę w klinczu i zapasach, najprawdopodobniej też będzie zawodnikiem szybszym w wymianach kickbokserskich (dynamiką Amerykanina mocno zaskoczony był Junior dos Santos), choć nie musi to automatycznie oznaczać, że będzie częściej lub celniej trafiał. Brazylijczyk bowiem pod rządami Rafaela Cordeiro rozwinął się niezwykle mocno w obszarze stójkowym, a to rażąc rywali pojedynczymi uderzeniami bądź kopnięciami na każdej wysokości, a to składając płynne kombinacje bokserskie kończone najczęściej kopnięciem.

Werdum nie jest jednak zawodnikiem, którego cechowałaby szczególnie dobra praca na nogach, wobec czego nie sądzę, by był w stanie uniknąć walki w klinczu, do którego najpewniej – po krótkim fragmencie rozpoznania stójkowego – dążył będzie Amerykanin. Czy będzie tam miał problemy podobne do tych, z którymi borykał się Junior dos Santos? Otóż, tutaj zaczyna się robić ciekawie…

Zwróćmy bowiem uwagę, na jakiej przede wszystkim podstawie zbudowany został obraz Caina – klinczera. Odpowiedź jest prosta i jednoznaczna – na podstawie jego pojedynków z Juniorem dos Santosem. Cigano uznawany wówczas był (nadal jest?) za najlepszego po Velasquezie ciężkiego na świecie, więc dekompozycja twarzy, którą dwukrotnie zafundował mu ten ostatni musiała robić wrażenie. Czy jednak na pewno? Czy z pojedynków Velasqueza z dos Santosem nie wyciągamy zbyt daleko idących wniosków, (zbyt) lekką ręką przekładając je na rywalizację Amerykanina z Werdumem?

Junior dos Santos nie jest mistrzem walki w klinczu. Nie radzi sobie z presją. Cofa się prosto na siatkę. Nie walczy o podchwyty. Ręce trzyma nisko, panicznie bojąc się obaleń. Przypomnę, że wcześniej Mark Hunt na siatce zdołał kilka razy soczyście trafić Brazylijczyka, ale akurat Samoańczyk utrzymywał dystans, nie pchając się do klinczu. Również Stipe Miocic w klinczu miał swoje momenty, gdy trafiał potężnymi ciosami próbującego odejść do boku z opuszczonymi rękami dos Santosa. Nawet Roy Nelson rzucał go na siatkę! Różnice między nimi a Cainem Velasquezem były jednak następująca – ani Miocic, ani Nelson, ani Hunt nie brali sobie za cel walki w klinczu, próbując ustrzelić będącego na siatce Brazylijczyka a nie zdominować go klinczersko. Po drugie, istotniejsze, Velasquez jest oczywiście silniejszy, lepszy technicznie w klinczu i znacznie mocniejszy kondycyjnie. Jednak klinczerskie deficyty dos Santosa, który w kilku walkach popełniał karygodne błędy, będąc na siatce, każą z odrobiną choćby krytycyzmu podejść do klinczerskich masakr, które zafundował mu Velasquez.

Przede wszystkim Werdum nie będzie najprawdopodobniej obawiał się o obalenia – oznacza to, że zamiast biernie przyjmować cios za ciosem, będąc sparaliżowanym możliwością wylądowania na plecach (jak JDS), będzie śmiało mógł skupić się na walce na chwyty, albo blokując ciosy Velasqueza, unieruchamiając mu ręce, próbując odwrócić pozycje, może zerwać klincz, a być może sam atakując (dos Santos pokazał kilka doskonałych łokci, którymi w klinczu w ostatniej walce trafił Amerykanina).

Nie spodziewam się jednak, aby Brazylijczyk był w stanie z klinczu zdziałać zbyt wiele w ofensywie – za to od strony defensywnej powinien wyglądać znacznie lepiej niż Junior dos Santos. Co prawda w starciu z Antonio Rodrigo Nogueirą nie wypadł dobrze w klinczu, ale traktuję ten pojedynek z lekkim przymrużeniem oka. Fabricio wyglądał w nim po prostu słabo, także od strony fizycznej i wydolnościowej.

Jeśli Brazylijczyk ma wygrać to starcie, to albo poprzez ustrzelenie Velasqueza w stójce (Brazylijczyk to piekielnie inteligentny, stary oktagonowy trol, który potrafi wywieść w pole nie jednego rywala, chwilami będąc niezwykle kreatywnym), albo poprzez poddanie w parterze. Mimo wszystko odrobinę bardziej prawdopodobna wydaje mi się ta pierwsza opcja, bo pomimo swojej parterowej maestrii Werdum może mieć spore problemy z poddaniem surowego, ale silnego jak tur Velasqueza. Brazylijczyk nie jest też jakoś szczególnie ofensywnie usposobionym grapplerem.

Fabricio Werdum troluje Roy’a Nelsona.

Nie można też zapomnieć, że Amerykanin wraca po 602 (!) dniach przerwy spowodowanej kontuzjami. Musi to rodzić pytania odnośnie jego formy. Na uwagę zasługuje też fakt, iż Velasquez w ostatnich prawie pięciu latach pojedynkował się z dwoma tylko rywalami (Juniorem dos Santosem i Antonio Silvą) – owszem, rozbił ich w pył, ale o wiele więcej moglibyśmy powiedzieć o jego dyspozycji, gdyby miał w ostatnich latach na rozkładzie większą liczbę przeciwników.

Ogromną rolę może w tym pojedynku odegrać także miejsce rozgrywania gali – stolica Meksyku położona jest wysoko nad poziomem morza, co znacznie utrudnia oddychanie. Z jednej strony Fabricio Werdum zdawał się przygotowywać rzetelniej do zmiany klimatu, od ponad miesiąca przystosowując do niego swój organizm (Cain przyleciał dwa tygodnie przed galą), ale nie zapominajmy, że Brazylijczykowi wkrótce stukną już 38. urodziny, a sam zaczyna przebąkiwać o emeryturze, co na ogół nie wróży niczego dobrego.

Werdum ma kilka mocnych atutów po swojej stronie, które wespół z wieloma znakami zapytania wobec Velasqueza mogą zaprowadzić go do sensacyjnego zwycięstwa. Nie wykluczam scenariusza, w którym Werdum w pierwszej, drugiej, ewentualnie trzeciej rundzie ubija lub poddaje rywala, ale… Mimo wszystko wydaje się, że przewaga kondycyjna i zapaśnicza Velasqueza, a także szybkościowa w stójce odegrają główną rolę w tym starciu – Velasquez najpewniej z większymi lub mniejszymi sukcesami męczył będzie w klinczu Brazylijczyka, a gdy ten w kolejnych rundach zacznie słabnąć, przeniesie walkę do parteru, tam kontynuując swój napór, być może nawet kończąc Vai Cavalo ciosami z góry.

Zwycięzca: Cain Velasquez przez decyzję

155 lbs: Gilbert Melendez (22-4) vs Eddie Alvarez (25-4)

naiver: Pojedynek zapowiada się intrygująco, choć… wydaje się, że Gilbert Melendez i Eddie Alvarez, a więc byli mistrzowie, odpowiednio, Strikeforce oraz Bellatora najlepsze lata kariery mają już jednak za sobą. Starcie zapowiada się na piekielnie wyrównane i nie sposób wskazać tutaj wyraźnego faworyta. W stójce minimalnie wyżej cenię sobie jednak bokserski kunszt i doskonałą pracę na nogach Alvareza, który powinien też być odrobinę szybszy. Umiejętność walki z obu pozycji, niesygnalizowane ataki i świetne zejścia – Melendeza czeka trudna przeprawa w szermierce na pięści. Nie jest jednak bezbronny, zwłaszcza że defensywa Eddiego mimo wszystko do najlepszych nie należy, a i jego szczęce do stalowej daleko – choć trzeba mu oddać, że bardzo szybko dochodzi do siebie po knockdownach. Melendez zawsze słynął z doskonałej odporności, ale wydaje się, że historyczna twardość jego szczęki powoli staje się historią – padł na deski po uderzeniu Diego Sancheza, zamroczył go Anthony Pettis – obaj natomiast nie słyną z mocy drzemiącej w pięściach, że tak pozwolę sobie zestawić tych obu diametralnie odmiennych zawodników obok siebie.

Nie jestem pewien, czy zobaczymy w tej walce parter, bo sądzę, że defensywne zapasy i praca na nogach Alvareza będą skutecznie stopować zapędy zapaśnicze Melendeza. Czy Eddie natomiast będzie próbował kłaść na plecach rywala? Możliwe. Czy zdoła? Wątpliwe.

Sporą rolę może w tej walce odegrać przygotowanie kondycyjne, bo z której strony by nie spojrzeć, wydaje się, że starcie potrwa pełne trzy rundy – obaj zawodnicy są bowiem niezwykle twardzi i charakterni, nie dysponując jednocześnie ani nokautującym ciosem w stójce, ani jakąś wybitną parterową ofensywą. W swoim debiucie w UFC Alvarez wypadł pod względem wydolności bardzo przeciętnie, ale przyjął tam ogromną liczbę potężnych kopnięć na korpus od Donalda Cerrone, co – wespół z nerwowością spowodowaną od dawna wyczekiwanym wstąpieniem w progi oktagonu – w pewien sposób może tłumaczyć byłego mistrza Bellatora. Na jego szczęście Melendez kopie znacznie, znacznie rzadziej.

Obaj zawodnicy wskazują na błędy, jakie popełniali w swoich ostatnich przegranych walkach, obiecując, że teraz będzie inaczej. Alvarez narzekał, że kompletnie zapomniał o poruszaniu się w konfrontacji z Kowbojem, natomiast Melendez uznał, że niepotrzebnie za wszelką cenę dążył do obalenia w rywalizacji z Showtimem. Wygląda zatem na to, że Eddie będzie teraz mobilniejszy, Melendez – wszechstronniejszy.

Trudno ocenić, który z nich ma więcej szans na zwycięstwo, więc zmuszony jestem odwołać się do innych, zdecydowanie mniej namacalnych elementów. Otóż, 33-letni Melendez wydaje się być odrobinę bliżej zakończenia kariery niż 31-letni Alvarez. W wywiadach otwarcie mówi o emeryturze i można nawet odnieść wrażenie, że jest już na nią gotowy. Brakuje mu ognia. Inaczej jest z Alvarezem. Znany z tego, że nienawidzi opuszczać rodziny, zrobił to, pojechał na 6 tygodni do Filadelfii, by tam przygotowywać się do starcia z El Nino. Mam wrażenie, że nadal nie powiedział ostatniego słowa w UFC. Jeszcze bucha w nim ogień – chęć zwycięstwa, zbliżenia się do walki o pas. Nawet w przegranym starciu z Cerrone zaprezentował kilka doskonałych akcji, którymi prawdopodobnie skończyłby zawodników ze słabszą szczęką niż Kowboj.

Ostatecznie zatem bez przekonania typuję, że lepsze szlify bokserskie Alvareza zaprowadzą go do zwycięstwa.

Zwycięzca: Eddie Alvarez przez decyzję

185 lbs: Kelvin Gastelum (10-1) vs Nate Marquardt (33-14-2)

naiver: Kiedyś pretendent do pasa mistrzowskiego, dziś Nate Marquardt to 36-letni zawodnik w ostatnim stadium kariery, który przegrał cztery z ostatnich pięciu walki – dwie przez nokaut, dwie po wyraźnej przegranej przez decyzje. W starciu z młodszym aż o 13 lat Kelvinem Gastelumem, które może być dla niego ostatnim w UFC, czeka go niezwykle ciężka przeprawa. Gastelum będzie dysponował przewagą szybkościową, jest zawodnikiem znacznie aktywniejszym, walczy z odwrotnej pozycji i, jak powtarza, ma w sobie mnóstwo frustracji po ostatnim przegranym starciu z Tyronem Woodley’em, którą w sobotę zamierza wykorzystać do ubicia Marquardta. Swoje przygotowania przepracował w Alliance i zapowiada powrót do kategorii półśredniej po zwycięstwie. Biorąc pod uwagę ostatnie pojedynki obu, trudno nie widzieć dużej przewagi kondycyjnej, którą powinien cieszyć się Gastelum – pomimo fatalnego stanu zdrowia dał względnie wyrównaną walkę z Woodley’em, podczas gdy Marquardt był na skraju nokautu w potyczce z Bradem Tavaresem. Spodziewam się, że nieustanna presja Gasteluma zaprowadzi go albo do pewnego zwycięstwa na punkty w podobnym stylu do tego z Nico Musoke (mnóstwo klinczu), albo pozwoli mu ustrzelić kruchoszczękiego już rywala. Postawię na tę drugą opcję.

Zwycięzca: Kelvin Gastelum przez (T)KO

145 lbs: Charles Rosa (10-1) vs Yair Rodriguez (4-1)

naiver: Yair Rodriguez, zwycięzca latynoskiego TUFa, to 22-letni zawodnik, który często zdaje się cenić efektowność ponad efektywność. To może się podobać, ale… Za obrotowymi łokciami czy kopnięciami rodem z capeoiry nie idą fundamenty – Meksykanin raz po raz przy wyprowadzaniu ciosów zostawia nogi pół metra za sobą, w atakach pozostając mocno narażonym na kontry. Charles Rosa nie jest z pewnością najlepszym stójkowiczem w dywizji, ale jeśli nie zdołał go ubić równie efektowny jak Rodriguez, ale posiadający solidne fundamenty i będący po prostu o klasę lepszym kickbokserem od Meksykanina Sean Soriano, to nie sądzę, by sztuka ta udała się zwycięzcy TUFa. Rosa to bowiem kawał twardziela z ogromnym sercem do walki. Po jego stronie powinny być zapasy i zwłaszcza parter – Rodriguez to przyzwoity grappler, ale cechuje go nieopamiętanie w dążeniu do poddań (jeszcze większe niż Rosy), co naraża go na kontry rywali. Pomimo kilku dogodnych pozycji nie zdołał w swoim debiucie poddać słabego parterowo Leonardo Moralesa – co będzie w konfrontacji z o dwie klasy lepszym specem od BJJ w osobie Rosy? Podsumowując, Rodriguez na tym etapie kariery nie ma wystarczającego doświadczenia i brakuje mu wielu fundamentów, które uzupełniałyby jego efektowność. Rosa to kawał twardziela, który prędzej czy później zaciągnie go do parteru i tam najprawdopodobniej poskręca.

Zwycięzca: Charles Rosa przez poddanie

125 lbs: Henry Cejudo (8-0) vs Chico Camus (14-5)

naiver: Wbrew pozorom oraz kursom bukmacherskim pojedynek robiącego furorę w UFC Henry’ego Cejudo z nowo narodzonym Chico Camusem zapowiada się intrygująco. A wszystko dzięki temu, co reprezentant Roufusport pokazał w swoim ostatnim pojedynku, pewnie wypunktowując Brada Picketta. Amerykanin z nudnego grindera zmienił się w niezwykle mobilnego i piekielnie precyzyjnego strikera – jego bujający styl musi przywodzić na myśl to, co w oktagonie od pewnego czasu demonstruje TJ Dillashaw. Oczywiście, Camus ma jeszcze sporo pracy przed sobą, w ostatnim starciu czasami dawał się bezsensownie trafiać, chwilami źle oceniał dystans, robił krok w lewo, zamiast w prawo i tak dalej – jednak w tym piekielnie niewygodnym dla każdego niemal rywala stylu drzemie ogromny potencjał. Jeśli Cejudo zdecyduje się wymieniać ciosy z Camusem, a ten ostatni zaprezentuje się nie gorzej niż ostatnio, każde rozstrzygnięcie będzie możliwe. Lubujący się w ostrych, kilku-uderzeniowych, czasami mocno sygnalizowanych i wykonywanych trochę bez głowy, szarżach były olimpijczyk będzie bowiem narażony na mocne kontry – Camusowi, który prawdopodobnie będzie dysponował przewagą szybkości, wystarczy wówczas zejście z linii ataku (co doskonale robił w poprzedniej walce) i odpłacenie rywalowi pięknym za nadobne. Dlaczego jednak trudno dawać Chico większe szanse na zwycięstwo w tym pojedynku? Dlatego, że Cejudo może przegrać tylko na własne życzenie, czyli wtedy, gdy zdecyduje się na szermierkę na pięści (a i to nie jest wcale pewne!) – jeśli bowiem pójdzie po rozum do głowy i zaprzęgnie do działania swoje zapasy… Camusa byli w stanie obalać czterej ostatni rywale: Brad Pickett (2 razy), Chris Holdsworth (4), Yaotzin Meza (1), Kyung Ho Kang (3). Cejudo od każdego z tej czwórki jest o trzy klasy lepszym zapaśnikiem. Jeśli zdecyduje się na walkę zapaśniczą albo chociaż nie będzie od niej stronił, raz na jakiś czas szukając obalenia, Camus znajdzie się w ogromnych tarapatach. I nie skreślając tego ostatniego, stawiam na to, że właśnie tak się stanie i Cejudo wypunktuje go, mieszając boks z zapasami.

Zwycięzca: Henry Cejudo przez decyzję

155 lbs: Drew Dober (15-6) vs Efrain Escudero (23-9)

naiver: Obu zawodników dzielą tylko trzy lata (Efrain Escudero – 29 lat, Drew Dober – 26), a jednak wydaje się, że ten pierwszy niemal wszystko ma już za sobą. Kiedyś zwycięzca TUFa i doskonale rokujący młodzieniec, dziś absolutny średniak. Nie mam wątpliwości, że Escudero pod względem czysto technicznych umiejętności przewyższa Drewa Dobera, ale… To nie jest zawodnik, któremu można zaufać. Solidne występy przeplata z fatalnymi, dobre akcje z długimi fragmentami bezczynności. Zupełnie inaczej jest z jego sobotnim rywalem – Dober zawsze wychodzi do walki z bojowym nastawieniem, zawsze idzie do przodu, zawsze pozostaje niezwykle aktywny (czasami trafia, czasami nie, ale wyprowadza mnóstwo ciosów). Jest konsekwentny w tym, co robi. Dziurawą jak dobry szwajcarski ser defensywę nadrabia twardą szczęką i wielkim sercem do walki. W UFC nie zanotował jeszcze żadnego mocnego zwycięstwa (Jamie Varner znokautował się sam…), ale teraz będzie miał ku temu dobrą okazję. I choć nie skreślam absolutnie Escudero – bo jeśli przypomni sobie, że wiele potrafi, i zdecyduje się to pokazać, może spokojnie pokonać Dobera w każdej płaszczyźnie – to stawiam na to, że zadziorność i duża aktywność zawodnika z Nebraski okażą się jego kluczami do zwycięstwa.

Zwycięzca: Drew Dober przez decyzję

135 lbs: Alejandro Perez (15-5) vs Patrick Williams (7-4)

naiver: Patrick Williams pamiętany jest przede wszystkim z uwagi na zjawiskowy nokaut latającym kolanem, który zafundował mu w debiucie w UFC Chris Beal. Williams nie jest jednak takim słabeuszem, na jakiego mógłby wyglądać. To bardzo mobilny, niezwykle dynamiczny i dobry w stójkowej ofensywie (tylko ofensywie – defensywnie jest bardzo słaby i ma kruchą szczękę) zawodnik, który jednak najlepiej prezentuje się w płaszczyźnie zapaśniczej. Alejandro Perez, zwycięzca latynoskiego TUFa, jest solidnym średniakiem, który nie wyróżnia się jakoś szczególnie w żadnym elemencie. Powinien jednak mieć przewagę kondycyjną z uwagi na miejsce rozgrywania gali oraz fakt, iż kondycja dynamicznego Williamsa często nie domaga – jest też znacznie twardszym zawodnikiem. Do starcia przygotowywał się w American Kickboxing Academy, co sugeruje, że jego zapasy mogły zostać mocno poprawione. W starciu nieprzewidywalnego Williamsa z odrobinę bardziej przewidywalnym Perezem typuję tego ostatniego.

Zwycięzca: Alejandro Perez przez decyzję

155 lbs: Johnny Case (20-4) vs Frank Trevino (12-0)

naiver: Nie sądzę, by ten pojedynek był wyrównany. Pomimo ledwie 25 lat na karku Johnny Case to doświadczony zawodnik, który ma już na koncie dwa zwycięstwa w UFC. W swoim debiucie na japońskiej ziemi pokonał Kazukiego Tokudome, później rozmontował Frankiego Pereza. Nie są to może nazwiska, które mogą robić wrażenie, ale dyspozycja Case’a mogła się podobać, zwłaszcza w tym drugim starciu. To obdarzony świetną kondycją i dobrymi warunkami fizycznymi bardzo wszechstronny zawodnik – solidny uderzacz i mocny grappler. Zawsze bardzo aktywny. Przed swoim debiutem w UFC przeniósł się do San Diego, by trenować w MMA Allaince wspólnie z między innymi Mylesem Jurym, Jeremym Stephensem, Rossem Pearsonem czy Michaelem Chandlerem. Jego rywal, Frank Trevino, zaliczył udany debiut w organizacji, pokonując zwolnionego już z organizacji Renee Forte, ale nie zachwycił w tym starciu – zaprezentował słabe defensywne zapasy, kilkukrotnie lądując na deskach, ale zwyciężył dzięki fatalnej kondycji Brazylijczyka. Na uwagę zasługuje też odwrotna pozycja, z której walczy Trevino. Powraca on jednak po kilkunastu miesiącach przerwy spowodowanych kontuzją, co stawia dodatkowe znaki zapytania nad formą 33-latka. Case powinien mieć przewagę w każdej płaszczyźnie, a jego aktywność, lepsze warunki fizyczne i doskonała kondycja w połączeniu z dobrym nastawieniem do walki (wydaje się naprawdę lubić to, co robi) powinny stanowić barierę nie do przeskoczenia dla Trevino.

Zwycięzca: Johnny Case przez (T)KO

170 lbs: Cathal Pendred (16-2-1) vs Augusto Montano (15-1)

naiver: Cathal Pendred posiada jeden z najgorszych rekordów 3-0 w UFC. Tylko w debiucie nie pozostawił wątpliwości i wykaraskawszy się z ogromnych tarapatów, poddał Mike’a Kinga. Potem po bardzo kontrowersyjnych walkach pokonał decyzjami sędziowskimi Gasana Umalatova oraz Seana Spencera – poza sercem do walki, twardą szczęką i tężyzną fizyczną nie pokazując wiele więcej. Irlandczyk to bowiem rzemieślnik, który deficyty techniczne nadrabia siłą, regularnie prąc do klinczu, by tam walczyć o sprowadzenia. W konfrontacji z Augusto Montano czeka go trudna przeprawa – nawet nie dlatego, że Meksykanin jest jakimś dobrze rokującym czy uzdolnionym zawodnikiem, bo nie jest, ale dlatego, że jest to kawał twardego i silnego zawodnika, który walczy na swoim terenie. Oznacza to, że na tak dużej wysokości spędził i trenował całe życie – Pendred tymczasem nie słynie z żelaznej kondycji, co walka w stolicy Meksyku może jeszcze bardziej uwydatnić. Wcale jednak nie musi tak się stać, bo Montano jest niezwykle agresywnym fighterem, który w każdy niemal cios wkłada całą moc, szybko wycerpując swoje pokłady energii – a skończenie hardego Irlandczyka będzie bardzo trudnym zadaniem. Meksykanin nie dysponuje może najlepszymi defensywnymi zapasami, ale pozostaje aktywny z dołu, szukając powrotu do stójki. Jeśli Pendred przetrwa początkową nawałnicę Montano, spodziewam się, że wyjdzie z tego boju zwycięsko, terroryzując pod siatką zmęczonego rywala morderczymi chwytami uniemożliwiającymi ucieczkę. Biorąc pod uwagę miejsce rozgrywania pojedynku oraz reakcje fanów, którzy owacyjnie reagować będą na każdy, choćby przestrzelony cios Montano, w ogóle nie zdziwi mnie, jeśli tym razem sędziowie nie okażą się jednak łaskawi dla Irlandczyka. Ba, pomimo tego, że Meksykanin jest nadal dość surowy w stójce, uderza mocno – a Pendred na deskach już miał wątpliwą przyjemność lądować nie raz, więc nokaut w wykonaniu Montano wcale nie jest szczególnie nierealnym scenariuszem. Pomimo tego stawiam jednak na Pendreda jako zawodnika twardego, konsekwentnego, zaprawionego w bojach, który będzie miał po swojej stronie przewagę doświadczenia. Montano ostatnią trzyrundową walkę stoczył prawie cztery lata temu, przegrywając z Samem Alvey’em. Jeśli więc nie skończy rywala w miarę szybko, znajdzie się na obcych sobie wodach, na których od dawien dawna pływa Pendred.

Zwycięzca: Cathal Pendred przez decyzję

145 lbs: Gabriel Benitez (17-4) vs Clay Collard (14-5)

naiver: Gabriel Benitez to względnie wszechstronny, ale nie wyróżniający się szczególnie w żadnej płaszczyźnie zawodnik. Walczy z odwrotnej pozycji, chętnie skraca dystans latającymi kolanami, jest aktywny z pleców, często szukając poddań – z których najbardziej zdaje się lubować w gilotynach. W swoim debiucie w UFC pokonał po niezbyt efektownej walce słabego Humberto Browna, dusząc go na początku trzeciej rundy. Jego sobotni przeciwnik, Clay Collard, to przede wszystkim kickbokser, który w swoim debiucie nie sprostał co prawda Maxowi Holloway’owi, ale biorąc pod uwagę, że wziął tę walkę w zastępstwie i miał w niej swoje momenty, nie jest to powód do wstydu. Znacznie lepiej zaprezentował się w kolejnej potyczce, wypunktowując Alexa White’a – na uwagę zasługuje jego mobilność i lekkość w poruszaniu się. Nadal nie zawsze domaga kontrola dystansu i garda, której praktycznie nie trzyma, ale mogą podobać się jego kontry lewym sierpowym z odejściem, szybkie kombinacje bokserskie kończone kopnięciami czy częste bombardowanie korpusu rywala. Niepokoić jednak musi kondycja Collarda, który po pierwszej kulance w drugiej rundzie bardzo szybko stracił masę sił i w trzeciej był już potwornie zmęczony, przeżywając bardzo trudne chwile i w aktach desperacji ratując się klinczem i obaleniami. Jeśli jednak utrzyma w starciu z Benitezem pojedynek w stójce, najpewniej wypunktuje albo znokautuje Meksykanina. Jeśli jednak walka trafi do parteru, niezły grappler w osobie Beniteza będzie miał swoje okazje. Biorąc jednak pod uwagę nie robiące wrażenia zapasy Meksykanina (choć w tym miejscu warto wspomnieć, że do pojedynku przygotowywał się w AKA) i dobrą pracę na nogach Collarda, która powinna w zarodku dusić zapaśnicze zapędy rywala, typuję dość wyraźne zwycięstwo znacznie lepszego w stójce Amerykanina.

Zwycięzca: Clay Collard przez decyzję

170 lbs: Albert Tumenov (15-2) vs Andrew Todhunter (7-0)

naiver: Andrew Todhunter, były snajper w amerykańskiej armii, który został ranny w Iraku w wyniku czego przeszedł trzy operacje, wziął walkę z Albertem Tumenovem na niespełna dziesięć dni przed galą, zastępując kontuzjowanego Hectora Urbinę. Na domiar złego nigdy jeszcze nie bił się w kategorii półśredniej, więc będzie to jego pierwsze w karierze zbijanie do limitu 170 funtów. Ten miłujący zapasy i poza nimi nie mający wiele do zaoferowania zawodnik w swojej dotychczasowej karierze mierzył się z średniakami stanów najniższych i słabeuszami. Wszystkich pokonał, ale przeskok jakościowy, jakiemu będzie zmuszony stawić czoło w konfrontacji z Albertem Tumenovem, jest gargantuiczny. Poza debiutem w UFC, w którym Albert Tumenov nie sprostał na wrogim terenie potężnemu Ildemarowi Alcantarze – mając Brazylijczyka na przysłowiowym widelcu w pierwszej rundzie, rzucił wszystkie siły, aby go skończyć, co się ostatecznie nie udało, drenując siły witalne Rosjanina, który przegrał dwie kolejne rundy i cały pojedynek. W kolejnych bojach prezentował się już znacznie lepiej, prześliczną kontrą odprawiając Anthony’ego Lapsley’a, kopnięciem na głowę Matta Dwyera oraz wyraźnie wypunktowując Nicolasa Musoke. Z jakichś absurdalnych powodów po trzech kolejnych zwycięstwach otwiera kartę walk sobotniej gali. Spodziewam się, że nie będzie miał problemów z zatrzymywaniem zapaśniczych zapędów Todhuntera, który z każdą minutą oddychał będzie coraz ciężej, by w końcu paść pod ciosami ciężkorękiego i kowadłonogiego Rosjanina.

Zwycięzca: Albert Tumenov przez (T)KO

PODSUMOWANIE

WalkanaiverCaloBolt
Cain Velasquez vs Fabricio Werdum
1.19 - 5.15
Velasquez Velasquez Velasquez
Eddie Alvarez vs Gilbert Melendez
2.55 - 1.57
Alvarez Melendez Alvarez
Kelvin Gastelum vs Nate Marquardt
1.20 - 5.00
Gastelum Gastelum Gastelum
Charles Rosa vs Yair Rodriguez
1.43 - 2.90
Rosa Rosa Rosa
Angela Hill vs Tecia Torres
3.50 - 1.33
Torres Torres Hill
Chico Camus vs Henry Cejudo
9.75 - 1.08
Cejudo Cejudo Cejudo
Drew Dober vs Efrain Escudero
1.67 - 2.30
Dober Dober Escudero
Alejandro Perez vs Patrick Williams
1.59 - 2.50
Perez Perez Perez
Francisco Trevino vs Johnny Case
5.00 - 1.20
Case Case Case
Augusto Montano vs Cathal Pendred
1.65 - 2.35
Pendred Montano Pendred
Clay Collard vs Gabriel Benitez
2.65 - 1.53
Collard Collard Collard
Ostatnia gala5-75-73-8
Łącznie334-175326-171317-184
Poprawne65,61 %65,59 %63,27 %

fot. MMAFighting.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button