UFC

UFC 170 – bezbarwnie

Poza nielicznymi wyjątkami gala UFC 170 przebiegła zgodnie z oczekiwaniami, nie racząc fanów nadmierną ilością emocji.

Walka o pas mistrzowski dywizji kobiecej po tym, jak Sara McMann zdążyła ulokować na twarzy Rondy Rousey kilka ciosów, szybko przeniosła się do klinczu, gdzie pod siatką pretendentka dała się zdominować (ale nie obalić!), przyjmując sporo kolan na korpus. Po jednym z nich jak żywo zadudniły w mojej głowie słowa mistrzyni sprzed walki:

Ja mogę tam umrzeć w klatce, ona ma dziecko, musi do niego wrócić.

Krótkie kolano na wątrobę okazało się wystarczające, by odebrać zapaśniczce wolę walki w pojedynku o złoty pas UFC. Pomimo tego, że przerwanie szeroko komentowane było jako przedwczesne, nie odniosłem takiego wrażenia. McMann padła na kolana i przez sekundę, dwie nie przejawiała woli walki – jedyne, co Herb Dean mógł zrobić nieco inaczej, to wkroczyć bardziej zdecydowanie. Dziennikarze obserwujący na żywo galę pisali, że wychodząc po walce wieczoru z oktagonu, z niedowierzaniem kręcił głową – nie wiem tylko, co było tego powodem, bo chyba nie to przedwczesne przerwanie?

Tak czy inaczej, po walce, która dostarczyła znacznie mniej emocji, niż się spodziewano, Ronda Rousey zwyciężyła pierwszy raz w swojej karierze przez (T)KO. Z kim jednak może się teraz zmierzyć? Nie żebym był wielkim znawcą dywizji kobiet, ale jeśli miałaby to być zwycięska na wczorajszej gali acz drewniana jak Dąb Bartek Alexis Davis, to promotorów UFC czekać będzie cholernie trudne zadanie zainteresowania nim fanów – nie wiem, co musiałyby obie zrobić przed walką, żebym to obejrzał.

Daniel Cormier zawalczył emocjonalnie i w niczym nie przypominał świetnie poruszającego się strikera z pojedynku z Roy’em Nelsonem. W rezultacie wyglądał w mojej opinii znacznie gorzej, będąc agresywnym do granic możliwości, co przypłacił przyjęciem kilku ciosów na twarz i korpus. Wierząc jednak w jego sportową złość na Patricka Cumminsa, którego chciał rozsmarować na deskach jak najszybciej, nie przywiązywałbym większej (żadnej?) wagi do sposobu, w jaki uporał się z rywalem. Wdał się w bijatykę, bo wiedział, że jego umiejętności z ogromną nawiązką na to wystarczą. Swoją drogą, jak to możliwe, że tak wielu ekspertów większych i mniejszych naprawdę uwierzyło w Cumminsa? Czy nie mieli tych dziesięciu minut, żeby obejrzeć jego trzy z czterech walk w MMA ogólnodostępne w Internecie?

Rory MacDonald zasłużenie na punkty pokonał Demiana Maię, ale jeśli ta walka miała pokazać – zgodnie z sugestią Kanadyjczyka z wywiadu – że odzyskał ogień, to… prawdziwemu Smokowi nie przystoi nie być w stanie skończyć chwiejącego się na nogach przez dwie rundy śmiertelnika.

Brazylijczyk doskonale rozpoczął pojedynek, obalając MacDonalda i systematycznie pracując z góry nad poprawieniem pozycji, co doprowadziło go do dosiadu, z którego raził młodziana ciosami. Kanadyjczyk przetrwał jednak ciężkie chwile, a gdy przeniósł w końcu walkę na powrót do stójki, to gra zaczęła toczyć się do jednej bramki, nawet pomimo tego, że i Brazylijczyk w trybie zombie czasami trafiał.

Pretensje do MacDonald od kilku pojedynków są te same – nie potrafi przestawić przekładki w swojej głowie, która odpowiada za zdolności do kończenia rywali, preferując bezpieczne rozwiązanie. Demian Maia natomiast po udanej pierwszej rundzie całkowicie (!) opadł z sił, próbując później raz po raz zapaśniczego wejścia w dwie nogi – od tego zmęczenia chyba rzeczywiście coś mu się musiało pomieszać, bo przecież Brazylijczyk zapaśnikiem nigdy nie był, a rywali obalał z klinczu. Tutaj tego całkowicie zabrakło i Maia raz po raz lądował na deskach z twarzą przyklejoną do desek na skutek odrzutu Kanadyjczyka. W trzeciej rundzie, znajdując się już na skraju życia i śmierci, jeszcze raz co prawda udało mu się przenieść walkę do parteru, dając powód Benowi Askrenowi do wyśmiania defensywnych zapasów MacDonalda, z czego zawodnik ONE FC ochoczo skorzystał, ale Maia nie był już w stanie nic ugrać, a z dołu świetnie pracował Ares, wracając szybko do płaszczyzny, w której czuł się najbezpieczniej i tym samym dowożąc kolejne punktowe zwycięstwo do szczęśliwego końca.

Mówię tak – dajcie MacDonaldowi Brandona Thatcha i z całą pewnością nie będzie piątej kolejnej decyzji w walkach Kanadyjczyka. Padnie jeden albo drugi.

Pozostałe

Stephen Thompson po raz pierwszy w karierze zastopował ciosami Roberta Whittakera, udowadniając na twardoszczękim Australijczyku, że płynne ciosy rzucane na luzie nawet jeśli z perspektywy kamery nie wydają się szczególnie mocnymi, jak najbardziej takowymi mogą być, gdy do boju zaprzęga je świetnie technicznie ułożony striker.

Mike Pyle zadał kolejną porażkę przez (T)KO TJ Waldburgerowi, który w wieku ledwie 25 lat chyba powinien powoli pomyśleć o zakończeniu kariery zawodniczej, coby nie prowokować losu.

Prezentujący świetną pracę z odwrotnej pozycji Raphael Assuncao nie miał większych problemów z rozbiciem Pedro Munhoza, ale ten ostatni jak najbardziej ma szanse na to, by prędzej czy później zawitać do TOP 10 kategorii koguciej.

Zach Makovsky doskonale przeplatał dobre akcje bokserskie z obaleniami, wyraźnie wypunktowując Josha Sampo. Chwilami praca nóg schodzącego z linii ataku rywala Zacha była naprawdę dobra. Czy jednak ktoś naprawdę chciałby oglądać go z Demetriousem Johnsonem?

A Wy co szczególnie zapamiętacie z wczorajszej gali?

fot. UFC.com

Powiązane artykuły

Komentarze: 19

  1. a odpowiadają na Twoje pytanie – NIC :(. Nudna gala. Cormier wyglądał słabo. Walczył chaotycznie no i żałuje, że nie było żadnych obaleń. Chciałem zobaczyć jak Cormier go również zapaśniczo demoluje.

  2. Niestety Ronda nie ma sobie równych(w tym momencie), jednak nie uważam tego za minus. Im dłużej będzie niepokonana, tym większa będzie chęć odebrania jej tytułu, na co skusi się Cyborg ;)
    Czekam również na kolejną walkę Cormiera, w której zaprezentuje swój normalny poziom, ponieważ zgadam się z autorem, że do Cumminsa podszedł na pewniaka nie zważając zbytnio na to co robi przeciwnik.
    Szczerze, żadna z walk nie zapadła mi w pamięć, a jedyne co mogę z galą kojarzyć to ostatni występ polskiego duetu Janisz-Jurkowski na OS.
    Czekam na kolejne artykuły, pozdro!

    1. White pytany o Cyborgową w kontekście tego, że chce zejść do 135 lbs i Tito nie jest już jej menedżerem, zaczął kluczyć, że nie wiadomo, zobaczymy, musiałaby kilka dobrych zwycięstw tam zanotować, bo jakże to tak przechodzić i od razu o pas mistrzowski walczyć itd. :)

      Ogólnie te media scrumy z dziennikarzynami, którzy nie mają cohones, żeby wdać się w najdrobniejszą choćby dyskusję z Whitem w obawie przed utratą akredytacji, są naprawdę słabe.

  3. Co do przerwania walki Rondy. To przy takich sytuacjach przypomina mi się powiedzonko „nie zostawiaj decyzji w rękach sędziów”. Każdy zawodnik w takiej sytuacji w pierwszej kolejności powinien być zły na siebie, że dopuścił do sytuacji, gdzie sędzia mógł przerwać walkę. Gdyby McCann nie dała się zdominować w klinczu ,nie padłaby na deski. To nie sędzia odebrał szansę zawodnikowi tylko sam zawodnik.

  4. Dla mnie przerwanie za wczesne. Sędzia powinien był poczekać jeszcze 2-3 sekundy. Po pierwsze to jest walka o pas, po drugie to są kobiety walczące w koguciej. Ich ciosy ważą… mało. Zdaję sobie sprawę, że nie są tak wytrzymałe jak faceci, ale jednak to są fighterki, nie modelki. Podobała mi się postawa Assuncao, świetnie zdominował przeciwnika.

    1. „… po drugie to są kobiety walczące w koguciej.”

      No, właśnie! KOBIETY! Na moje oko więc przerwanie powinno być po pierwszym celnym ciosie na twarz, bo kto to widział, żeby oglądać bitą kobietę.

      A tak poważniej, dla mnie jednak ok, poszła na dół, sugerując, że coś się stało poważnego, pozostała tam bez ruchu przez chwilę = przerwanie.

  5. a pomyśleć, że mieliśmy na tej gali oglądać Cormiera z Evansem i Khabiba z Melendezem :(.

    Mam nadzieje, że Dana zestawi DC z JJ o pas bo chyba UFC ma bardzo duży kłopot w zestawieniu naprawdę interesujących pojedynków o pas ( wyjątkiem średnia). Takiej posuchy to już dawno nie było, właściwie żadna dywizja nie wzbudza za wielkich emocji a do tego brakuje największych gwiazd (Anderson i GSP).

    1. No i miało być równie ciekawe Khabilov vs dos Anjos.
      Posucha w półciężkiej jest, to trzeba przyznać, a taki Glover pasa mu nie odbierze.
      Jedynie w kategoriach: lekkiej i średniej atmosfera w TOPie jest gęsta, że nożem można kroić.

  6. Gala w porównaniu do dwóch poprzednich naprawdę dobra. Kilka dużych nazwisk i dobry debiut Munhoza. MacDonald trochę zawiódł moje oczekiwania. Nie widzę w nim mistrza, brak mu agresji, instynktu zabójcy. Przez jakiś czas pas potrzyma Hendriks, a w międzyczasie pojawi się inny młody i utalentowany, który go odbierze. Rory będzie krążył w okolicach top 3-5. W 2 rundzie Maia chwiał się nawet bez przyjęcia ciosu, a Kanadyjczyk i tak dociągnął do decyzji.

  7. I’m going to immediately understand the rss or atom while i won’t be able to to locate the e mail monthly subscription link or e-newsletter program. Accomplish you might have any? Remember to let my family realize so I can signed up. Thanks.

Dodaj komentarz

Back to top button