KSWPolskie MMA

Mariusz Pudzianowski: „Mój płaszcz mięśniowy potrzebował więcej paliwa i na charakterze trzeba było te 2-3 minuty dojechać”

Mariusz Pudzianowski opowiada o trudnym, ale zwycięskim pojedynku z Jay’em Silvą podczas irlandzkiej gali KSW 40 w Dublinie.

W walce wieczoru irlandzkiej gali KSW 40, która odbyła się w niedzielę w Dublinie, Mariusz Pudzianowski przeszedł prawdziwe piekło, ale pokazał nie lada charakter i przetrwawszy katorgi, dowiózł do końca większościową decyzję sędziowską w konfrontacji z Jay’em Silvą.

Wyniki KSW 40: Po morderczym boju „Pudzian” większościowo pokonał Jay’a Silvę

Dwie pierwsze rundy po mojej myśli. To, co chciałem. Ostatnia runda? Duży znak zapytania. 50 na 50.

– powiedział w rozmowie z dziennikarzami po gali Pudzian.

Było troszeczkę w tej trzeciej rundzie parę trudnych chwil, ale charakter – i przetrwało się.

Polski zawodnik dopiero na 24 godziny przed galą dowiedział się, kto będzie ostatecznie jego rywalem. James McSweeney, do walki z którym przygotowywał się przez kilka miesięcy, ostatecznie nie został bowiem dopuszczony do występu, a jego miejsce zajął ściągnięty w rezerwie Jay Silva.

Pudzianowski nie ukrywał, że taka zmiana mocno pokrzyżowała mu szyki.

Ten jest akurat praworęczny, tamten jest leworęczny. Zupełnie inne przygotowania. Tu zachodzisz w prawo, tu w lewo, tu kopiesz, tu trzeba było uważać, bo szybki, wiem, że tańczy na nogach i ciężko go upolować było gdzieś na te nogi – mimo, że cienkie te nogi ma, ale te cienkie nogi pomagają mu w uciekaniu, a ja znowu słoń. Ganianie było za nim.

– powiedział, przyznając, że miał w ostatniej rundzie kilka trudnych momentów.

No, przygwizdało parę razy. Ktoś powiedział, że mam miękką głowę, to miał okazję się przekonać, czy jestem taki miękki na ciosy.

Przed pojedynkiem były strongman zapewniał co prawda, że dokonał ogromnego progresu w płaszczyźnie kondycyjnej, a w pierwszej rundzie jedynie się rozgrzewa, ale rzeczywistość okazała się nie po raz pierwszy zgoła odmienna. Już po pierwszych pięciu minutach Polak oddychał bowiem ciężko, a do trzeciej rundy wyszedł z resztką sił.

Cały czas pracuję, pracuję. Technika, wszystko jest, ale co z tego, że technika jest, jak w pewnym momencie brakuje trochę tego powietrza.

– przyznał, zapytany o kondycję.

Jednak ten płaszcz mięśniowy, wisi mi ten kamień na plecach cały czas. Dwie rundy – idzie. Ale trzecią rundę to ten płaszcz mięśniowy jednak tego paliwa potrzebuje.

Wiedziałem, że przy wadze 100 kilogramów jest szybki. Widziałem, jak bił się z Michałem Materlą, z Mamedem, jeśli dobrze pamiętam, ze Strusem. Jest to szybki zawodnik. Nie ma co mu ujmować. No i te prawie 30 walk robi swoje – doświadczenie ma.

Siły w nim za bardzo nie było, bo tak, jak widzieliście, wywalałem go – ale jednak ten płaszcz mięśniowy potem potrzebował u mnie więcej paliwa, no i na charakterze trzeba było w trzeciej rundzie te 2-3 minuty dojechać.




W wywiadach po gali James McSweeney zapowiedział, że do jego walki z Mariuszem Pudzianowskim dojdzie w marcu przyszłego roku. Obaj mieli nawet stanąć naprzeciwko siebie w klatce na zakończenie gali ale polski zawodnik szybko ją opuścił, niezdolny do udzielenia wywiadu.

Zapytany właśnie o potencjalną konfrontację z Brytyjczykiem, odparł w swoim stylu:

Na wszystko przyjdzie czas i pora. Teraz troszeczkę odpoczynku zasłużonego. I potem znowu do pracy. Jeżeli chcę się jeszcze trochę rozwijać w tym MMA, trzeba ciężko pracować, samo mi nic nie przyjdzie.

Cały wywiad:

*****

Poznański Nick Diaz – czyli (nie)skomplikowana historia lewego sierpowego

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button