Conor McGregor vs. Floyd Mayweather Jr.

5 najważniejszych wniosków z konferencji Conora z Floydem w Toronto

Druga konferencja prasowa przed zaplanowaną na 26 sierpnia walką Conora McGregora z Floydem Mayweatherem Juniorem dobiegła końca – oto pięć najważniejszych wniosków.

Druga konferencja prasowa z udziałem Conora McGregora i Floyda Mayweathera Juniora, która odbyła się w Toronto, była zdecydowanie bardziej energetyczna aniżeli ich pierwsze starcie na gesty i słowa w Los Angeles.

1. McGregor złapał wiatr w żagle

Tym razem Irlandczyk wiedział już dokładnie, czego spodziewać się, więc i formę zaprezentował zdecydowanie wyższą niż w Los Angeles, gdzie wyraźnie nie był sobą. Tym razem rozpoczął z wysokiego „C” i poziom trzymał do końca.

Podobnie jak przy okazji drugiego starcia z Natem Diazem, tak i teraz Conor McGregor skorzystał z kultowej linii, tym razem jednak wspólnie z publicznością, która zdecydowanie stała po jego stronie – i trzeba przyznać, że odzew fanów był niesamowity.

Zachęcani przez McGregora fani skandują „Fuck the Mayweather”.

Irlandczyk nie oszczędził też jednego z szefów Showtime, Stephena Espinozę, dając jasno do zrozumienia, co sądzi o odcięciu mu mikrofonu podczas pierwszej konferencji. Dodajmy, że Showtime złożyło nieco wcześniej oświadczenie, tłumacząc, że nikt „celowo” nie wyłączył McGregorowi mikrofonu.

Zruganie Espinozy miało jednak swój wymiar, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie spodziewał się, że Notorious może w ten sposób potraktować człowieka, który w ogromnej mierze przyczynił się do doprowadzenia do tej walki, a na dodatek reprezentuje rozdającego w tym teatrze karty giganta z Showtime. Z drugiej zaś strony – nie sądzę, aby Espinoza miał mu to za złe.

„A skoro jesteśmy w temacie – jebać też Showtime! Ty mała gnido! Spójrz na siebie, ty mała, pierdolona gnido! Widzę to w twoich oczach! Jesteś pierdoloną dziwką!”

Leitmotivem konferencji staje się powoli plecaczek Floyda, co nie mogło ujść uwadze McGregora.

„Masz 40 lat, ubieraj się, jak, kurwa, przystało na ten wiek. Wnosisz szkolny plecak na scenę… Dlaczego wnosisz plecaczek na scenę? Przecież nawet czytać nie potrafisz!”

Po pierwszej konferencji prasowej amerykańskie siły postępu w formie Policji Myśli zrzeszającej demoliberalnych dziennikarskich gryzipiórków zarzuciły McGregorowi rasizm. Chodziło mianowicie o fragment, w którym Irlandczyk wykrzyczał do bujającego się przed nim Amerykanina: „Tańcz dla mnie, chłopcze! Tańcz dla mnie, synu!”.

Odrobinę mniej skażeni duchem politycznej poprawności zaznaczali co prawda, że McGregor w drugiej części tych okrzyków zmienił „chłopca” na „syna”, co ich zdaniem miało wskazywać na to, iż szybko zrozumiał, że popełnił rasistowską gafę – ale zła fama poszła w świat.

Jakież zatem musiało być zdziwienie politpoprawnych gagatków, gdy Irlandczyk – wcześniej rasistowsko stwierdziwszy, że Floyd nie umie czytać – ponownie, nic sobie z ich tyrad nie robiąc, potraktował adwersarza dokładnie tym samym tekstem – a zamiast „syna” ponownie był „chłopiec”.

Chcę, żebyście dla mnie śpiewali – a ty masz dla mnie tańczyć! Wy śpiewacie, on tańczy! Tańcz dla mnie, chłopcze!!!

Osobiście uważam jednak, że najlepszym momentem całej konferencji był ten, w którym Amerykanin zaczął opowiadać o swoim wieku.

Mam 40 lat, a czuję się jakbym miał 20! – powiedział Floyd.
A zachowujesz się, jakbyś miał 10! – wypalił Conor.

Ten właśnie moment świetnie obrazuje różnice w „sztuce” trashtalku między oboma zawodnikami. Bystrość, lotność, umiejętność natychmiastowej reakcji, celna riposta – wszystko to domeny Irlandczyka.

Innymi słowy, nie ma wątpliwości, że podczas konferencji w Toronto McGregor zaprezentował wyborną formę teatralną. Poszybował naprawdę wysoko.

2. Floyd pozostawał niewzruszony – kilka razy skontrował

Wydawało się, że po takim wstępie Amerykanina czeka piekielnie trudna rola do odegrania. McGregor dopiero co „dał czadu”, a cała publiczność stała za nim murem.

Zanim Mayweather zabrał głos, musiał wysłuchać skandowania ze strony fanów: „Pay your taxes!!!” (Zapłać podatki!).

Pomimo tak niesprzyjających okoliczności, w jakich przyszło działać Amerykaninowi, poradził sobie zaskakująco przyzwoicie.

O ile nie jestem w najmniejszym stopniu fanem sposobu, w jaki prowadzi swoją narrację – przesyconego WWE („mówię dwa zdania, potem maszeruję przez pół minuty po scenie, stroję miny, mówię kolejne zdanie, znów wędruję, aby podkreślić te słowa”), bo okrutnie razi to wszystkie zmysły karykaturalną nienaturalnością, to oddać mu trzeba, że nie wydawał się w najmniejszym stopniu poruszony pokazem McGregora, a i swoją rolę – niższych lotów i zdecydowanie bardziej „wyuczoną” – odegrał przyzwoicie.

Wyprowadził też jedną doskonałą kontrę, gdy – w odpowiedzi na kpiny McGregora ze swojego ubioru – podszedł do przyodzianego w wymiętą koszulkę Dany White’a, mówiąc do niego, że oni – ludzie, którzy mają pieniądze – nie muszą stroić się już w garnitury. To już ich nie dotyczy.

I chociaż odegrał to jak chłopiec z zerówki na szkolnym przedstawieniu, to przekaz był trafny.

3. Choćby napluli sobie w twarz – rękoczynów nie będzie.

Oczywiście, wszyscy spodziewaliśmy się, że konferencje z udziałem Conora i Floyda będą wyglądać właśnie tak, jak wyglądają. Albo mniej więcej tak. Czyli bicia piany na potęgę.

Rzecz jednak w tym, że nawet jeśli świetnie odgrywają swoje role – szczególnie Irlandczyk, bo, jak wspominałem, styl Amerykanina jest mocno odpychający w swojej nienaturalności – to wszyscy wiemy, że nigdy na scenie nie dojdzie do żadnej fizycznej interakcji, rękoczynów. Jak bowiem wieść gminna niesie, zabraniają tego kontrakty. Dlatego właśnie podczas staredownów obaj z odległości 5 centymetrów szczekają na siebie jak wściekłe psy, a jednocześnie zachowują się, jakby dzieliła ich niewidzialna ściana.

Staredowny obu są intensywne – ale ileż można ujadać, nie dając sobie w końcu w zęby? Okazuje się, że jednak w imię wyższych ($) celów można długo.

Innymi słowy, cokolwiek by nie zrobili, cokolwiek nie powiedzieli – możemy być pewni, że „nic z tego nie będzie”. Dlatego właśnie konferencje Conora McGregora z Natem Diazem cenię sobie zdecydowanie bardziej – tam fajerwerki były naturalne. Tam człowiek cały czas zastanawiał się, czy zaraz nie skoczą sobie do gardeł. Były nieprzewidywalne.

A tutaj? Wyobraźcie sobie, że przypadkowo obejrzeliście fragment końcówki jakiegoś filmu, widząc tam jednego z głównych bohaterów, a potem zaczynacie oglądać od początku – czy będziecie przeżywać sceny, w których rzeczony bohater ociera się o śmierć, skoro wiecie, że i tak przeżyje?

Tak i tutaj – McGregora i Mayweathera dzieli niewidzialna bariera i choćby nie wiem, co zrobili, nie przekroczą jej. Żaden nie da się sprowokować. Daremne ich trudy, daremne emocje.

Tyle dobrze, że skończy się ten teatr prawdziwą – choć okrutnie ograniczoną – walką…

4. Conor nie wspomniał o bokserskich podbojach żeńskich Floyda

Przed konferencjami wiele mówiło się o tym, że właśnie ten temat to najczulszy punkt Floyda Mayweathera Juniora. Póki co jednak Conor McGregor ani razu go nie poruszył. Takich hamulców nie miał natomiast wczoraj w nocy jego trener John Kavanagh:

Powinien był pozostać przy obijaniu kobiet i prowadzeniu klubów ze striptizem. Przebudził mroczną, mroczną bestię, którą spotykał tylko w najgorszych koszmarach.

Czy McGregor czeka z atakami z tego kierunku na kolejne konferencje? Czy może jednak zapisy kontraktowe obejmują nie tylko nietykalność cielesną? Przekonamy się wkrótce.

5. Conor i Floyd to dobrzy kumple

Pomimo tych wszystkich teatralnych słów i gestów Amerykanin i Irlandczyk odnaleźli w sobie nawzajem bratnie dusze. I bardzo się szanują.

McGregor zdaje sobie sprawę, że zarobi pieniądze, które zapewnią jego rodzinie bardzo godziwy byt na wiele pokoleń, a jednocześnie docenia spokój i opanowanie Mayweathera w szermierce na słowa – i oczywiście zdaje sobie sprawę z jego umiejętności bokserskich.

Floyd z kolei zawsze chciał być showmanem takim jak McGregor – i nigdy nim nie będzie, bo nie ma w sobie cech, które by na to pozwoliły. Na swój sposób Irlandczyk robi jednak na nim wrażenie, a im bardziej i efektowniej szczeka, tym mocniej świecą się Amerykaninowi oczy – „Ten skurwysyn jest w tym naprawdę dobry!”.

Nie ma żadnego przypadku w tym, że w swojej medialnej narracji Floyd w najmniejszym stopniu nie hamuje Conora, a zamiast tego pozwala mu nabrać rozpędu. Wyobrażacie sobie, z jaką łatwością Mayweather mógłby wyśmiać umiejętności McGregora, jak wieloma argumentami podeprzeć tezę, że w ringu będzie to morderstwo? Zamiast tego jednak regularnie daje Irlandczykowi miejsce na nabranie rozpędu. Ba, sam go popycha, przekonując a to, że sam jest już stary, że ciężko idzie mu obóz przygotowawczy, że Conor jest wyższy i ma lepszy zasięg, że uderza potwornie mocno.

Obaj odnaleźli w sobie bratnie dusze.

Cała konferencja poniżej:

Kolejna odsłona walki na słowa i gesty – tym razem w Brooklynie – dziś o północy!

Z kolei podsumowanie pierwszej konferencji znajdziecie w artykule poniżej:

Conor, Floyd, pie*dolone dresy, 100-milionowe czeki, dyrdymały i makagigi

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button