UFC

UFC on Fox 11 – relacja na żywo

W rozwinięciu relacja na żywo z gali UFC on Fox 11.

Poniżej wszystkie zestawienia, wyniki i podsumowania pojedynków.

Fabricio Werdum > Travis Browne (decyzja jednogłośna)

Szczwany lis Fabricio Werdum bardzo pewnie wypunktował Travisa Browne’a, demonstrując bardzo dobrą, momentami mocno nieszablonową i przebiegłą stójką i bardzo mocno poprawioną kondycję – przynajmniej względem starcia z Antonio Rodrigo Nogueirą. VaiCavalo raz po raz trafiał zmęczonego już po pierwszej rundzie Hawajczyka, kilkukrotnie też przenosząc walkę do parteru i będąc pierwszym, który tej sztuki w UFC dokonał – dotychczas bowiem Browne bronił wszystkich prób obaleń.

Fabricio Werdum świetnie bawił się podczas pojedynku, raz po raz próbując zmylić Browne’a patrząc w dół, uderzając na górę, czy też próbując zagadać swojego rywala, przeplatając to jednocześnie szalonymi – ale niezwykle precyzyjnymi – szarżami kickbokserskimi. Bardzo dobrze pracował ciosami prostymi, których kompletnie brakowało dysponującemu w końcu większym zasięgiem Browne’owi (czy on w ogóle umie wyprowadzać jaby?). Świetnie też pracował na nogach, unikając prób zamykania go pod siatką w wykonaniu Hawajczyka.

W wieku 36 lat VaiCavalo prezentuje najlepszą formę w swojej karierze. Zawsze rewelacyjny parter wzbogacony o doskonałą stójkę (obrotówki a la Barboza? dlaczego nie!), do tego niezwykła kreatywność, inteligencja i spryt w oktagonie wsparte o ogromne doświadczenie i dobrą kondycję. Fabrycy jest w gazie! Czy jednak będzie w stanie powstrzymać prezentującego zupełnie inny poziom niż Browne Caina Velasqueza? Na pewno po tym, co zaprezentował, daję mu dużo więcej szans niż po starciu z Big Nogiem, tym bardziej, że Amerykanin będzie wracał po długotrwałej kontuzji.

Miesha Tate > Liz Carmouche (decyzja jednogłośna)

Miesha Tate po przespaniu pierwszej rundy w drugiej zaczęła się budzić, by w trzeciej już zdominować grapplersko Liz Carmouche. Pomimo tego, że punktowałem 29-28 dla tęczowej, to nie będę tracił czasu i energii na debatowanie, czy jednogłośna decyzja na korzyść Tate jest słuszna, czy nie. Cytując klasyka, whatever.

Donald Cerrone > Edson Barboza (poddanie – duszenie zza pleców)

Brazylijczyk Edson Barboza idealnie rozpoczął pojedynek z Donaldem Cerrone, trafiając kilkoma mocnymi ciosami i powstrzymując zapędy zapaśnicze Amerykanina. Twarda szczęka tego ostatniego pozwoliła mu wyjść z tych tarapatów bez szkód fizycznych, ale wydawało się, że psychicznie Kowboj może już być ugotowany. Tymczasem nic takiego się nie stało, Amerykanin był agresorem i pomimo tego, że to Barboza częściej i mocniej trafiał, to Cerrone dalej parł do przodu. W końcu znalazł lukę w defensywie źle oceniającego dystans Brazylijczyka, powalając go na deski lewym prostym – to chyba ostatecznie rozstrzyga kwestię szczęki Juniora, która do najmocniejszych nie należy. Kowboj błyskawiczne wpiął się za plecy naruszonego rywala i duszeniem zza pleców zmusił go do odklepania.

Donald dzięki trzeciemu zwycięstwu z rzędu z bardzo mocnym rywalem mocno puka do ścisłej czołówki dywizji, stojąc u bram titleshota.

Sytuacja z Barbozą jest bardziej skomplikowana, bo lichej szczęki już nie naprawi. Może szlifować defensywę bokserską, ale w MMA na najwyższym poziomie nawet bokserzy przyjmują swoje, co w przypadku Brazylijczyka grozi jednak przegraną. Jest szalenie efektowny, więc przypuszczam, że dostanie kogoś, niekoniecznie ciężkorękiego, na odbudowanie. Dwie wygrane pozwolą mu powrócić do walk z czołówką.

Yoel Romero Palacio > Brad Tavares (decyzja jednogłośna)

Gdy wydawało się, że Yoel Romero Palacio w końcu mierzy się z dobrze kickboksersko poukładanym rywalem w osobie Brada Tavaresa, z którym może mieć problemy, Kubańczyk przypomniał sobie o swoich umiejętnościach zapaśniczych, które dotychczas pod MMA nie błyszczały. We wszystkich trzech rundach notował efektowne obalenia, czym uzupełnił zjawiskową momentami pracę w stójce. Niebywały luz, z jakim na nogach porusza się Romero w połączeniu z jego twardą szczęką stanowiły skuteczną zaporę przed kilkoma mocnymi i celnymi uderzeniami, którymi Hawajczyk uraczył Kubańczyka. Tavares był znacznie mniej aktywny niż w swoich poprzednich pojedynkach, prawdopodobnie na skutek obawy przed kowadłem drzemiącym w pięściach Romero oraz jego zapasami, z którymi zdążył się zapoznać w otwierającej walkę rundzie. Na pochwałę zasługuje też kondycja Palacio, który w końcu w trzeciej rundzie wyglądał naprawdę świeżo.

Kubańczyk zanotował czwarte, najcenniejsze, kolejne zwycięstwo w UFC i czas już najwyższy, by zestawić go ze ścisłą czołówką. Zegar tyka i pomimo tego, że starciem z Tavaresem udowodnił, że nadal się rozwija, to młodszy już nie będzie.

Khabib Nurmagomedov > Rafael dos Anjos (decyzja jednogłośna)

Rafael dos Anjos tylko w pierwszej rundzie był w stanie toczyć w miarę wyrównany pojedynek z dagestańskim pogromcą niedźwiedzi w osobie Khabiba Nurmagomedova. Brazylijczyk na początku wydawał się odrobinę bardziej poukładanym strikerem, ale od połowy pierwszej rundy warunki zaczął dyktować Orzeł, który mocno przyspieszył, poszukując obalenia. W drugiej i trzeciej rundzie rozpędził się już na dobre, poniewierając zapaśniczo dos Anjosa, zresztą zgodnie z przewidywaniami niżej podpisanego. Zwierzęca siła, doskonała dynamika, kapitalne przejścia od uderzeń do obaleń, rewelacyjna kontrola w parterze i wreszcie naprawdę dobra kondycja okazały się argumentami, którym Brazylijczyk nie mógł sprostać. Nurmagomedov zanotował w pełni zasłużone, wyraźne zwycięstwo.

Myślę, że po sześciu kolejnych wygranych w UFC Nurmagomedov jak najbardziej zasługuje na walkę o pas, ale jako że pierwszy w kolejce znajduje się Gilbert Melendez, to trudno przewidzieć, czy Dagestańczyk stoczy jeszcze jakąś batalię, czy też poczeka na swoją kolej.

Dos Anjos przegrał, ale nadal znajduje się w czubie dywizji i myślę, że dwa kolejne zwycięstwa spowodują, że powróci ponownie włączy się do wyścigu po pas mistrzowski.

Thiago Alves > Seth Baczynski (decyzja jednogłośna)

W powrocie po dwuletniej przerwie spowodowanej kontuzjami Thiago Alves nie miał problemów z wypunktowaniem Setha Baczynskiego. Brazylijczyk od początku dążył do ograniczenia mobilności Amerykanina, raz po raz trafiając go mocnymi lowkingami. Taktyka ta zaczęła przynosić efekty od drugiej rundy, w której Polish Pistola wyraźnie zwolnił. Dzięki dużej odporności, wielkiemu sercu do walki i dobrym warunkom fizycznym Baczynski okazjonalnie odgryzał się rywalowi kombinacjami pięściarskimi, ale nie był w stanie odwrócić losów pojedynku. Szybszy, precyzyjniejszy i bardzo mocno kopiący Brazylijczyk okazał się przeszkodą nie do przeskoczenia dla Setha.

Alves udanie zatem powrócił do startów w UFC i choć nie spodziewam się, by jeszcze kiedykolwiek włączył się do walki o najwyższe laury, to nadal może dać wiele bardzo dobrych pojedynków. Baczynski natomiast po trzeciej porażce w czterech ostatnich walkach prawdopodobnie rozstanie się z UFC.

Jorge Masvidal > Pat Healy (decyzja jednogłośna)

Jorge Masvidal zaprezentował absolutną dominację kickbokserską w starciu z Patem Healym – czego zresztą można było się spodziewać. Gamebred kontrował kapitalnymi prostymi wszelkie zapędy ofensywne jednowymiarowego rywala, zmieniając co jakiś czas pozycję z klasycznej na odwrotną – i w drugą stronę. Dawał się co prawda często spychać na siatkę, ale z tej pozycji bez większych problemów bronił wszystkich niemal, momentami rozpaczliwych prób sprowadzenia walki do parteru w wykonaniu Healy’ego – w wywiadzie po walce Masvidal stwierdził zresztą, że nie ma żadnych problemów z walką plecami do siatki, dlatego nie unikał tej płaszczyzny.

Jorge wraca zatem do walk z najlepszymi, natomiast Healy po trzeciej z rzędu porażce prawdopodobnie żegna się z UFC.

Alex White > Estavan Payan (TKO)

Debiutujący w UFC Alex White zrobił to, co powinien zrobić każdy zawodnik, który pragnie zadomowić się na dłużej w najlepszej organizacji na świecie – szybko rozprawił się z Estevanem Payanem, który notując trzecią kolejną porażkę, zapewne przypieczętował swoje zwolnienie z UFC. Przerwanie walki po tym, jak White powalił krosem rywala i zasypał go gradem ciosów w parterze, było jak najbardziej prawidłowe pomimo protestów Payana, który ocknął się w momencie, gdy zamiast White’a znajdował się obok niego sędzie ringowy.

White udanie rozpoczyna swoją przygodę z UFC. Nie jest raczej materiałem na Top 15, ale zwróćmy uwagę, że błyskawiczne zastopowanie Payana ma swoją wymowę – w ogóle nie był w stanie skończyć go doświadczony i uznany Jeremy Stephens, a Robbie Peralta uczynił to dopiero w trzeciej rundzie po tym, jak przegrał dwie pierwsze.

Caio Magalhaes > Luke Zachrich (TKO)

Caio Magalhaes nie zamierzał bawić się w parter w starciu z Lukiem Zachrichem. Brazylijczyk od początku ruszył do ostrej szarży, rzucając raz po raz atomowymi sierpami. Najpierw lekko zamroczył przeciwnika ciosami na głowę, potem mocno naruszył go kombinacją na korpus, zmuszając Zachricha do panicznej ucieczki pod siatkę – szybko dopadł go tam jednak, powalił kolanem na korpus i dobił mocnymi ciosami w parterze. Pytanie tylko, czy rzeczywiście wspomniane kolano trafiło w korpus czy też w podbrzusze Zachricha? Powtórki zdają się sugerować, że uderzenie mogło być nielegalne.

Tym samym Caio Magalhaes zanotował już trzecie kolejne zwycięstwo w UFC i w kolejnej walce zapewne zmierzy się z kimś z szerokiej czołówki dywizji średniej. Zachrich nie zademonstrował nic, co sugerowałoby, że będzie w stanie utrzymać się w organizacji.

Jordan Mein > Hernani Perpetuo (decyzja niejednogłośna)

Jordan Mein w pierwszych dwóch odsłonach wyraźnie zdominował w stójce Hernaniego Perpetuo (sędzia punktujący 29-28 dla Perpetuo musiał oglądać inną walkę), demonstrując naprawdę dobrą pracę na nogach, dynamikę przy skracaniu zasięgu i bardzo dobry balans ciałem – aż miło było patrzeć! W ostatniej rundzie jednak Kanadyjczyk mocno opadł z sił i najpierw o mało nie dał się złapać w dźwignię na nogę, a potem przyjął w stójce jeszcze kilka mocnych ciosów od rozjuszonego Brazylijczyka, który wówczas nie miał już nic do stracenia.

Meina zawiodła odrobinę kondycja, był też mniej agresywny niż zwykle, ale pamiętajmy, że powrócił do oktagonie po rocznej nieobecności, więc trudno się dziwić, że nie ruszył od razu na Brazylijczyka jak rozjuszony byk. W dywizji półśredniej czeka go wiele ciekawych pojedynków. Perpetuo zaprezentował się przeciętnie – jak na kickboksera momentami był dramatycznie bezradny. Nie zawiodła go tylko kondycja.

Dustin Ortiz > Ray Borg (decyzja niejednogłośna)

Dustin Ortiz zaprezentował się podobnie jak w poprzednich bojach – był aktywny, dużo uderzał, klinczował, szukał sprowadzeń i uderzeń z góry. Dość niespodziewanie jednak Ray Borg stawił mu bardzo duży opór, a końcowa decyzja mogła pójść w obie strony. Borg zaprezentował bardzo dobre BJJ, błyskawicznie kilkukrotnie wpinając się Ortizowi za plecy i demonstrując doskonałą kontrolę. Jego momentami nieszablonowa stójka nastawiona na kontry również mogła się chwilami bardzo podobać.

20-letni Borg ma przed sobą ciekawą karierę i warto zapamiętać to nazwisko na dłużej. Ortiz tymczasem wywalczył sobie tą wiktorią pojedynek z kimś z czołówki kategorii muszej.

Mirsad Bektic > Chas Skelly (decyzja większościowa)

Utalentowany Mirsad Bektic stoczył ciekawą, wyrównaną walkę z Chasem Skellym, ostatecznie zwyciężając po większościowej decyzji sędziowskiej. Skelly’emu odebrano jeden punkt w drugiej rundzie za uderzenia kolanem na głowę, gdy Bośniak znajdował się jeszcze w parterze (materiał do analizy dla ekspertów z KSW), ale biorąc pod uwagę, że dwóch sędziów ostatecznie punktowało 29-27 dla Bektica, to odebranie punktu nie zaważyło na wyniku.

Skelly zawiesił bardzo wysoko poprzeczkę Bekticowi, korzystając z dużego zasięgu. Bośniak był jednak w stanie unikać większości ataków Amerykanina, samemu atakując rzadziej, ale trafiając mocniej. Trochę dziwi, że przy szalenie dynamicznych obaleniach, które prezentuje, nie próbował częściej przenosić walki do parteru. Myślę, że doświadczenie z tak trudnej walki, w której Mirsad musiał pokonać sporo przeszkód, by ostatecznie dowieźć zwycięstwo do końcowej syreny, może tylko zaprocentować w przyszłości.

Derrick Lewis > Jack May (TKO)

Przyznam szczerze, że spodziewałem się więcej po Derricku Lewisie… Nie jakichś wielkich cudów, ale jako takiej choćby solidności. Nic z tego jednak. Obaj wspólnie z Jackiem May’em zaprezentowali fatalną grę parterową, raz po raz tracąc i zyskując pozycje w wyniku sporej nieporadności i braku szlifów grapplerskich. Ostatecznie twardszy i ciężej bijący Lewis uderzeniami z góry odprawił May’a, tym samym czyniąc z niego najbardziej prawdopodobnego rywala dla Daniela Omielańczuka. Lewis ma jednak jeszcze sporo pracy przed sobą i o ile wcześniej wydawało mi się, że czołowa piętnastka dywizji jest w jego zasięgu, tak teraz mam co do tego poważne wątpliwości.

Gify – ZombieProphet / Twitter

Powiązane artykuły

Komentarze: 11

  1. Wolałbym, żeby zawalczył, niż czekał nie wiadomo ile miesięcy na swoją kolej.

    Myślę, że Barbozą by jednak pozamiatał, bo Brazylijczyk nie jest wybitnym zawodnikiem z kontry, nie radząc sobie z agresywnymi przeciwnikami. Dodatkowo zapasy ofensywne Nurmy > defensywne Barbozy.

    Z Cerrone w dobrym stanie psychicznym mogłaby być ciekawa walka, ale też myślę, że zapaśniczo Kowboj miałby wielkie problemy.

    Z dwójki Pettis i Melendez wydaje mi się, że stylistycznie trudniejszym rywalem dla Rosjanina byłby… Melendez! Ma lepsze zapasy niż Pettis, a myślę, że to – obok kondycji – kluczowy czynnik.

  2. Jak Nurmagomedov mógł nie dostać bonusa za występ wieczoru?! Przecież to co zrobił po prostu wgniata w fotel ;o. Szczerze mówiąc, myślę, że Rosjanin zmiażdży Pettisa jeśli tylko ufc da mu szansę. Niesamowite zapasy, gość wplata w ciosy i ciśnie do przodu niczym Cain. NIESAMOWITY.

Dodaj komentarz

Back to top button