UFC

UFC Fight Night 47 – wyniki i relacja

Zapraszamy relacji oraz wyników gali UFC Fight Night 47, na której Ryan Bader i Ovince St. Preux powalczą o zbliżenie się do walki o pas mistrzowski kategorii półciężkiej.

205 lbs: Ryan Bader > Ovince St. Preux (decyzja jednogłośna)

Ryan Bader bez większych problemów pokonał Ovince’a St. Preuxa, demonstrując wyższość zapaśniczą na dystansie pięciu rund. OSP ze swoimi cepami był co prawda nieustannie groźny, ale rzucane one były bez żadnego przygotowania, co pozwalało Darthowi unikać większości z nich bez problemów. Tylko w drugiej rundzie St. Preux miał swoje momenty, gdy trafił kilkoma ciosami rywala i znalazł się na górze w parterze. Walka toczona była w wolnym tempie i z pewnością nie porwała tłumów, co nie zmienia faktu, że lepszy kondycyjnie i mający lepsze szlify w każdej niemal płaszczyźnie – w przeciwieństwie do chaotyczno-błyskotliwego (choć w tej walce zdecydowanie bardziej „chaotycznego”) OSP – Bader uczynił krok w kierunku walki o pas mistrzowski. Z całą pewnością jednak nie porwał tłumów swoim występem – nie pierwszy zresztą raz.

155 lbs: Ross Pearson > Gray Maynard (TKO)

Gray Maynard całkiem nieźle rozpoczął bój z Rossem Pearsonem, przeplatając uderzenia z obaleniami i ich próbami oraz demonstrując niezłą pracę w defensywie, dobrze unikając większości ciosów rywala dzięki balansowi głowy i tułowia. Większe umiejętności kickbokserskie Brytyjczyka oraz słabiutka szczęka Amerykanina dały jednak znać o sobie w drugiej odsłonie, gdy szarżujący Maynard nadział się na krótki sierp Pearsona, co stanowiło początek jego końca. Brytyjczyk dopadł naruszonego przeciwnika, powalił go ładną kombinacją i skończył mocnymi ciosami w parterze. Bardzo solidny występ Pearsona, odrobinę przypominający jego potyczkę z Ryanem Couterem, w której również przegrał pierwszą rundę, by potem przejąć stery walki w swoje ręce.

185 lbs: Tim Boetsch > Brad Tavares (TKO)

Do momentu nokautu w drugiej rundzie Brad Tavares radził sobie doskonale z Timem Boetschem, dominując go zarówno w płaszczyźnie kickbokserskiej, jak i – co zasługiwało na uznanie – w płaszczyźnie zapaśniczej i w klinczu, w którym porozcinał go mocnym łokciami. Watoręki i kruchoszczęki Tavares wdawał się jednak w wymiany w półdystansie z ciężkorękim i twardoszczękim Boetschem, co ostatecznie przypłacił porażką, przyjmując w drugiej połowie drugiej rundy krótki sierp, po którym padł na deski. Chwilę potem pozbierał się, ale tylko na krótką chwilę, bo potem krótkim prawym Barbarian posłał go na deski po raz drugi, dobijając ciosami z góry. Walka przypomniała starcie Boetscha z Yushinem Okamim, gdy Tim powrócił z dalekiej podróży.

170 lbs: Alan Jouban > Seth Baczynski (KO)

Debiutujący w UFC, walczący z odwrotnej pozycji Alan Jouban dał brutalne i krwawe widowisko w starciu z Sethem Baczynskim. Gdy wydawało się, że Polish Pistola po jednym z sierpów, którym usadził na deskach Joubana, wyjdzie z oktagonu zwycięski, walka przerodziła się w szaloną wymianę uprzejmości w półdystansie. Precyzyjniejszy w tym aspekcie był dysponujący cięższym rękami Jouban, który jednym z podbródkowych znokautował Baczynskiego, notując bardzo efektowny start nowego etapu swojej kariery.

265 lbs: Shawn Jordan > Jack May (TKO)

Walczący z kontry Shawn Jordan dzięki lepszym zapasom i parterowi ubił Jacka May’a, który pomimo tego, że w pewnej chwili miał rywala na przysłowiowym widelcu, nie był w stanie go skończyć, co w połączeniu z przewagą kondycyjną Barbarzyńcy doprowadziło do zwycięstwa tego ostatniego. May zaprezentował się słabo ze swojej najmocniejszej, kickbokserskiej strony, nie potrafiąc wykorzystać dużej przewagi warunków fizycznych. W parterze zaś była to mimo wszystko gra do jednej bramki.

145 lbs: Thiago Tavares > Robbie Peralta (poddanie – duszenie zza pleców)

Zanim Robbie Peralta trafił swoimi ciężkimi rękami Thiago Tavaresa, wylądował na deskach po sprowadzeniu w wykonaniu Brazylijczyka. Od tego momentu kwestią czasu było, kiedy Tavares poskłada Amerykanina. Po soldinym sponiewieraniu i obiciu Peralty Thiago w końcówce pierwszej rundy zapiął ciasne duszenie, którym skończył rywala, notując bardzo udany debiut w kategorii piórkowej.

125 lbs: Jussier Formiga > Zach Makovsky

Będący sporym underdogiem Jussier Formiga wykorzystał po jednym błędzie Zacha Makovsky’ego w pierwszych dwóch rundach, w parterze dominując Amerykanina. Przebudził się dopiero w trzeciej, ale wówczas było już za późno, bo do zwycięstwa potrzebował poddania lub nokautu. Tym samym Brazylijczyk wraca do walki o najwyższe cele a na jakiś czas żegna się z nią Makovsky.

135 lbs: Sara McMann > Lauren Murphy (decyzja niejednogłośna)

Sara McMann po mało emocjonującej walce wykazała się lepszymi zapasami, na pełnym dystansie wypunktowując Lauren Murphy. Jeden z sędziów widział co prawda zwycięstwo tej ostatniej, ale dwaj pozostali mieli odmienne zdanie, dzięki czemu olimpijska zapaśniczka dołącza do walki o najwyższe cele w organizacji.

185 lbs: Tom Watson > Sam Alvey (decyzja jednogłośna)

Sam Alvey zaprezentował się tragicznie słabo w pierwszych dwóch rundach boju z Tomem Watsonem. Wykazał też absolutny brak oktagonowej inteligencji – nieustannie czekając na swoją okazję w kontrze, cofał się pod siatkę, gdzie przyjmował dziesiątki lowkingów, by raz na dwie minuty wystrzelić z jakąś nieudaną szarżą. W całej walce nie spróbował nawet jednego obalenia, a przecież defensywne zapasy Toma Watsona od zawsze leżały i kwiczały. Dopiero w trzeciej rundzie Alvey przebudził się i trafił kilkoma bardzo mocnymi ciosami Brytyjczyka, ale ten pokazał tytanową szczękę i po przetrwaniu nawałnicy Amerykanina znów przejął stery pojedynku w swoje ręce, choć zasłużenie przegrał trzecią rundę na kartach sędziowskich. Muszę przyznać, że występ Alvey’a był groteskowy – szeroki uśmiech, przeżuwanie szczęki, idiotyczna taktyka. Watson tymczasem ratuje swój kontrakt w UFC.

135 lbs: Frankie Saenz > Nolan Ticman (decyzja jednogłośna)

W starciu dwóch debiutantów Frankie Saenz całkowicie zdominował Nolana Ticmana, będąc zawodnikiem znacznie agresywniejszym, silniejszym i lepszym zapaśniczo. Niczym czołg przedzierał się przez wątpliwej jakości zasieki cofającego się rywala, przyszpilając go do siatki i tam zasypując gradem diablo mocnych łokci i kolan, wplatając w to okazjonalne obalenia. Po Ticmanie widać było prawie dwuletni rozbrat z klatką. Saenz zaprezentował się bardzo dobrze, nieustannie dążąc do skończenia, choć biorąc pod uwagę, że ma już 35 lat, to czasu wiele na zawojowanie UFC raczej nie ma…

fot. UFC.com

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button