UFC

UFC 206 – wyniki i relacja

Wyniki i relacja na żywo z kanadyjskiej gali UFC 206 – Max Holloway vs. Anthony Pettis.

W walce wieczoru gali UFC 206 w Toronto Max Holloway (17-3) zaprezentował doskonałą formę, stając się pierwszym w historii zawodnikiem, który skończył przed czasem Anthony’ego Pettisa (19-6). Tym samym zdobył tymczasowy pas mistrzowski kategorii piórkowej.

Obaj zawodnicy rozpoczęli pojedynek spokojnie, wymieniając się kopnięciami. Holloway chętnie korzystał z lowkingów, dodatkowo kopnięciami na kolano dystansując rywala, podczas gdy Pettis skupił się na ostrzeliwaniu korpusu przeciwnika frontalami oraz kopnięciami bocznymi. Showtime mieszał pozycję klasyczna z odwrotną, podczas gdy Blogosławiony pozostawał w klasycznej. W szermierce na pięści Hawajczyk wyglądał odrobinę lepiej, kilka razy trafiając w kontrze pozostającego po ataku w obszarze rażenia Pettisa. Ten ostatni na koniec rundy spróbował obalenia, ale Holloway wybronił je.

Błogosławiony rozpoczął drugą rundę znacznie lepiej, trafiając najpierw dobrym ciosem, potem lowkingiem, a na koniec kontrując kopnięcie Pettisa mocnym prostym, który posłał byłego mistrza kategorii lekkiej na deski.

Hawajczyk nie podążył jednak za nim do parteru, a gdy Pettis wstał, zaczął atakować agresywniej, próbując zrewanżować się rywalowi za początkowe niepowodzenia. Prawe oko Showitime’a było już zakrwawione i mocno opuchnięte. Pettis kontynuował jednak ofensywę, ale inkasował sporo ciosów w kontrze, szczególnie na korpus. Holloway zaczął też walczyć z odwrotnej pozycji. Na minutę przed końcem rundy Pettis przyparł Holloway’a do siatki w poszukiwaniu obalenia, ale Hawajczyk zdołał się ponownie wybronić.

Schodząc do narożnika, podopieczny Duke’a Roufusa powiedział trenerom, że złamał prawą rękę.

Pettis na początku trzeciej odsłony zaczął mocno kopać, trafiając kilkoma dobrymi lowkingami rywala, ale chwilę potem zainkasował serię ciosów w kontrze. Praktycznie nie korzystał już z kontuzjowanej prawej ręki. Poszukał obalenia, ale bez powodzenia, inkasując kilka krótkich łokci na głowę. Starał się każde spięcie kończyć kopnięciem na głowę, ale Holloway pozostawał czujny, albo wychodząc poza zasięg, albo unosząc gardę. W międzyczasie Hawajczyk dwoma świetnymi wycięciami przewrócił Pettisa, ale nie decydował się schodzić do jego gardy.

W końcu Błogosławiony zaatakował obrotówką na korpus, która trafiła idealnie. Pettis cofnął się naruszony, a Holloway poczuł krew i kontynuował ofensywę. Zaatakował kolejnymi kopnięciami, a potem rozpuścił ręce pod siatką, gdzie mający już dość tego pojedynku Pettis przykucnął, nie broniąc się efektywnie i tym samym zmuszając sędziego do przerwania walki.

https://twitter.com/JohnnyAlphaLion/status/807826110406946816

W ten sposób Błogosławiony wygrał dziesiątą walkę z rzędu, w oktagonie rzucając jeszcze wyzwanie Jose Aldo.

W co-main evencie gali Donald Cerrone (32-7) po zaciętej walce znokautował w trzeciej rundzie Matta Browna (20-16).

Cerrone rozpoczął walkę od mocnych okrężnych kopnięć na korpus, jednym z nich wyraźnie naruszając Browna. Ten jednak kontynuował wywieranie presji, szukając przedarcia się do półdystansu i klinczu. Kowboj bardzo dobrze pracował jednak na nogach w odwrocie, nie dając się zamykać pod siatką. Nieśmiertelny trafił jednak serią 1-2 i wydawało się, że delikatnie przejmuje stery pojedynku w swoje ręce. Nic z tego jednak – Cerrone uraczył go kopnięciem na głowę z wykrocznej nogi – Brown najprawdopodobniej spodziewał się kolejnego middlekicka – później dodając serię na głowę. Ciosy te nie robiły jednak większego wrażenia na Brownie, który ochoczo atakował korpus rywala. Cerrone odpowiadał swoimi kombinacjami, ale nie wychodził po nich z zasięgu, inkasując odpowiedzi ze strony Nieśmiertelnego. W pewnej chwili ten ostatni zagroził też rywalowi trójkątem nogami po tym, jak przestrzelił kopnięciem na głowę, ale Cerrone zdołał się wydostać. W samej końcówce Brown skontrował kopnięcie rywala soczystym prostym, kładąc go na deskach.

W drugiej rundzie presja ze strony Browna odrobinę spadła, ale i tak Cerrone spróbował zwolnić tempo obaleniami – ale bez powodzenia. Nieśmiertelny kontynuował terroryzowanie korpusu Cerrone, który zmuszony był opuszczać gardę – i jedną z takich akcji przypłacił zainkasowaniem soczystego prawego, który powalił go na deski. Zdołał jednak przetrwać, a nawet później ponownie zaskoczył rywala kopnięciem na głowę, następnie serią uderzeń posyłając go na deski. Nieśmiertelny szybko jednak się pozbierał, choć teraz szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na stronę Kowboja, który seriami ciosów oraz niesygnalizowanymi kopnięciami na głowę zaskakiwał przeciwnika. Brown odgryzał się jednak własnymi uderzeniami – najczęściej w kontrze, gdy Cerrone wpadał w zasięg z ciosami – oraz w klinczu, gdzie atakował łokciami.

Cerrone rozpoczął ostatnią odsłonę lepiej, trafiając dwoma dobrymi ciosami. Potem natomiast koncertowo rozstrzygnął pojedynek soczystym kopnięciem na głowę z wykrocznej nogi, które powaliło nieprzytomnego Browna na deski. Nie było czego zbierać.

Po absolutnej wojnie na wyniszczenie Cub Swanson (24-7) wypunktował Doo Ho Choia (14-2).

Choi rozpoczął walkę bardzo ostro, trafiając swoim firmowym prawym, a następnie przechwytując głowę Amerykanina i kilka razy dzieląc go krótkimi kolanami na głowę. Gdy walka wróciła na dystans, Koreańczyk kontynuował wywieranie presji, ale kilka razy został skarcony kontrami przez mobilniejszego rywala – choć i kilka jego ciosów doszło celu. Dobrze jednak zniósł te uderzenia, nie zatrzymując ani na chwilę swojej ofensywy. W połowie rundy Choi przyparł Swansona do siatki w klinczu, tam atakując kolanami. Amerykanin zdołał jednak odwrócić pozycję, a walka chwilę potem wróciła na dystans. Choi trafił soczystym jabem. Ataki spychanego do defensywy Swansoa zaczęły być coraz bardzie desperackie. Obaj wymienili się soczystymi ciosam. Amerykanin poszukiwał kopnięć na głowę, ale pruły one powietrze. W samej końcówce spróbował jeszcze obalenia, ale Choi przechwycił jego głowę, utrzymując walkę na nogach.

Druga runda rozpoczęła się od nieprawdopodobnych ataków Amerykanina, który potwornie naruszył Choia, wkładając następnie wszystkie siły w dobicie rywala. Rzucał potężne sierpy na lewo i prawo, aż nadział się na potężną kontrę Koreańczyka. Zachwiał się, a Choi przypuścił potężny szturm, okrutnie rozpuszczając ręce!

Wydawało się, że ma ledwie trzymającego się na nogach Amerykanina na widelcu i jest o jedna uderzenie od posłana go na deski nieprzytomnego. Weteran zdołał jednak przetrwać, ratując się obaleniem. Gdy walka wróciła na nogi, obaj byli już potwornie zmęczeni, ale to Swanson był prezentował się znacznie lepiej, prowokując rywala do ataku – i w końcu się doigrał, ponownie po soczystych prostych Koreańczyka będąc potwornie naruszonym. Znów jednak przetrwał, a w końcówce raz jeszcze zdzielił Choi atomowymi ciosami, zaburzając jego błędnik.

Koreańczyk zachowa więcej sił na początku trzeciej rundy, serią potwornych prostych naruszając ledwie już żywego, ale piekielnie walecznego Amerykanina. Ten jednak uratował się obaleniem, a gdy walka wróciła na nogi, ponownie odzyskał rezon, rzucając tytanoszczęgkiego Koreańczyka na siatkę potwornymi kombinacjami. Choi znów jednak przetrwał. W samej końcówce mający więcej paliwa w baku Swanson przypuścił jeszcze jedną szaloną ofensywę, tym razem serią atomowych sierpów posyłając Koreańczyka na deski i w ostatnich sekundach walcząc o skończenie walki przed czasem.

Ostatecznie sędziowie wypunktowali walkę dla Swansona w stosunku 2 x 30-27, 29-28, przerywając serię trzech kolejnych zwycięstw Choia. Dla Amerykanina jest to też trzecie z rzędu zwycięstwo.

Kelvin Gastelum (13-2) nie dał żadnych szans Timowi Kennedy’emu (18-6), na gali UFC 206 koncertowo rozbijając powracającego po ponad dwuletniej przerwie rywala.

Gastelum od początku wywarł ostrą presję, ale po minucie Kennedy złapał klincz, niczym pitbul trzymając młodziana. Zdołał go przewrócić, ale Gastelum wstawał, choć inkasował sporo bardzo mocnych kolan na uda w klinczu. Na półtorej minuty przed końcem Gastelum w końcu uwolnił się z uchwytu i do końca rundy dominował w wymianach kickbokserskich, wywierając ostrą presję i trafiając mocnymi ciosami w krótkich kombinacjach. Kennedy próbował klinczować, ale bez powodzenia. W samej końcówce Gastelum jeszcze podkręcił tempo, świetna serią naruszając rywala.

W drugiej odsłonie Kennedy od razu poszukał parteru, zdając sobie sprawę z dużej przewagi stójkowej przeciwnika. Był już jednak bardzo zmęczony i sam wylądował na dole, a Gastelum pracował nad zajściem mu za plecy. Kennedy zdołał jednak wstać i znów wciskał rywala do siatki, walcząc z całych sił o obalenie – ale bez rezultatu. Gastelum rozerwał klincz i znów rozpuścił ręce, kąsając rywala szybkimi ciosami. Kennedy odpowiadał jedynie pojedynczymi kopnięciami na korpus, próbując opędzić się od agresywnego rywala. Nawet w krótkich fragmentach klinczerskich Gastelum rozdawał już karty. W końcówce rundy walczący z odwrotnej pozycji młodzian ponowni pięknymi kombinacjami zdzielił i naruszył przeciwnika.

Początek trzeciej rundy to absolutny terror wy wykonaniu Gasteluma – zaatakował bardzo ostro, raz za razem trafiając wyczerpanego już rywala soczystymi kombinacjami na głowę i korpus oraz kopnięciami. Weteran prezentował jednak nieprawdopodobną odporność oraz wielkie serce dowalki, próbując odgryzać się rywalowi pojedynczymi cepami. Kilka z nich nawet doszło celu, ale w żadnym stopniu nie osłabiły agresji i pewności siebie Gasteluma. Ostatecznie reprezentant Kings MMA posłał porozbijanego rywala na deski kombinacją pod siatką, kończąc w ten sposób pojedynek.

Obaj zawodnicy – Emil Weber Meek (9-2) i Jordan Mein (29-11) – od początku wdali się w ostre wymiany w stójce, nie szczędząc sobie soczystych lowkingów i potężnych ciosów. Dysponujący lepszymi warunkami fizycznymi i potrafiący walczyć z obu pozycji Mein trafiał częściej, mieszając też uderzenia z obaleniami, ale wkładajacy w każdy niemal atak maksymalną moc Meek nie pozostawał mu dłużny, kilka razy bardzo mocno trafiając Kanadyjczyka. W jednej z kotłowanin parterowych prawdopodobnie jednak uszkodził żebro.

Do drugiej odsłony Norweg wyszedł jednak z podwójną motywacją – od razu wywarł dużą presję, spychając cofającego się prosto na siatkę Kanadyjczyka do defensywy, a chwilę potem położył go na plecach. Tam bez większych problemów kontrolował Meina, zagrażając mu nawet trójkątem rękami. W końcówce rozpuścił ręce i kilka ciosów doszło szczęki mało aktywnego z pleców Kanadyjczyka.

Na początku trzeciej odsłony Mein odnotował drobny sukcesy, trafiając kilkoma uderzeniami, ale nadal wycofywał się pod presją Meeka na siatkę. W końcu – zmęczony już prawdopodobnie ciągłym naporem Norwega – spróbował obalenia, ale nic z tego nie wyszło – Meek wybronił je, trafiając na górę. Dominującą pozycję Norweg – przy bierności Kanadyjczyka – utrzymał już do końca pojedynku.

Wszyscy sędziowie zgodnie wypunktowali walkę 29-28 dla notującego tym samym udany debiut Emila Webera Meeka.

Misha Cirkunov (13-2) w wyróżnionej walce karty wstępnej poddał Nikitę Krylova (21-5), przerywając serię pięciu kolejnych zwycięstw Ukraińca.

Po półtorej minuty bojów stójkowych – Krylov krążył przy siatce, raz za razem atakując kopnięciami, które jednak w większości świetnie blokował spychający rywala do defensywy i próbujący dobrać się do niego akcjami bokserskimi oraz pojedynczymi high-kickami Cirkunov – Łotysz przewrócił Ukraińca. Nie był jednak w stanie utrzymać go na plecach i wkrótce walka przeniosła się na nogi. Cirkunov zaczął jednak polować cały czas na obalenia, chwilami nieco desperacko. Krylov nie dawał się przewracać, a gdy jednak lądował na plecach, był w stanie uciekać na nogi. Po jednej z takich ucieczek spróbował zaskoczyć Cirkunova niesygnalizowanym kopnięciem na głowę, ale Łotysz uniknął go, odpowiadając soczystym krosem, którym powalił odsłoniętego Górnika na deski.

Tam szybko zapiął ciasną gilotynę, zmuszając rywala do klepania.

W ten sposób Cirkunov zwycięża czwartą z rzędu walkę w UFC przed czasem – i trzecią z kolei przez poddanie. Po zwycięstwie wywołał do walki Mauricio Shoguna Ruę.

Olivier Aubin-Mercier (9-2) w pierwszej rundzie walki z Drewem Doberem (17-8) zaprezentował się bardzo dobrze w płaszczyźnie stójkowej, mocno rozbijając twarz Amerykanina – regularnie wyprzedzał jego ataki prawym prostym (walczy z odwrotnej pozycji), dokładając też raz na jakiś czas krosa. Również jego praca nóg i defensywa wyglądały znacznie lepiej.

Jednak na początku drugiej rundy w ostrej wymianie w półdystansie Dober posłał go na deski, wpadając następnie do jego gardy – i był to początek końca Amerykanina.

Kanadyjczyk wkrótce rewelacyjnie atakiem na nogę przetoczył rywala, następnie zachodząc mu za plecy i zmuszając go do klepania duszeniem.

Dla Aubin-Merciera jest to drugie z rzędu i piąte w ostatnich sześciu występach zwycięstwo – w tym czwarte przez poddanie.

Viviane Pereira (12-0) po walce, w której dobre akcje obu zawodniczek można było policzyć na palcach jednej ręki, niejednogłośnie pokonała Valerie Letourneau (8-6).

Matthew Lopez (8-1) rozpoczął pojedynek lepiej, trafiając kilkoma dobrymi ciosami, ale w połowie rundy został skarcony za swoją agresję soczystym lewym sierpowym Mitcha Gagnona (12-3). Padł na deski ledwie żywy, a Kanadyjczyk rzucił się na niego z intencjami skończenia walki.

Trafiał naruszonego Amerykanina raz za razem i wydawało się, że sędzia przerwie walkę lada chwila. Jakimś jednak cudem – także dzięki wyrozumiałości sędziego – Lopez przetrwał, a potem nawet odwrócił pozycję.

Druga runda przebiegała już wyłącznie pod dyktando Lopeza, który kapitalnie skontrował próbę obalenia ze strony Gagnona, od razu trafiając do dosiadu. Nie utrzymał tej pozycji długo, ale już do końca rundy terroryzował Kanadyjczyka z góry, trafiając kilkoma potężnymi uderzeniami.

Również w trzeciej odsłonie dominacja Lopeza nie podlegała dyskusji – trafił kilkoma dobrymi ciosami ze swojej odwrotnej pozycji, przez większość z pięciu minut kontrolując i obijając Gagnona z góry.

Sędziowie jednogłośnie wskazali na Lopeza, który podnosi się po nieudanym debiucie z Ranim Yahyą.

Lando Vannata (9-1) znokautował Johna Makdessiego (14-6) nieprawdopodobnym obrotowym kopnięciem na głowę w pierwszej rundzie, potwierdzając swój wielki talent.

Amerykanin rozpoczął pojedynek w swoim stylu – na pełnym luzie, z nisko opuszczonymi rękami masą rzucanych jakby od niechcenia – ale strategicznie bardzo istotnych – kopnięć utrzymywał Kanadyjczyka na dystans, próbując utorować sobie drogę do ataku pięściami. Makdessi – bardzo skupiony i zdyscyplinowany – zaczął jednak trafiał swoimi firmowymi prostymi, szczególnie chętnie obijając korpus rywala. Jednak Vannata w końcu wyprowadził nieprawdopodobnym obrotowym kopnięciem na głowę – podobną nieco do tej Edsona Barboz – wcześniej kopnięciem na udo ustawiając sobie Makdessiego i przygotowując obrotówkę. Kanadyjczyk padł na deski bez życia! Vannata spokojnie odszedł, nie kontynuując już natarcia.

Jason Saggo (12-3) przez większość pierwszej rundy prezentował się lepiej na nogach, nieustanną zmianą pozycji wybijając Rustama Khabilova (21-3) z rytmu i trafiając pojedynczymi uderzeniami. Rosjanin polujący cały czas na prawego cepa, znalazł w końcu drogę do szczęki rywala, dwukrotnie go trafiając, a następnie przenosząc walkę do parteru. Tam na górze trafił pojedynczymi uderzeniami, ale Kanadyjczyk wykonywał dobrą pracę, kontrolując gumową gardą poczynania rywala i mocno ograniczając jego ofensywę.

Pierwsze trzy minuty drugiej rundy toczyły się na nogach – mobilniejszy Saggo trafiał częściej, szczególnie różnorodnymi kopnięciami, będąc znacznie aktywniejszym, ale Khabilov zmieścił w międzyczasie kilka mocnych ciosów, by następnie przenieść walkę do parteru. Tam jednak po minucie Saggo utorował sobie drogę na nogi, ale gdy wstawał, zainkasował kilka soczystych uderzeń, które rzuciły go na siatkę. Tygrys poszedł po skończenie, ale bez powodzenia.

W końcówce rundy Saggo spróbował jeszcze obalenia, ale został skontrowany i Khabilov skończył na górze.

Saggo rozpoczął ostatnią rundę agresywniej, ale pomimo kilku dobrych kopnięć nie był w stanie zagrozić Khabilovowi, niebawem lądując po raz kolejny na plecach. Próbował gumowej gardy, próbował zaplatać nogi na głowie rywala, ale niewiele z tego wychodziło – Khabilov utrzymywał pozycję dominującą, coraz mocniej obijając Kanadyjczyka. W końcu jednak Saggo zdołał wstać, ale tylko na chwilę – Rosjanin po raz kolejny przewrócił go, świetnie unikając w kotłowaninie balachy. Przed końcem walki Dagestańczyk jeszcze dwa razy wywrócił rywala.

Sędziowie nie mieli wątpliwości, punktując walkę zgodnie 30-27 dla Rosjanina, który odnosi czwarte zwycięstwo z rzędu. Po walce Dagestańczyk rzucił wyzwanie Kevinowi Lee, przypominając krytyczne słowa Amerykanina na temat dagestańskich zapasów.

Pierwsza runda otwierającego galę pojedynku pomiędzy Dustinem Ortizem (17-5) i Zachem Makovskym (19-8) toczyła się przede wszystkim w klinczu i parterze, gdzie odrobinę skuteczniejszy – a przede wszystkim aktywniejszy – był ten pierwsz. W drugiej odsłonie przewaga Ortiza była już znacznie wyraźniejsza – przez długi czas kontrolował i obijał rywala zza pleców, ponownie będąc znacznie aktywniejszym i wychodząc obronną ręką z kotłowanin parterowych. Ostatnia rudna przypominała pierwszą – Makovsky trafił kilka razy w stójce, ale w walce na chwyty, której było bez liku – także z inicjatywy Kanadyjczyka, co może dziwić – to Amerykanin prezentował się lepiej.

Ostatecznie sędziowie niejednogłośnie wypunktowali zwycięstwo Ortiza, który podnosi się po dwóch porażkach, jednocześnie serwując Makovsky’emu trzecą z rzędu porażką i tym samym prawdopodobnie wyrzucając go poza UFC.

Wyniki UFC 206

Walka wieczoru

145 lbs: Max Holloway (17-3) pok. Anthony’ego Pettisa (19-6) przez TKO (ciosy), R3, 4:50

Karta główna

170 lbs: Donald Cerrone (32-7) pok. Matta Browna (20-16) przez KO (wysokie kopnięcie), R3, 0:34
145 lbs: Cub Swanson (24-7) pok. Doo Ho Choia (14-2) jednogłośną decyzją (2 x 30-27, 29-28)
185 lbs: Kelvin Gastelum (13-2) pok. Tima Kennedy’ego (18-6) przez TKO (ciosy), R3, 2:45
170 lbs: Emil Weber Meek (9-2) pok. Jordana Meina (29-11) jednogłośną decyzją (3 x 29-28)

Karta wstępna

205 lbs: Misha Cirkunov (13-2) pok. Nikitę Krylova (21-5) przez poddanie (gilotyna), R1, 4:38
155 lbs: Olivier Aubin-Mercier (9-2) pok. Drewa Dobera (17-8) przez poddanie (RNC), R2, 2:57
115 lbs: Viviane Pereira (12-0) pok. Valerie Letourneau (8-6) niejednogłośną decyzją (2 x 29-28, 28-29)
135 lbs: Matthew Lopez (9-1) pok. Mitcha Gagnona (12-4) jednogłośną decyzją (2 x 29-28, 29-27)

Karta UFC Fight Pass

155 lbs: Lando Vannata (9-1) pok. Johna Makdessiego (14-6) przez KO (obrotówka na głowę), R1, 1:40
155 lbs: Rustam Khabilov (21-3) pok. Jasona Saggo (12-3) jednogłośną decyzją (3 x 30-27)
125 lbs: Dustin Ortiz (17-5) pok. Zacha Makovsky’ego (19-8) niejednogłośną decyzją (2 x 29-28, 28-29)

Powiązane artykuły

Back to top button