Technika MMA

Koło wymyślone na nowo – nowe stare techniki MMA

Goszczący po raz pierwszy na łamach Lowking.pl Bolt rozkłada na czynniki pierwsze ewolucję techniki walki, jaka na przestrzeni lat dokonała się w MMA. Oddając mu głos…

————-

Do podjęcia się tego tematu skłoniło mnie słynne już użycie dźwigni na łokieć przez Jona Jonesa w jego ostatniej walce z Gloverem Teixeirą. Technika ta, oryginalna w MMA, znana bowiem jest od wielu wieków, występując w rozmaitych sztukach walki czy też systemach samoobrony. Dopiero jednak mistrz wagi półciężkiej zastosował ją z olbrzymim powodzeniem w oktagonie, ściągając na siebie przy okazji, moim zdaniem niesłuszne, oskarżenia o brudne zagrania. Nie kwestię tego chciałbym jednak rozważyć. Mocne naruszenie ręki pretendenta sprawiło, że zacząłem mocniej zastanawiać się nad pojawieniem się nowych rozwiązań w MMA. Rozwiązań, których z różnych przyczyn – mimo ich długiej obecności w sportach walki – nie mogliśmy ujrzeć przez wiele lat, czy to z powodu konieczności wynalezienia na nowo czy ryzyka związanego z ich zastosowaniem.

jones
Jon Jones zakłada dźwignię na łokieć Gloverowi Teixeirze.

Chodzi o coraz częstsze pojawianie się w klatce kolejnych technik walki, które z upływem lat stają się coraz bardziej widoczne, popularne. Kilka lat temu obrotówki w stylu Edsona Barbozy czy Vitora Belforta raczej nie występowały w największej organizacji świata. Dziś na prawie każdej gali UFC ktoś próbuje ustrzelić oponenta tą techniką, nawet jeśli jest to tak kalekie jak próba Claudia Henrique da Silvy w walce z Bradem Scottem. Nieudana próba da Silvy wiązała się w dużej mierze z tym, że nadal jest przede wszystkim grapplerem z mocno podejrzaną stójką, ale do tego aspektu wrócę później. Frontalne kopnięcia na twarz spopularyzował Anderson Silva. Obrotowe łokcie, często wykorzystywane w bardzo kreatywny sposób (kontra Mike’a Pyle’a z jego ostatniej walki po przechwyceniu nogi rywala) zawdzięczamy w UFC głównie wspomnianemu we wstępie królowi wagi półciężkiej. Takie przykłady można mnożyć – osobiście wolę skupić się na stójkowych, ponieważ płaszczyzna ta jest mi zdecydowanie bliższa.

barbozaetim
Edson Barboza obrotowym kopnięciem nokautuje Terry’ego Etima.

Słowem kluczem w tym tekście (skrótem – kluczem?) jest UFC. Dlaczego? Organizacja ta jest najlepszą na świecie, więc jej poziom jest analogicznie najwyższy. Dlatego też to ona odgrywa rolę papierka lakmusowego dla niektórych technik – czy można lub czy raczej czy już można używać pewnych z nich? Internet co jakiś czas obiega wideo z jakimś ekwilibrystycznym nokautem. Pochodzą one jednak zazwyczaj z małych gal, gdzie biją się zawodnicy z niewielką ilością walk oraz zawodnicy, którzy pewnego poziomu nigdy nie przeskoczą czy też traktują ten sport tylko i wyłącznie jako zabawę. Techniki te nie są sprawdzone na naprawdę wysokim poziomie, a więc trudno mówić o ich renesansie.

Łatwo obecnie zauważyć, że zawodnicy nie tylko wywodzący się ze sportów uderzanych atakują czasami naprawdę szerokim wachlarzem ciosów. Kopnięcia obrotowe różnego rodzaju, latające kolana, axe kicki, kłujące kopnięcia (takie, jakimi Erick Silva powalił Matta Browna)… Z jednej strony można to powiązać z ciągle podnoszącym się poziomem treningu zawodników w postaci na przykład bardziej doświadczonych i lepszych trenerów danego aspektu, a z drugiej – z chęcią nieustannego zaskakiwania przeciwnika. Wszak Benson Henderson raczej nie spodziewał się tego, że nawet tak dobry uderzacz jak Anthony Pettis zaryzykuje kopnięcie po odbiciu się od siatki. Zjawisko to będzie postępowało – każdy rok będzie niósł nowe techniki.

W tym kontekście warto rzucić okiem na to, jaką stójkę prezentuje wielu zawodników będących produktami spółki Jackson – Winkeljohn. Jon Jones, Carlos Condit, Travis Browne czy Cub Swanson – co łączy tę czwórkę poza byciem elitą swoich kategorii wagowych? Zamiłowanie do różnego rodzaju nie do końca wciąż typowych zagrań. Kopnięcia frontalne na twarz? Czemu nie! Obrotówki – proszę bardzo! Latające kolana? Ano, mamy w arsenale. Znakiem firmowym stały się już kopnięcia na kolano, dające wymierne korzyści dwóm pierwszym wymienionym zawodnikom. Zagrywki te mimo ciągle podnoszącego się poziomu stójki rzadko dostrzegamy u przeciętnego zawodnika z taką częstotliwością jak u wojowników Grega Jacksona. Wynika to z prezentowanego tam podejścia do płaszczyzny uderzanej – chęć zaskakiwania przeciwnika łączy się z efektywnością tych technik oraz faktem, że wylądowanie na plecach nie spowoduje paniki u fightera. Czasami wręcz styl zawodnika jest przesycony nie do końca typowymi zagraniami – u Condita łatwiej chwilami trafić na próbę trafienia latającym kolanem niż typową kombinację pokroju lewy – lewy – prawy – high kick. Potwierdził to także Rustam Khabilov w swej ostatniej walce. O ile praca rąk była dosyć standardowa, to prób kopnięć obrotowych było chyba nawet więcej niż middle kicków. Te ostatnie, nawiasem mówiąc, również w ostatnich latach mocno powróciły do łask.


Jon Jones kopie w kolano Quintona Jacksona.

Oczywiście żadne z tych uderzeń innowacją nie jest. Za takie możemy co najwyżej uznać próby uderzeń po odbiciu od siatki, co już pokazali Pettis czy Jose Aldo, powstałe dzięki środowisku, w jakim powinna toczyć się walka MMA (o ringu mam średnie zdanie). Wiele z tych zagrywek znane jest osobom, które miały kontakt z tradycyjnymi stylami walki, takimi jak karate czy taekwondo. Owszem, będące chyba najpopularniejszą bazą uderzaną pod MMA (może na równi z kickboxingiem) muay thai również ma długie tradycje, ale to nauczane w Europie czy USA zazwyczaj odczuwalnie różni się od tego z Tajlandii ze względu na większy nacisk na boks i mniejszą uwagę poświęcaną właśnie wszelakiego rodzaju obrotowym łokciom i innym nieco ekstrawaganckim w dalszym ciągu dla nas technikom. Dopiero jednak jakieś dwadzieścia lat po narodzinach MMA niektóre z ruchów zaadaptowane zostały do mieszanych sztuk walki. Niektóre jeszcze będą czekać na swoją kolej mimo dużego potencjału (dlaczego tak mała ilość zawodników używa brazillian kicka?) lub są wykonywane, ale niekoniecznie z rezultatem, jakiego życzyłby sobie zawodnik. Kto wie, gdyby próba trafienia znanym z taekwondo „tornadem” w wykonaniu Akiry Corassianego w jego ostatniej walce z Dustinem Poirierem udała się, mielibyśmy nokaut roku oraz zapewne wielu naśladowców.

corassani
Adlan Amagov i Akira Corassani próbują kopnięcia tornado przeciwko Chrisowi Spangowi i Dustinowi Poirierowi.

Z czym wiąże się to zjawisko odkopywania technik, pomijając element zaskoczenia? Na pewno duży wpływ na to ma wszechstronność zawodników. Dziś skończenie na plecach po nieudanym latającym kolanie to nie tragedia. Prawie każdy bowiem zna obecnie parter na tyle, aby nie dać się ubić pierwszymi ciosami czy próbą poddania. Wyjścia z parteru czy nawet poddania z pleców w wykonaniu zawodników o profilu bardziej stójkowym nikogo już nie dziwią. Jeśli jednak rzucimy okiem na to, jak wyglądało kiedyś MMA w czasach konfrontacji uderzacz kontra grappler, optyka nieco się zmieni. Zwykły high kick otwierał wówczas drogę do dużo łatwiejszego obalenia, a w konsekwencji przegranej. Nawet jeśli striker mógł bronić się przed obaleniami, to jego stójka była bardzo ostrożna (materiał podglądowy – Maurice Smith vs Mark Coleman). Dlatego też trochę czasu upłynęło, zanim mogliśmy ujrzeć naprawdę szeroki arsenał stójkowy – był on limitowany ściśle obroną przed obaleniami. Z drugiej strony, w ramach ciekawostki, warto rzucić okiem na to, w jaki sposób młody i nie mający nawet jednej czwartej blasku z UFC Anderson Silva wybronił próby obalenia ze strony Carlosa Newtona.

perezcaraway
Erik Perez próbuje wysokiego kopnięcia i zostaje obalony w kontrze przez Bryana Caraway’a.

Inny aspektem pozwalającym na łatwiejsze trafianie nietypowymi – nietypowymi oczywiście do momentu kilku pierwszych udanych prób, bo wtedy takimi być przestają – zagraniami jest inna niż w sportach stójkowych defensywa. W MMA brak jest możliwości schowania się za podwójną gardą, o czym przekonał się boleśnie swego czasu Alistair Overeem. Ręce zazwyczaj trzymane są niżej niż w walce kickbokserskiej ze względu na obronę przed obaleniami. Dlatego też łatwiej trafić front kickiem czy latającym kolanem w głowę rywala. Kolejny ważny czynnik to fakt, że zawodnik preferujący np. walkę w parterze nie zawsze przygotowany może być na narzucony mu typ walki, mimo poświęcania masy czasu na stójkę – dlatego też spotka go niemiła niespodzianka, gdy przeciwnik zainicjuje np. klincz tajski. Nie dotyczy to najwyższego szczebla zawodniczego w UFC, na którym fighterzy odnajdują się w każdej płaszczyźnie, jednak wśród stanów nisko – średnich dalej niestety czasem widać kogoś, kto nie potrafi obronić się przed najbardziej przeciętnymi obaleniami czy też dostosować do przeciwnika namiętnie używającego kopnięcia frontalnego dla utrzymania dystansu.

Co ważne, różnego rodzaju techniki powracają do użytku nie tylko wśród strikerów czy wyjątkowo dobrze czujących się w stójce grapplerów bądź zapaśników. Próby trafiania nimi można zaobserwować właściwie wśród wszystkich – także wszelakich da Silvów tego świata. Może to czasem budzić uśmiech na twarzy, ale świadczy o jednym – dany rodzaj ataku zagościł w MMA na dobre. I pojawi się wkrótce kolejny… I kolejny…

Pewne techniki prawdopodobnie nigdy nie zostaną przystosowane do mieszanych sztuk walki. Jedne ze względu na zasady (dźwignie na małe stawy nie są legalne w MMA, więc jakakolwiek przydatność aikido, brutalnie mówiąc, spełza na niczym), inne być może ze względu na cudaczność (butterfly kick). Chociaż kto wie, jak to może się potoczyć w odniesieniu do tej drugiej grupy – kilkanaście lat temu przecież uderzenia obrotowe mogły być śmiało utożsamiane z samobójstwem, a backfist Shoniego Cartera tylko potwierdzał regułę… Potwierdza to też tezę, że MMA, jako młody sport, nieustannie i niezwykle szybko ewoluuje, dając nam przy okazji coraz bardziej efektowne pojedynki z coraz większym zasobem zagrań wśród zawodników. Taki rozwój cieszy chyba wszystkich.

fot. Gary A. Vasquez / USA TODAY Sports

Powiązane artykuły

Komentarze: 26

  1. Ciekawe spostrzeżenia, jak na pierwszy tekst naprawdę dobrze ujęte, przyjemnie się czyta. Sam kiedyś doszedłem do podobnych wniosków, tworząc materiał edukacyjny o mma. Mimo, że dziś mma stoi na wyższym niż kiedykolwiek poziomie, a obecni zawodnicy wygraliby z tymi sprzed dekady czy dwóch, to jednak ja chciałbym cofnąć się do czasów klasycznych starć uderzacza z parterowcem. Na ile to sentyment, a na ile chęć zobaczenia walki zupełnie odmiennej od tych których widuje dziesiątki tygodniowo, nie wiem. Oczywiście nie tylko technika się zmieniła, oglądałem kiedyś porównawczo kilka starych i kilka współczesnych walk pod kątem przygotowania kondycyjno-siłowego, od razu widać nieco odmienne priortytety. Może nie u wszystkich, ale to wyraźny trend. Ogólnie to temat rzeka.
    W każdym razie jeszcze raz gratuluję i od razu pytam: to pojedynczy tekst, czy zamierzasz regularnie coś pisać?

    1. Zamierzam coś pisać, ale nie obiecuję regularności – teraz mam dużo czasu i dręczy mnie bezczynność chwilowo, więc skrobnąłem, ale jak będzie w przyszłości nie wiem. W każdym razie mam dwa pomysły, ale to pieśń przyszłości :)

    2. Szczerze to ja bym nie chciał aby wróciła era: parterowiec kontra stójkowicz:) Dzięki fight passowi oglądam obecne wszystkie gale UFC po kolei od początku, i jestem na bieżąco w porównaniach poziomu. Większość walk w erze gdy do głosu doszli zapaśnicy trzeba przewijać, bo przez większość czasu parterowiec leży na stójkowiczu;)Oglądając po kolei gale UFC, najciekawsze jest obserwowanie ewolucji mma. Trudno nawet porównywać dawne i dzisiejsze mma.

      1. To zależy od zawodnika. Nie przypominam sobie wyleżanych decyzji na jednowymiarowych, patrząc przez pryzmat czasów obecnych, Cro Copie czy Wanderleiu. Jako osoba, która wkręciła się w mma dzięki Pride, odbieram to inaczej niż ludzie, którzy zaczynali od nowoczesnego mma czy to w wykonaniu UFC, czy KSW, a których nawet tu, na Lowkingu jest znacząca, jak sądzę, liczba (nie wiem, czy to akurat Ciebie dotyczy). Nie mówię, że teraz mma jest gorsze, ale ja mam sentyment do czasów, kiedy jako dzieciak wyszukiwałem walki swoich ulubionych zawodników, w jakości ledwo pozwalającej na rozróżnienie Rampage’a od Cro Copa i z japońskim komentarzem. I nie można powiedzieć, że wówczas walki nie były efektowne, nawet te kończone decyzją, można natomiast powiedzieć, że przekrojowość zawodników teraz i 10 lat temu to niebo i ziemia. A i dziś lay&pray to nie jest rzadkość.

        1. Pride to już według mnie kolejna epoka w mma, i zgadzam się, była to bardzo efektowny okres. Ja pisałem o początkach UFC, gdy zapaśnicy rządzili i nikt nie miał recepty na ich zapasy. Ja również uważam że w obecnym mma za dużo jest taktyki, która znacznie ogranicza efektowność. Niestety takie są efekty ewolucji sportu. Dużo dyscyplin sportowych, które dbają o zainteresowanie musiało sobie z tym radzić np. nhl około 10 lat temu. Sądzę że ufc będzie miało już za niedługo podobny problem, i będą musieć sobie z nim poradzić.

          1. Na początku to rządził Gracie;) A UFC 12 wygrał Belfort;) Oczywiście wiem co masz na myśli. Chodzi o tzw. erę zapaśników. Nie uważam, że to złoty okres mma, ale wg mnie on dopiero teraz się kończy. Tu trzeba spojrzeć szerzej. Są zawodnicy efektowni i nudni, tak było zawsze i zawsze będzie. Oczywiście, niektórzy są bezpieczni do tego stopnia, że niebezpiecznie jest ich oglądać, bo zasnąć można;) Ale to nie zawsze wina taktyki, może to być wina umiejętności na tym samym, wysokim poziomie. Są też jednak zawodnicy bardzo efektowni, jak np wspomniany wcześniej Belfort, ale i młodzi jak Pettis czy Barboza. Jeśli chodzi o problem z efektownością to jest on w miarę prosty do rozwiązania, przynajmniej teoretycznie. Załóżmy, że zawodnik X ma 8 tys podstawy. Wygra przez decyzję dostaje dodatkowe 5, wygra przed czasem dostaje 12. Myślę, że to zadziałałoby na wielu. Trochę się rozpisałem, ale obaj wiemy o co nam chodziło. I zawsze można trochę komentarzy nabić;)

  2. Serdeczne dzięki za bardzo dobry tekst, Bolt!

    Dodam od siebie, że spodziewam się teraz ery Dillashawa i zawodników, którzy dużo pracować będą na nogach, choć trzeba zaznaczyć, że bez dobrej kondycji i jednak sporego luzu stójkowego taka taktyka jest bardzo trudna. Poza tym jestem pewien, że z czasem coraz więcej będzie zawodników potrafiących walczyć z obu pozycji (klasycznej i odwrotnej).

    Zawsze też z wielką przyjemnością oglądam kolana na korpus zawodnika w zółwiu (brawo Hallmann! o Trujillo nie wspominając), a także łokcie na uda w parterze. Amagov w walce, której fragment jest powyżej, mając zapiętą klamrę za plecami pochylonego, ale nie dotykającego rękami maty Spanga, kopał go w twarz – to absolutna rzadkość. Stopmy na stopy w klinczu też są rzadkie, a piekielnie skuteczne z uwagi na kruchość kości stopy. Łokcie z dołu na głowę również stają się coraz bardziej popularne, tak samo uderzenia na korpus.

    Co do brazylijskiego kopnięcia, to z zawodników, którzy na szybko przychodzą mi do głowy, a którzy je stosują, wymieniłbym Lyoto Machidę, Stephena Thompsona oraz… Daniela Omielańczuka :)

    Innymi słowy, dzieje się :)

  3. Bzdury. Dźwignie na łokcie w klinczu to normalna technika, tyle, że rzadko skuteczna, stąd i rzadko stosowana. Jones tego skutecznie nie zrobił. Skutecznie zostało to wykonane parę lat temu, nie pamiętam już przez kogo, bodajże w Japonii i skończyło się złamaniem reki.
    „Kilka lat temu obrotówkę w największej organizacji świata” zastosował GSP. Wyszła mu. 20 lat temu Marcus Bossett. Z opłakanym skutkiem.
    Kopnięcia w kolano to znakiem firmowym były. U Royca Gracie 20 lat temu.
    Co aikido ma do dźwigni na palce pozostanie słodka tajemnica autora.
    Reszty mi się nie chce komentować.

    1. Pomogę Ci, Boruto, bo widzę, że pamięć szwankuje. Dźwignię na łokieć w stójce zastosował Aoki podczas walki z Wisniewskim. Dźwignia Jonesa była skuteczna, chyba że przez skuteczność rozumiesz jedynie skończenie pojedynku. Teixeira sam mówił o niej po walce, podobnie jak jego manager.

      Bolt nigdzie nie napisał, że PIERWSZY zastosował obrotówkę Barboza czy Belfort, więc znów kulą w płot.

      To, że Gracie kopał na kolano, nie oznacza, że teraz ta technika nie jest firmówką zawodników ze stajni Jacksona-Winkeljohna.

    1. W zasadzie racja, przepraszam za syf narobiony odpowiedziami na zaczepki.
      Wybryk nie jest jednorazowy, mam już pewien koncept i go zaczynam realizować, ale zobaczymy co wyjdzie. Jeśli wyjdzie, to coś z okolic „Sierpem”.

Dodaj komentarz

Back to top button