Technika MMAUFC

Sierpem #60 – jak Rose Namajunas pokonała Joannę Jędrzejczyk?

W jaki sposób Joanna Jędrzejczyk straciła pas mistrzowski kategorii słomkowej, podczas gali UFC 217 w Madison Square Garden już w pierwszej rundzie padając pod ciosami Rose Namajunas?

Panowanie Joanny Jędrzejczyk w kategorii słomkowej dobiegło końca w jednym z najmniej spodziewanych momentów – w konfrontacji z Rose Namajunas podczas nowojorskiej gali UFC 217 polska zawodniczka uchodziła bowiem za największą faworytkę wieczoru, a w zgodnej opinii ekspertów większych oraz mniejszych, a także fanów miała rozbić Amerykankę w pył.

Nic takiego jednak się nie stało, bo trwający ledwie nieco ponad trzy minuty pojedynek od początku do końca toczył się pod dyktando gremialnie skreślanej pretendentki, która fundując pierwszą w karierze porażkę Jędrzejczyk, pogrzebała też jej szanse na wyrównanie rekordu sześciu obron pasa należącego do Rondy Rousey.




Co zadecydowało o klęsce polskiej mistrzyni?

Zerowe wyczucie dystansu

Tym, co rzucało się w oczy od początku walki do jej samego końca, był kompletny brak wyczucia dystansu przez Joannę Jędrzejczyk – a to oznaczało przestrzelone ciosy, brak zadawanych obrażeń.

Statystyki nie pozostawiają tutaj żadnych złudzeń – Jędrzejczyk zaatakowała głowę Namajunas 37 uderzeniami, trafiając… 2. Słownie – dwa razy. I nie były to żadne długie ciosy, ale krótkie sierpo-cepy w dwóch szalonych wymianach, w jakie obie wdały się na pewnym etapie walki.

Przyjrzyjmy się kilku przykładom, na których była już mistrzyni pruje ciosami – a konkretnie lewym prostym, który miał stanowić jeden z jej największych atutów – powietrze.

Co decydowało o tym, że ciosy ówczesnej mistrzyni nie dochodziły celu? Kilka elementów – choć trudno rozsądzić, jakie konkretnie miały znaczenie.

Po pierwsze – Jędrzejczyk nie po raz pierwszy miała problemy na początku walki właśnie z wyczuciem odległości, wyczuciem reakcji rywalek. Przypomnijmy, że na początku drugiej walki z Claudią Gadelhą wylądowała nawet na deskach. Generalnie pierwsze rundy jej walk nigdy nie wyglądały spektakularnie. Polka potrzebowała czasu, żeby „rozczytać” przeciwniczki, złapać swój rytm. Tutaj dostała na to trzy minuty – nie wystarczyło, bo skończyła znokautowana. Namajunas nie dała jej czasu.

Po drugie – kapitalne znaczenie miała oczywiście postawa Amerykanki. Dobrze pracowała na nogach, potrafiła piekielnie szybko doskakiwać i równie szybko odskakiwać. Nie była statycznym celem. Ponadto rzadko trzymała głowę w jednym miejscu, a od czasu do czasu odpowiadała też na rzeczone proste lowkingami. Dodatkowo, Namajunas walczy dość szeroko, mocno wystawia przed siebie wykroczną nogę, niekoniecznie opierając na niej ciężar ciała – nie wykluczam, że z perspektywy Jędrzejczyk Amerykanka właśnie z uwagi na lewą nogę daleko z przodu wydawała się bliżej niż w rzeczywistości była – w efekcie Polaka wyprowadzała ataki z nieodpowiedniego dystansu, ostatecznie robiąc tylko w oktagonie wiatr.

Po trzecie – Jędrzejczyk musiała w tej konfrontacji uważać na obalenia. To naturalny czynnik, który powoduje, że zawodnicy obawiający się parteru mają pewne obawy przy skracaniu dystansu, podświadomie pozostając nieco w tyle i próbując dosięgnąć rywali końcówkami pięści. Niewykluczone, że miało to też wpływ na przestrzelone ciosy Polki.

Olsztynianka regularnie – naprawdę regularnie, bo nie trafiła ani razu – przestrzeliwała też tak lubianymi przez siebie kombinacjami 1-2.


Na pierwszych trzech przykładach widzimy przede wszystkim świetną pracę na nogach i kontrolę dystansu w wykonaniu Rose Namajunas, która doskonale reaguje na ataki Joanny Jędrzejczyk, szybko odskakując.

Po trzech takowych próbach olsztynianka w końcu doskoczyła z większym impetem – czwarta animacja – ale tym razem Namajunas ani myślała odskakiwać. Świetnie uniknęła szarży bardzo dobrym balansem – ładne odchylenie do lewej – odpowiadając kombinację lewego i prawego w kontrze. I ten drugi cios doszedł głowy zawodniczki z Polski, która swoim zwyczajem lewicę trzyma nisko.

Innymi słowy, w tamtym momencie walki Jędrzejczyk spróbowała już swoich najmocniejszych technik – i żadna z nich nie przyniosła rezultatu. Z pewnością zadziałało to na nią w mniejszym lub większym stopniu deprymująco.

Po zainkasowaniu omawianej wyżej kontry w odpowiedzi na 1-2, Joanna ponownie podeszła do tematu z ostrożnością, starając się dosięgnąć rywalkę końcówkami pięści (dwa gify poniżej) i nie wpaść w półdystans. Namajunas świetnie jednak – i jakby wręcz bez wysiłku, dokładnie wiedząc, co uczyni Jędrzejczyk – odskakiwała. Na pierwszym z poniższych gifów nieźle widać omawianą wysunięta nogę Amerykanki, która mogła sugerować Polce, że Rose znajduje się bliżej niż w rzeczywistości – i stąd ataki, które pruły powietrze.

Spotkałem się z wieloma opiniami, wedle których polska mistrzyni „nie była sobą”. Za koronny dowód takiej tezy wskazuje się przede wszystkim dwie poniższe animacje, na których widzimy, jak Jędrzejczyk wdaje się w szalone wymiany w półdystansie, gdzie oczywiście ryzyko zainkasowania ciosu jest znacznie większe.

Nie będę wdawał się w dokładną analizę powyższych akcji, bo widzimy tu po prostu kombinacje króciutkich szalonych sierpów zakończonych próbami kopnięć na głowę w wykonaniu naszej zawodniczki, ale zwracam Waszą uwagę przede wszystkim na coś innego – przypatrzcie się dokładnie Rose Namajunas na pierwszej animacji. Przypatrzcie się jej pracy na nogach, których nie widać, ale widać, jak kapitalnie i dynamicznie „sunie” po deskach oktagonu, wchodząc i wychodząc z dystansu. W jej poruszaniu była niebywała lekkość i dynamika – była bez porównania szybsza od cały czas jakby „spiętej” (co jest akurat w przypadku Jędrzejczyk standardem, bo zawsze jest gotowa do ostrej szarży, ciosu) polskiej zawodniczki.

Właśnie ta dynamika Amerykanki, umiejętność pokonywania dużego dystansu – skracania go, gdy atakowała i odskakiwania, gdy się broniła – w milisekundzie miały kapitalne znaczenie dla losów tej walki.

Wracając zaś do tez, jakoby Joanna nie była sobą. Otóż, po pierwsze – Polka na którymś etapie każdej ze swoich dotychczasowych potyczek wdawała się w szalone wymiany, nie będąc skorą do oddawania pola. Dwa przykłady poniżej.

Pisałem o tym przy okazji poprzednich analiz walki Polki wielokrotnie – od dawna miała problem z oddawaniem pola, jakby za nadrzędny cel stawiając sobie, że prędzej zainkasuje ciosy, niż cofnie się choćby o krok. Pewnych zmian w tym aspekcie dokonała co prawda w rewanżu z Claudią Gadelhą i w konfrontacji z Jessicą Andrade, ale te dwie zawodniczki akurat były znacznie łatwiejsze do dosięgnięcia z uwagi na o wiele gorszą pracę na nogach niż Namajunas – dodatkowo, Polka wyraźnie górowała nad nimi pod względem zasięgu.

Po drugie zaś – te dwie powyższe szalone wymiany z Namajunas – podczas których trafiła zresztą jedynymi dwoma ciosami na głowę na przestrzeni całej walki – miały też pewnego rodzaju uzasadnienie. Z tego właśnie powodu, że Jędrzejczyk nie tylko nie była w stanie dosięgnąć pretendentki swoimi firmowymi lewymi prostymi czy kombinacjami 1-2, ale sama też nie radziła sobie z dynamiką Amerykanki.

Jak to dokładnie wyglądało? Otóż przyjrzyjmy się sześciu akcjom, które miały miejsce na różnym etapie pojedynku. Chcę jednak zwrócić uwagę na kilka elementów, dlatego pozwolę sobie umieścić te bliźniaczo podobne obok siebie – choć czasowo miały miejsce w innym fragmencie walki.




Nowojorska klęska Joanny Jędrzejczyk

Brak obrony przy lowkingach

To stary błąd, od dawna widoczny w arsenale Joanny Jędrzejczyk. Poniżej dwa przykłady, gdy próbując atakować zewnętrznym lowkingiem, zainkasowała ciosy od doskakującej Rose Namajunas.

Na pierwszym przykładzie widzimy pierwsze poważne ostrzeżenie – bo po takiej właśnie akcji ponad dwie minuty później Joanna po raz ostatni trafi na deski. Namajunas doskakuje z kombinacją 3-2 (lewy sierp/kros), dosięgając szczęki prostującej jedynie ręce Jędrzejczyk. Po tej akcji na twarzy polskiej mistrzyni pojawił się co prawda uśmiech, ale pierwszy i ostatni w tej potyczce.

Na drugim przykładzie pretendentka doskakuje tym razem z kombinacją 1-2, drugim uderzeniem dosięgając kontrującej lowkingiem mistrzyni.

W poprzednich walkach mistrzyni wielokrotnie narażała się na uderzenia przy wyprowadzaniu kopnięć, więc ta luka w jej grze nie jest niczym nowym. Poniżej dwa przykłady z rewanżowej walki z Claudią Gadelhą – akurat z odwrotnej pozycji, ale to bez znaczenia, bo również inkasuje kontry nad nisko opuszczoną lewicą.

Oczywiście, na palcach jednej ręki można policzyć w UFC zawodników, którzy zachowują żelazną dyscyplinę przy atakowaniu lowkingami, bo 99% z nich opuszcza wówczas ręce, ale jeśli mówimy o szczycie szczytów, to tam taki błąd może już mieć znaczenie.

Dla porównania – przyjrzyjmy się, jak lowkingami atakuje nowy-stary mistrz kategorii koguciej TJ Dillashaw.

Bez szczegółowej analizy – zwracam jedynie uwagę na gardę, którą błyskawicznie po wyprowadzeniu kopnięcia unosi TJ Dillashaw, neutralizując próby kontry w wykonaniu Renana Bara. Nie próbuje prostować rąk jak Joanna Jędrzejczyk – choć oczywiście czasami taka taktyka też może zadziałać.

Do tematu gardy jeszcze wrócimy, ale… Przejdźmy dalej.

Liche kontry Jędrzejczyk

Na przestrzeni swojej kariery w UFC Joanna Jędrzejczyk rozwijała się niemal z walki na walkę. Zaczynała jako niemal wyłącznie bokserka/brawlerka, potem dołożyła do swojego arsenału łokcie, następnie uzupełniła wszystko o bogaty arsenał kopnięć, a niedawno wszystko to urozmaiciła też walką z odwrotnej pozycji i poprawioną pracą na nogach.

Jeden element jednak jak kulał, tak kuleje – chodzi mianowicie o kontry, szczególnie na wstecznym. Okrutnie mylił się komentator Daniel Cormier, który przekonywał, że olsztynianka potrafi uderzać z każdej pozycji, także właśnie na wstecznym. Polka wywodzi się ze statycznego Muay Thai i mimo wszystko jest to widoczne właśnie przede wszystkim wtedy, gdy rywalki zmuszają ją do odwrotu, a ona – swoim zwyczajem – nie chce oddać pola bez walki. Wyprowadza wówczas dziwaczne kontry, kompletne gubiąc krok i narażając się na jeszcze większe niebezpieczeństwo.

Powyżej dwa przykłady z walki z Namajunas, gdy Jędrzejczyk spróbowała kontrować na wstecznym. Na pierwszym widać, że gubi krok w odwrocie, zostawiając nogi przed sobą. Ciosy, które tam wyprowadziła, nie niosły ze sobą wobec tego żadnej większej mocy – tyle dobrze, że Polka uniknęła ataku Amerykanki.

Sztuka ta nie powiodła się jej w kolejnej akcji – Namajunas doskakuje ze swoją firmową w tej walce kombinacją lewego sierpa z krosem i oba ciosy dosięgają szczęki próbującej kontrować, ale prującej powietrze i nie odskakującej w porę Jędrzejczyk.

W przeszłości olsztynianka również kilka razy próbowała kontrować na mocno sztywnych nogach i również nie wyglądało to dobrze – vide przykład poniżej.

Generalnie Jędrzejczyk nie jest po prostu kontruderzaczką. Owszem, raz na jakiś czas trafi szczególnie jakimś łokciem w kontrze, ale nie ma w sobie tej kontrującej czutki, jaką mają Conor McGregor, Darren Till czy nawet Cody Garbrandt. Nie wspominając oczywiście o Stephenie Thompsonie.

Dopóki atakowały ją krótkorękie Jessica Andrade czy Claudia Gadelha albo wolniejsza od Namajunas Karolina Kowalkiewicz, olsztynianka potrafiła ratować się pracą na nogach. Jednak Amerykanka nie dość, że była szybka, to i dysponuje w zasadzie takim samym zasięgiem jak Jędrzejczyk.

To jednak nie wszystko. Poza bowiem nieuzasadnionymi ciągotkami kontrującymi Jędrzejczyk wyróżnia jeszcze jeden element, który tym razem w głównej mierze zaważył na jej porażce. A chodzi o…

Brak gardy

Pisałem o tym wielokrotnie w zapowiedziach i analizach poprzednich walk Joanny Jędrzejczyk. Polka jest zawodniczką, która tylko od wielkiego dzwona korzysta z gardy (i to co najwyżej prawą rękę unosi do głowy), w zdecydowanej – naprawdę zdecydowanej – większości swoją defensywę opierając na dwóch elementach: głównie pracy na nogach, czasami wspieranej wyprostowaną lewą ręką, którą „robi dystans” w odrobinę podobny sposób do Jona Jonesa czy Alexandra Gustafssona, a więc dwóch innych zawodników chętnie utrzymujących rywali na końcówkach pięści i kopnięć.

Tego rodzaju pogarda dla gardy – że tak pozwolę sobie to określić – okazuje się piekielnie ryzykowna przeciwko rywalom, którzy nie tylko są bardzo szybcy, ekspresowo skracając dystans, ale też nie atakują dokładnie w linii prostej, wobec czego trudniej oprzeć dłoń na ich czole, stopując ich ataki.

Poniżej dwie akcje, po których polska zawodniczka wylądowała na deskach.

Pierwszy przykład to kolejna próba wewnętrznego lowkinga w wykonaniu Joanny Jędrzejczyk – poruszałem już temat ryzyka, na jakie naraża się polska zawodniczka, gdy właśnie do tej techniki się odwołuje, wobec czego poprzestanę na odnotowaniu, że tym razem Namajunas poprzedziła kombinację 3-2 zamarkowanym prawym. Dodatkowo, Jędrzejczyk standardowo próbowała lewicą spychać głowę rywalki (robić dystans – zdj. poniżej), ale przy bujającej się Amerykance nie było o to łatwo.

Jeśli zaś chodzi o ostatnią akcję walki – czyli kolejną kombinację 3-2 – wydaje się, że Polka nie szukała tutaj żadnej kontry. Po prostu, swoim zwyczajem, próbowała bronić się odejściem (nie zdążyła) oraz wyprostowanymi rękami (zdj. poniżej), po raz enty nie decydując się na podniesienie gardy. Szybka i świetnie skracająca dystans Namajunas nie miała jednak problemów z przedarciem się przez te liche zasieki defensywne, trafiając czystko na szczękę.

Od razu dodam – przy upadaniu po tym ciosie olsztynianka była już całkowicie odłączona i w drodze na deski nie zainkasowała przypadkowego kolana na głowę od szarżującej Namajunas. Piszę o tym, bo spotkałem się z opiniami, jakoby rzeczone kolano miało „dobić” Polkę. Nie miało to miejsca, co widać na innych ujęciach.

Poniżej raz jeszcze decydująca akcja w zwolnionym tempie, gdzie łatwiej dostrzec wyprostowane ręce Jędrzejczyk.




Podsumowanie

Nie może być zatem mowy o żadnym przypadku w porażce Joanny Jędrzejczyk. Amerykanka rozpracowała ją koncertowo, obnażając wszelkie braki byłej polskiej mistrzyni. Braki, których nie były w stanie wykorzystać poprzednie rywalki olsztynianki – mocno jednak odmienne stylistycznie od kapitalnie skracającej dystans, szybkiej, nieustannie zamykającej Polkę na siatce (a JJ nie jest kontruderzaczką, powtarzam) Namajunas.

Amerykanka kapitalnie wykorzystała luki w defensywie Jędrzejczyk, opartej na dystansowaniu wyprostowanymi rękami, których ominięcie – a Thug Rose nie skracała dystansu w linii prostej, co zadanie jej ułatwiało – dawało otwarty dostęp do szczęki Polki za pomocą sierpów.

Nie sposób skazywać Polki na pożarcie w rewanżu, bo – jak wspominałem – rozwijała się ona w niemal każdej walce pod banderą UFC, poszerzając wachlarz swoich umiejętności. Rzecz jednak w tym, że aspekty szybkościowe, żwawsza praca na nogach, podnoszenie gardy i zmniejszenie niechęci do oddawania pola to nie są elementy, które 30-letnia ukształtowana już zawodniczka może usprawnić w kilka miesięcy. Szczególnie, że nowa mistrzyni ma dopiero 25 lat i nadal ogromny potencjał do wykorzystania.

*****

Jak być może zauważyliście, w prawej górnej kolumnie na Lowking.pl pojawiła się opcja wsparcia portalu darowizną. Jeśli podobają się Wam treści i analizy publikowane na portalu oraz chcielibyście wesprzeć jego 1-osobową działalność, będę zobowiązany za każdy datek. Szczegóły – tutaj. Dziękuję!

*****

Wszystkie analizy są dostępne w tej sekcji

*****

Śledź autora tekstu na Twitterze

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button