KSWPolskie MMA

KSW rzuca wyzwanie Cyrkowi Zalewski

KSW postanowiło sięgnąć po innowacyjne rozwiązania promocyjne na okoliczność walki wieczoru gali KSW 37, w której Popek zmierzy się z Pudzianem.

Cage Warriors powróciło z przytupem, a ichniejsza największa obecnie gwiazda, szykowany na drugiego Conora McGregora mistrz kategorii piórkowej Paddy Pimblett gościł nawet w The MMA Hour. Czeczeńcy z Absolute Championship Berkut zorganizowali w Olsztynie pierwsze wydarzenie, które wypełniło niemal całą halę – i zapowiadają kolejne, a za chwilę ruszają na podbój Wysp Brytyjskich. Coraz śmielej na Stary Kontynent zerka Bellator, a włoski Venator FC już przy organizacji trzeciej ledwie gali doczekał się relacji na żywo na największych światowych portalach branżowych. Powstała organizacja Euro FC, która zadebiutuje w najbliższą sobotę – i nie brakuje w jej szeregach ani weteranów UFC, ani zawodników z aspiracjami

Jest jeszcze UFC, które jedną decyzją medialną Dany White’a – sterowanego zza tylnego siedzenia przez WME-IMG – mogłoby nie tyle podbić, ale z pewnością mocno zamieszać wielką chochlą w nadwiślańskim kotle MMA – gdyby uznano, że warto.

Innymi słowy, sytuacja KSW na froncie walki o czołową pozycję na europejskim rynku MMA mocno się komplikuje. Nie tylko jednak dlatego, że ofensywę podejmują inne organizacje, sprzątając Polakom sprzed nosa zawodników, którzy nadaliby się na występy w białej klatce. Problemem stają się też bowiem kontrakty KSW, które powodują, że – jak kiedyś stwierdził Szymon Bońkowski – młodzi, zdolni i z ambicjami nie mają czego szukać w Federacji, a stare lisy, które nadal mają jeszcze jakieś cele sportowe do zrealizowania – tacy jak, dla przykładu, Jimmy Wallhead – stawiają sprawę jasno: albo kontrakt na jedną walkę, albo nici z interesu. W rezultacie dla KSW zostają Sokoudjoue i Pezinhe tego świata.

Wreszcie najsilniejsze konie pociągowe KSW, które na polskim rynku ciągnęły ten cały majdan dla duetu Martina Lewandowskiego i Macieja Kawulskiego, lecą na ostatnich oparach. Powalczą jeszcze rok, może dwa, może trzy lata. Co dalej?

Nie mogę oprzeć się refleksji, że można było sprzedać ten cały majdan kilka lat temu w czasach świetności i różowych perspektyw. Dlaczego tego nie zrobiono? Może nie było chętnych kupców, może oferty nie były finansowo satysfakcjonujące, może duet biznesmenów wierzył, że to jeszcze nie ten etap. Nie wiem. Jednak jeśli break even point osiągasz w 2007 roku – a tak było z KSW – to jest to sygnał, że biznes idzie doskonale i jest piekielnie perspektywiczny. Inwestorzy są łakomi na takie projekty. Teraz, całe dziewięć lat później, jest, jak jest.

Bracia Fertitta nie przegapili swojej szansy.

Wracając zaś do tematu… W takich oto niepewnych okolicznościach przyrody w ścisłym kierownictwie KSW – może z polecenia Pana Mariana, a może za jego zgodą lub błogosławieństwem? – zdecydowano się sięgnąć po niejakiego Popka, by następnie przy okazji media treningu podczas ogłoszenia jego rywala – Mariusza Pudzianowskiego – zaprezentować polskim fanom mniejszym i większym innowacyjną – przynajmniej w świecie polskich mieszanych sztuk walki, bo dla WWE jest to chleb powszedni – formę promocji w postaci inscenizacji zatrzymania Króla przez policję. A to wszystko oczywiście na oczach tłumu i w obiektywach fleszy fotoreporterów i dziennikarzy (także tych niezależnych).

Zachwytom nad błyskotliwym posunięciem KSW nie było końca. Zachwycali się co prawda tylko nadwiślańscy specjaliści od klików i targetów oraz znający swoje miejsce w szeregu pracownicy organizacji dla niepoznaki zwani tu i ówdzie niezależnymi dziennikarzami, ale – to zawsze coś.

Aby przekaz medialny tego dnia był pełny, wcześniej zaprezentowano też plakat promujący galę KSW 37, który zdominowany został przez elementy cyrkowe zarówno w grafice, jak i w treści – vide nazwa Circus of Pain. Mało tego, sam Maciej Kawulski w rozmowie radiowej z Andrzejem Janiszem, wyjaśniając dlaczego tym razem KSW zagości w Zielonej Górze, podtrzymał przyjętą linię promocyjną.

Bo – jak to niektórzy nazywają – ten nasz cyrk lubi być cyrkiem obwoźnym i zostawiać ślady w różnych miejscach w Polsce, wierząc, że będzie pozyskiwał coraz szersze rzesze fanów.

Czasy, jak wspomniałem, trudne. A trudne czasy wymagają radykalnych rozwiązań – i po takie sięgnął duet współwłaścicieli KSW, prezentując nam nową w Polsce jakość promocji. Nie powiem – jest to jakaś forma odpowiedzi na nowe okoliczności, w których przyszło im pchać ten wózek. Jest to pewna zmiana, przynajmniej w porównaniu do ostatnich – pod pewnymi względami obiecujących sportowo, ale najwyraźniej nieprzystających do dynamicznie zmieniających się warunków prowadzenia tego biznesu – lat.

Jak tam będzie z walką wieczoru Popka z Pudzianem, tak tam będzie. Świat się nie zawali, polskie MMA się nie skończy. Jest jednak jeden szkopuł – obok setki innych, które pozwolę sobie w tym tekście pominąć. Otóż, tak otwarte przyjęcie wyreżyserowanej linii teatralnej w biznesie takim, jakim jest MMA – gdzie zwieńczeniem promocji ma być realna walka – obarczone jest pewnym ryzykiem percepcyjnym. Tym znanym chociażby z PRIDE.

Aby to zobrazować, pozwólcie, że przytoczę Wam krótką historię, jaką swego czasu opowiadałem córce, aby uczulić ją, że kłamstwo nie popłaca.

Był Jaś. Mieszkał na wsi położonej nieopodal lasu. Jaś lubił żartować. Razu pewnego, gdy wszyscy ludzie z wioski udali się do pracy w polu, Jaś wybiegł przed dom i zaczął krzyczeć wniebogłosy: „Ratunku!!! Wilk!!! Pomocy!!!”. Usłyszawszy wołanie, ludzie porzucili robotę w polach, pędząc z widłami na ratunek Jasia. Gdy przybiegli, zmęczeni i zdziwieni, Jaś śmiał się do rozpuku: „Ale was nabrałem!!! Frajerzy!!!”.

Kolejnego dnia sytuacja się powtórzyła – gdy ludzie pracowali w polu, Jaś ponownie zaczął wydzierać się o pomoc. Wieśniacy znów zbiegli z pól, aby go ratować, a on zaśmiał im się w twarz.

Trzeciego dnia, gdy ludzie byli w polu, przyszedł wilk. Jaś znów wołał wniebogłosy o pomoc. Tym razem nikt nie dał się nabrać.

Zwieńczeniem opartej na żarcie, farsie, oszustwie (tak, sądząc po Twitterach, kilku dziennikarzy poczuło się naprawdę oszukanych „zatrzymaniem Popka”) promocji tegoż starcia pomiędzy specjalistą od trójboju siłowego w osobie Albańczyka z przebranżowionym na MMA byłym strongmanem ma być realna walka. Nie teatr, nie ustawka, nie reżyserka. Realna walka.

Czy wszyscy zbiegną z pól, wierząc, że to naprawdę, skoro KSW dwoi się i troi, raz po raz puszczając do ludzi oko i przekonując, że to na niby?

A może tak właśnie powinno być? Może jeśli mówi się „A”, to powinno powiedzieć się też „B”. Nie bawić się w rozdzielanie promocji i walki, tylko po nietzscheańsku przewartościować wartości? Jeśli walka Popka z Pudzianem promowana jest w konwencji cyrkowej, to dlaczego nie pójść na całość i nie zrobić z tego „walki”? Jak cyrk – to pełną gębą. Żadnych półśrodków.

Co prawda Stanisław Zalewski powiedział kiedyś, że chciałby, aby cyrk był tylko w cyrku, ale… Trudne czasy wymagają radykalnych rozwiązań.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button