Polskie MMAUFC

Janek w drodze po pas, czyli… USADA, nie spieprz tego!

Rok temu Jan Błachowicz domagający się walki o pas mistrzowski UFC wywołałby salwy śmiechu – dziś nikt już się nie śmieje.

Jedenaście miesięcy temu Jan Błachowicz walczył w Gdańsku o sportowe życie – i uratował je, efektownie poddając Devina Clarka i w ten sposób uciekając spod noża, który niechybnie poszedłby w ruch, gdyby doznał w oktagonie trzeciej z rzędu porażki.

Na tym jednak nie poprzestał, bo ledwie półtora miesiąca później wypunktował Jareda Canonniera, by w marcu tego roku zrewanżować się Jimiemu Manuwie.

Wczoraj natomiast dołożył do swojej kolekcji czwarte zwycięstwo z rzędu – wyczynem takim nie może w kategorii półciężkiej pochwalić się nikt! – w co-main evencie gali UFC Fight Night 136 dominując i poddając Nikitę Krylova.

Zwyciężywszy, cieszynianin – który, przypomnijmy, niespełna rok temu po pokonaniu Clarka nie ukrywał, że spadł mu ogromny ciężar z barków – rzucił wyzwanie mistrzowi kategorii półciężkiej oraz ciężkiej Danielowi Cormierowi, zapraszając go w oktagonowe tany.

Ba, uwzględnił też scenariusz, w którym sposobiący się do walki z Brockiem Lesnarem DC do 205 funtów już nie zawita, w takim scenariuszu zapraszając do rewanżu sklasyfikowanego na 1. miejscu w dywizji Alexandra Gustafssona.

Czy rzeczywiście Cieszyński Książę, który kilka lat temu w pogoni za marzeniami i chwałą, zostawił za sobą bezpieczną i sowicie płatną posadę w KSW, podejmując sportową rękawicę, w kolejnej potyczce może stanąć w szranki o pas mistrzowski? Stanąć przed szansą zwieńczenia najbardziej ryzykownej, ale i najwspanialszej sportowej decyzji, jaką podjął w swoim życiu?

Otóż – może. Jak w mordę strzelił!

Jeśli bowiem przyjrzeć się aktualnej sytuacji w kategorii półciężkiej, w grze o najwyższą stawkę liczy się kilku li tylko zawodników. Jeśli natomiast podumać bardziej – a podumamy, podumamy! – jeno dwóch. I jednym z nich jest właśnie cieszynianin.

Podwójny mistrz

Pewnikiem jest mianowicie, że do kategorii półciężkiej nie wróci już Daniel Cormier, co powtarzam jak mantrę od czasu, gdy ogłoszono jego ostatecznie zwycięski pojedynek ze Stipe Miocicem o pas 265 funtów.

DC ma na karku prawie czterdziestkę, na wadze grubo powyżej 250 funtów, a przez kilka ostatnich tygodni w ogóle nie trenował. W perspektywie ma kasową, wieńczącą jego karierę batalię z Brockiem Lesnarem, na której zarobi krocie.

Nie po to podczas gali UFC 226 cały świat – z Cormierem i Lesnarem na czele – położył pod ich starcie medialne fundamenty, żeby teraz reprezentant AKA wygłupił się jak jakiś narwana młokos, wracając do kategorii półciężkiej i tym samym wystawiając na poważne ryzyko swój pojedynek z gwiazdorem WWE. Po cóż mu druga walka z Alexandrem Gustafssonem, którego już przecież pokonał? Po co ryzyko porażki – znacznie większe niż Lesnarem – czy kontuzji, która mogłaby pogrzebać ten bój?

Ot, Cormier próbuje utrzymać się przy dwóch pasach tak długo, jak to tylko możliwe, bo zdaje sobie doskonale sprawę, że dwie korony znacznie poszerzają jego możliwości medialne, promocyjne i finansowe. A gdy koniec jest bliski – DC zapowiada przejście na emeryturę w marcu 2019 roku – wówczas szczególnie ostatni z tych aspektów nabiera kapitalnego znaczenia.

A zatem – Daniel nie wróci do kategorii półciężkiej.

Wulkan i pogromca legend

Powiecie – kowadłoręcy Volkan Oezdemir i Anthony Smith sposobią się do boju, którego zwycięzca może zagrozić Janowi Błachowiczowi w wyścigu o złoto 205 funtów. Odpowiem – wątpię.

Jeśli bowiem przyjmiemy, że spośród wojujących obecnie półciężkich najmocniejszą pozycję medialną, sportową i rankingową posiada Alexander Gustafsson – a nie podlega to żadnej dyskusji – wówczas trzeba wziąć pod uwagę cele i preferencje Szweda.

Otóż, Mauler jest już w pełni zdrowy po ostatniej kontuzji. Kilka tygodni temu zapowiedział, że jego celem jest walka o pas mistrzowski – właściwy lub tymczasowy. Nie robi mu żadnej różnicy, kto stanie naprzeciwko niego – byle na szali pojedynku znalazło się złoto.

Co jednak najciekawsze, Mauler garnął się do powrotu do akcji już podczas gali UFC 229, która odbędzie się 6 października w Las Vegas. Z kolei wspomniany pojedynek powracającego po nokaucie z rąk Cormiera Oezdemira oraz rozpędzonego dwoma wiktoriami nad leciwymi legendami Smitha odbędzie się dopiero 27 października.

Czy zatem palący się do walki jak zły Gustafsson zechce poczekać na zwycięzcę starcia Oezdemir vs. Smith, aby to z nim wojować o złoto? Ni cholery. Kto wie, jak potoczy się ten pojedynek? Czy zwycięzca będzie skory do szybkiego powrotu, nie mając nawet czasu na odpoczynek i odbycie pełnego obozu przygotowawczego przed najważniejszą walką w karierze? A Mauler chce walczyć już!

A zatem, podsumowując dotychczasowe rozważania… Daniel Cormier w swojej sportowej karierze już nigdy nie wniesie na wagę 205 funtów. Zwycięzcę walki Anthony’ego Smitha z Volkanem Oezdemirem poznamy dopiero za półtora miesiąca, a kiedy będzie gotowy do kolejnej, potencjalnie mistrzowskiej potyczki – Bóg jeden raczy wiedzieć. Alexander Gustafsson chce natomiast walczyć na wczoraj.

Dodajmy, że na Yoela Romero i Luke’a Rockholda, którzy jeszcze niedawno przebąkiwali o migracji do 205 funtów, czekają Paulo Costa i Chris Weidman – a więc szyków Polakowi nie pokrzyżują.

Syn marnotrawny

W tle tego wszystkiego czai się jednak oczywiście… Jon Jones. Syn marnotrawny. Mistrz bez pasa. Największy z wielkich. Oszust. Ćpun. Zwał, jak zwał.

Sprawa z drugą wpadką dopingową Jona Jonesa na pozór nie jest jednak w ogóle skomplikowana. W najmniejszym stopniu!

Jeśli bowiem Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) okaże elementarną konsekwencję, Jon Jones zostanie zawieszony na cztery lata.

Polityka Antydopingowa UFC przewiduje bowiem karę dwóch lat zawieszenia za Turinabol – na tym właśnie środku wpadł Bones – powiększając je o dwa kolejne w przypadku drugiej wpadki. Ba, Frank Mir swego czasu również wpadł na Turinabolu – było to jego pierwsze naruszenie Polityki Antydopingowej UFC – i otrzymał właśnie dwa lata zawieszenia, nie będąc w stanie – podobnie jak Bones – wyjaśnić, jakiż to suplement z tych, które stosował, okazał się zanieczyszczony.

To jednak nie wszystko, bo o ile niewiele wiemy o tym, jak za kulisami toczą się rozmowy między obozem Jonesa i USADA, to wiemy, że były mistrz skompromitował się i pogrążył podczas lutowego przesłuchania przed Stanową Komisją Sportową w Kalifornii, przyznając się nieświadomie do szeregu innych naruszeń.

Jeśli zatem USADA nie wystawi się na śmieszność, Jones zostanie zawieszony na cztery lata. Jeśli wystawi się na śmieszność – dostanie dwa. Natomiast roczne zawieszenie Bonesa – tylko takie może zagrozić mistrzowskim aspiracjom Cieszyńskiego Księcia – byłoby kompromitacją całej polityki antydopingowej UFC, stawiając ją pod ogromnym znakiem zapytania i ściągając na amerykańskiego giganta lawinę krytyki.

Nawet jednak jeśli USADA skompromituje się i ukarze Jonesa rocznym tylko zawieszeniem – co będzie oznaczać, że dobiegło ono końca w sierpniu tego roku, czyniąc jego rewanż z Gustafssonem realnym scenariuszem – wówczas sprzymierzeńcem Błachowicza może okazać się… Cormier! Niewątpliwie bowiem na wypadek powrotu Jonesa podniósłby się ogromny medialny zgiełk, już zresztą obecny! – na temat trylogii obu zawodników. Kto wie, czy wówczas jednak ambicja i duma DC nie wzięłyby góry i nie zdecydowałby się oddalić w czasie – postawić na szali? – walki z Lesnarem, aby zrewanżować się Jonesowi.

Dlaczego natomiast taki scenariusz i tak byłby korzystny dla Błachowicza? Rzecz bowiem w tym, że jeśli nawet Jones wróci, a Cormier przystanie na trylogię, dojdzie do niej w 265 funtach. Jak bowiem powtarzam, DC nie zejdzie już do kategorii półciężkiej. W rozgrywce z Bonesem pomimo dwóch porażek to on jest teraz stroną dominującą. W kategorii ciężkiej nadal zresztą jest niepokonany, więc i od strony medialnej trylogia w nowej kategorii intryguje znacznie bardziej – dodaje bowiem walce bardzo potrzebnej jej po dwóch pierwszych starciach nieprzewidywalności.

Niemniej jednak istnieje pewne ryzyko, że po pierwsze – USADA jednak skompromituje siebie i cały program, zawieszając Bonesa na rok, o czym przecież aż huczy w ostatnich tygodniach. W konsekwencji, po drugie – dojdzie do rewanżowego starcia Jonesa z Gustafssonem o złoto, które pokrzyżuje plany Błachowicza.

Tym niemniej, scenariusz taki zdecydowanie nie należy do najbardziej prawdopodobnych.

Złota mistrzowska jesień

Czy oznacza to, że Jan Błachowicz jest o włos od najważniejszej w historii polskiego MMA walki o właściwy – jeśli Dana White w końcu powie Danielowi Cormierowi: „Skończ pierdolić” – lub tymczasowy – jeśli Dana White okaże się dla Daniela Cormiera łaskawy, dając mu jeszcze więcej czasu na nacieszenie się dwoma koronami – pas mistrzowski kategorii półciężkiej z Alexandrem Gustafssonem?

Owszem. Wszelkie znaki na niebie i ziemi właśnie na szwedzko-polski rewanż wskazują.

Jeśli natomiast uzupełnimy to o szykowaną konfrontację o tytuł 125 funtów pomiędzy Joanną Jędrzejczyk i Valentiną Shevchenko, może okazać się, że nadwiślańskich fanów czeka intrygująca jesień. Złota jesień.

*****

Od kultowej walki do dramatu – Yoshihiro Takayama nie składa broni

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button