UFC

Gunnar Nelson: „Nigdy nie ciągnęło mnie do gości, którzy krzyczeli, szaleli, byli agresywni”

Gunnar Nelson opowiada o swojej pasji do gry Call of Duty, inspiracji Fedorem Emelianenko, mistrzu Tyronie Woodley’u oraz swoich planach.

Gunnar Nelson to nie tylko jeden z najlepszych półśrednich na świecie, ale też zapalony użytkownik PlayStation i prawdziwy maniak Call of Duty.

W audycji Submission Radio Islandczyk przyznaje, że jego uzależnienie od elektronicznej rozrywki jest „głębokie” i często – szczególnie, gdy przebywa w swoim domu – grywa po kilka godzin dziennie. Ocenia nawet, że idzie mu już w popularne CoD – w które gra od czasu premiery – bardzo dobrze.

Przez długi czas jego towarzysze w elektronicznych strzelaninach nie wiedzieli, kim jest, ale razu pewnego…

Gram z kilkoma gośćmi z Anglii. Po tym jak graliśmy już razem jakiś czas – kilka tygodni czy kilka miesięcy – zaczęliśmy więcej rozmawiać o różnych rzeczach.

– powiedział Nelson.

Zaczęliśmy rozmawiać o UFC, więc pytam ich, ok, oglądacie UFC? W końcu powiedziałem im, kim jestem, a oni na to: „Jasne, dobra”. Ale potem po prostu udowodniłem to gościowi, z którym gram najczęściej. On więc poszedł i mówi to swoim kolegom. A oni: „Ok, spierdalaj”.

Ostatecznie przyszedł na moją walkę w Londynie razem z kolegą i spotkaliśmy się tam z nimi. Było wesoło.

Islandczyk przyznał nawet, że wirtualna rozgrywka sprawia mu tak wiele frajdy, że powoli zaczyna rozważać transmitowanie swoich wojennych podbojów i być może niebawem będziemy śledzić jego poczynania na Twitchu – jak w przypadku Demetriousa Johnsona, Quintona Jackonsa czy Maxa Holloway’a.

Nie tylko jednak umiłowanie konsolowych rozgrywek wyróżnia Nelsona. W świadomości fanów MMA słynie bowiem także – a może przede wszystkim – ze swojego stoickiego podejścia do walki i jej całej otoczki, co często bywa obiektem żartów.

Zawodnik przyznaje, że podchodzi do tematu z dystansem – również i na jego twarzy czasami zagości uśmiech, gdy zobaczy grafikę prezentującą jego 20 identycznych zdjęć przedstawiających różne emocje.

Jego pozbawiona wyrazu, pokerowa, znudzona twarz, spokój i opanowanie, jakie wnosi do klatki, przywołują wspomnienia z legendarnym Fedorem Emelianenko. I Nelson przyznaje, że nie jest to przypadkiem.

Nie widziałem za dużo z tego, jak Fedor zachowuje się poza klatką, ale zawsze był moim ulubionym zawodnikiem. Po prostu bardzo lubię jego styl. Lubiłem jego spokój i być może w pewien sposób do tego jego stylu nawiązywałem. Nie ciągnęło mnie do gości, którzy krzyczeli, biegali, szaleli, byli agresywni. Wolałem czerpać z tego, jak on to robił, jak pozostawał skupiony. Czułem się podobnie, wychodząc do moich walk.

– zdradził.

W ogóle jego styl był po prostu bardzo przyjemny. Oczywiście to duży gość, ale jak na ciężkiego był mały i wyglądał jak jakiś przeciętny tatusiek. Miał ten swój brzuszek, ale wychodził tam i po prostu miażdżył gości. I potrafił wszystko – poddawał ludzi, nokautował ich. Świetne obalenia, świetne judo, ostry w parterze. Robił robotę w dobrym stylu.




Po dawnym Fedorze pozostały teraz jednak przede wszystkim wspomnienia, a Gunni skupia się na własnej karierze. Pod banderą UFC rozpoczął ją od czterech zwycięstw, ale porażki z Rickiem Storym i Demianem Maią zahamowały jego marsz w górę rankingów.

Ostatnio jednak ponownie nabrał wiatru w żagle, poddając Alberta Tumenova i Alana Joubana. Nie ukrywa, że jego celem jest walka o pas mistrzowski, choć doskonale zdaje sobie sprawę, że musi wygrać jeszcze kilka pojedynków, aby otrzymać swoją szansę. Ma jednak poważne wątpliwości, czy Tyron Woodley będzie wówczas nadal zasiadał na tronie.

Nie sądzę, szczerze mówiąc.

– stwierdził Nelson, zapytany, czy T-Wood to zawodnik, który może na długo zdominować kategorię półśrednią.

Jest dobry, ma dużo mocy. Wielu gości ma jednak dużą moc, ale on ma też szybkość. Jest zawsze gotowy. Było to widać przeciwko Thompsonowi. Ma dobry refleks, cały czas pozostaje w gotowości. Czasami nawet cofa się częściej niż inni goście, opiera się na tylnej nodze, jest jakby w defensywie – a potem eksploduje i rusza ostro. Potrafi pokonać duży dystans bardzo szybko. Jest o wiele mniejszy od (Stephena) Thompsona, a jednak był w stanie trafić go kilka razy tym prawym zamachowym. To tylko pokazuje, że jest naprawdę szybki, gdy rusza do przodu – Thompson nie jest wolny, potrafi szybko doskakiwać i odskakiwać, więc powinien być w stanie wycofać się, obronić przed tymi uderzeniami – a jednak dostawał. Radzi sobie bardzo dobrze z tym, czym dysponuje.

To jednak nie wszystko, bo w swoich komentarzach Nelson zapędził się do postawienia śmiałej rasistowskiej tezy, wedle której Demian Maia nie dałby Tyronowi Woodley’owi szans.

Zdecydowanie myślę, że Maia by go pokonał. Oczywiście wszystko może się wydarzyć, Woodley mógłby trafić jakąś bombą, ale myślę, że Maia by go pokonał. Obaliłby go za jedną nogę – Tyron ubity, niski gość, a tacy nie radzą sobie najlepiej z zejściami do jednej nogi. Myślę więc, że by go przewrócił i skończył.

Jeśli natomiast chodzi o własne plany, to Gunni chętnie wystąpiłby na lipcowej gali UFC Fight Night 113 w Glasgow lub dwa miesiące później w Rotterdamie. Celuje w stoczenie jeszcze dwóch walk w tym roku.

Sklasyfikowany na 9. miejscu w rankingu kategorii półśredniej Islandczyk najchętniej poszedłby w tany ze Stephenem Thompsonem, ale przyznaje, że nie miałby też problemu, aby wejść do oktagonu z Neilem Magnym – lub kimkolwiek innym, kto jest w rankingu nad nim. Póki co jednak brak jakichkolwiek ustaleń w tym temacie. Wiadomo jednak coś innego – Nelson nigdy nie stanąłby do walki z Conorem McGregorem. Znają się zbyt długo i zbyt wiele ich łączy.

*****

Jorge Masvidal: „Nie jestem jakąś pie*doloną dziwką mediów społecznościowych”

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button