Polskie MMAUFC

Edwards padł – kto następny dla Hallmanna?

Piotr Hallmann zanotował drugie zwycięstwo w UFC, ubijając Yvesa Edwardsa na gali UFC Fight Night 42. Z kim zmierzy się w kolejnej walce?

Tradycyjnie na Lowking.pl po walce naszego zawodnika w UFC podejmuję się karkołomnego zadania wytypowania jego kolejnego przeciwnika w diablo szczegółowej analizie całej dywizji.

W przypadku Krzysztofa Jotko kolejny rywal wydaje się narzucać samoistnie – Luke Barnatt jeszcze przed walką Polaka z Magnusem Cedenbladem wspominał o podopiecznym Mirosława Oknińskiego w kontekście ewentualnego starcia. Teraz obaj – Jotko i Barnatt – przegrali, plamiąc swoje nieskazitelne rekordy, a Polak od razu postanowił skorzystać z taktyki, która doprowadziło do jego starcia ze Szwedem. Innymi słowy, rzucił już twitterowe wyzwanie Anglikowi, na które ten ostatni ochoczo odpowiedział, co stanowić może dobry wstęp do pojedynku na jakiejś europejskiej gali. Nawiasem mówiąc, Cedenblad wyzywa teraz do pojedynku Seana Stricklanda, więc wszystko prawdopodobnie zostanie w tym czworokącie.

Paweł Pawlak po bezbarwnym występie przeciwko Peterowi Sobotcie otrzyma zapewne walkę ostatniej szansy przeciwko jakiemuś nieznanemu szerzej rywalowi, może debiutantowi. Na swojego przeciwnika nadal czeka Daniel Omielańczuk po porażce z Jaredem Rosholtem. Typowałem, że będzie nim Jack May, ale niedawno zestawiono go z Shawnem Jordanem, zatem najbardziej prawdopodobnym typem będzie teraz drugi na mojej liście Ruan Potts.

Bez rywala pozostają nadal Jan Błachowicz – pomimo plotek o jego konfrontacji z legendarnym Mauricio Shogunem Ruą – a także Marcin Bandel, o którego potencjalnym rywalu na debiut jeszcze nic nie wiemy.

Najbardziej intrygująco na ten moment przedstawia się natomiast sytuacja Piotra Hallmanna, który pokonując w dobrym stylu Yvesa Edwardsa, poprawił swój rekord w UFC na 2-1. Z kim w kolejnym boju może zmierzyć się Płetwal?

Dodajmy, że czeka nas niezwykle trudne zadanie, bo Piotr Hallmann teoretycznie może zmierzyć się z jednym ze…. stu jeden (101!) zawodników, którzy walczą w dywizji lekkiej w UFC. Mimo tego jednak spróbujemy oddzielić ziarno od plew i znaleźć tego jedynego, który idealnie nadawał będzie się na przeciwnika dla Polaka. No, może nie idealnie, ale bardziej niż 100 pozostałych…

Top 16?

Nie, to jeszcze nie pora na to, by Hallmann mierzył się z kimś z czołowej szesnastki Rankingów UFC (Top 15 plus mistrz). Wymieńmy zatem ścisłą czołówkę:

Anthony Pettis, Benson Henderson, Gilbert Melendez, Josh Thomson, Khabib Nurmagomedov, Rafael dos Anjos, Donald Cerrone, Jim Miller, Myles Jury, Michael Johnson, Gray Maynard, Rustam Khabilov, Edson Barboza, Bobby Green, Jorge Masvidal, Joe Lauzon.

Sprawdźmy też wszystkie zaplanowane walki, w których choć jeden z wyżej wymienionych zawodników wystąpi. Oto one (pogrubioną czcionką zaznaczamy zawodników spoza Top 16:

Donald Cerrone vs Jim Miller – UFC Fight Night 45, 16 lipca
Edson Barboza vs Evan DunhamUFC Fight Night 45, 16 lipca
Josh Thomson vs Michael Johnson – UFC on Fox 12, 26 lipca
Jorge Masvidal vs Daron CruickshankUFC on Fox 12, 26 lipca
Fabricio Camoes vs Gray Maynard – UFC 176, 2 sierpnia
Bobby Green vs Abel TrujilloUFC 176, 2 sierpnia
Benson Henderson vs Rafael dos Anjos – UFC Fight Night 49, 23 sierpnia
Joe Lauzon vs Mike ChiesaUFC Fight Night 50, 5 września

Czy zwycięzca lub przegrany któregoś z powyższych pojedynków ma szanse zmierzyć się z Hallmannem? Pewnie tak, ale są one w mojej opinii tak niewielkie, że nie warto się nimi w tym momencie zajmować. Odpada zatem czołowa 16-stka oraz 5 „pogrubionych” zawodników z listy powyższych zestawień. Dorzucamy do tej puli jeszcze Nate’a Diaza oraz TJ Granta, którzy są zdecydowanie wyżej w drabince kategorii lekkiej niż Polak, ale z nie znajdują się w Rankingu UFC z powodów, o których nie pora teraz pisać.

Z początkowej liczby 101 zawodników odrzucamy zatem 23 i zostaje nam 78 potencjalnych kandydatów do boju z Płetwalem

Po porażce i bez zaplanowanej walki

Nie sądzę, byśmy zobaczyli Piotra w konfrontacji z kimś, kto przegrał swoją ostatnią potyczkę. Owszem, czasami tak się zdarza, że matchmakerzy UFC zestawiają walkę wygrany vs przegrany, ale prawdopodobieństwo na taki scenariusz oceniam na niskie. Na pewne uproszczenia zresztą musimy pójść.

Sprawdźmy zatem listę zawodników kategorii lekkiej z pozostałych nam 78, którzy ostatnio przegrywali i jednocześnie nie mają jeszcze zaplanowanej żadnej walki.

Po 1 porażce: Matt Wiman, Anthony Njokuani, Ross Pearson, Erik Koch, John Makdessi, Francisco Trinaldo, Rodrigo Damm, Al Iaquinta, Ivan Jorge, Katsunori Kikuno, Adriano Martins, Mairbek Taisumov, Yosdenis Cedeno, Kajan Johnson, Jake Lindsey, Josh Shockley.

Po 2 porażkach: Charlie Brenneman, Justin Edwards, Kazuki Tokudome, Isaac Vallie-Flagg, Roger Bowling, Yancy Medeiros, Drew Dober, Ben Wall, Garett Whiteley.

Po 3 porażkach: Yves Edwards, Spencer Fisher, Jamie Varner, Tiequan Zhang.

Łącznie powyżej mamy 29 zawodników. Czy któryś z nich może zmierzyć się z Hallmannem? Pewnie tak. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że np. Erik Koch albo John Makdessi mogliby wcielić się w rolę kolejnego przeciwnika Polaka, ale biorąc pod uwagę, że są po porażkach, nie będziemy tej kwestii głębiej roztrząsać.

Innymi słowy, odrzucamy wyżej wymienionych 29 fighterów i aktualnie pozostało nam na placu boju 49 kandydatów.. Przyjrzyjmy się im i spróbujmy dokonać dalszych cięć.

Zaplanowane walki

Aby wyeliminować kolejnych zawodników z grona potencjalnych rywali Polaka, musimy najpierw przyjrzeć się wszystkim zaplanowanym pojedynkom w wadze lekkiej (poza tymi, które wymieniłem już wyżej). Pełna lista zestawień według kolejności chronologicznej przedstawia się następująco:

Jake Matthews vs Dashon Johnson – UFC Fight Night 43, 28 czerwca
Colton Smith vs Carlos Diego Ferreira – UFC Fight Night 44, 28 czerwca
Joe Ellenberger vs James Moontasri – UFC Fight Night 44, 28 czerwca
Kevin Lee vs Jesse Ronson – TUF 19 Finale, 6 lipca
Gleison Tibau vs Pat Healy – UFC Fight Night 45, 16 lipca
Joe Proctor vs Justin Salas – UFC Fight Night 45, 16 lipca
Norman Parke vs Naoyuki Kotani – UFC Fight Night 46, 19 lipca
Tiago dos Santos vs Akbarh Arreola – UFC on Fox 12, 26 lipca
James Vick vs Valmir Lazaro – UFC 176, 2 sierpnia
Danny Castillo vs Tony Ferguson – UFC 176, 2 sierpnia
Beneil Dariush vs Tony Martin – UFC 176, 2 sierpnia

Rozpocznijmy od samej góry. Jake Matthews i Dashon Johnson to debiutanci, którzy jedną wygraną nie zagwarantują sobie możliwości walki z Polakiem. Colton Smith, który przegrał dwie ostatnie walki, nawet jeśli zwycięży z debiutującym w organizacji Carlosem Diego Ferreirą, będzie niżej w hierarchii dywizji lekkiej niż Piotr Hallmann – pomimo być może odrobinę większej rozpoznawalności (walczył w TUFie). To samo tyczy się oczywiście Brazylijczyka w przypadku jego zwycięstwa. Nie inaczej przedstawia się sprawa z dwoma kolejnymi debiutantami, Joe Ellenbergerem i Jamesem Moontasrim. Ten pierwszy ma co prawda dość rozpoznawalne nazwisko z uwagi na brata Jake’a, ale myślę, że Joe Silva nie zestawi go z Hallmannem po jednym tylko zwycięstwie. Całą wymienioną tutaj szóstkę zatem odrzucamy i przechodzimy do kolejnych starć.

Kevin Lee to bardzo utalentowany młodzieniec, którego w debiucie rzucono na pożarcie Alowi Iaquincie. Podobnie sprawa ma się z Jesse Ronsonem, który w dwóch pierwszych walkach mierzył się z dwoma mocnymi Brazylijczykami w osobach Michela Prazeresa oraz Francisco Trinaldo. Czy zwycięzca tego boju może być rozpatrywany w kategoriach kandydata na kolejnego rywala Hallmanna? Owszem, może. Szanse na to oceniam jednak jako niewielkie, bo żadnego z nich zwycięstwo na TUF 19 Finale nie wywinduje jeszcze na poziom, na którym aktualnie znajduje się Płetwal. Odpadają.

Gleison Tibau i Pat Healy, którzy zmierzą się 16 lipca na UFC Fight Night 45, to niezwykle doświadczeni zawodnicy o rozpoznawalnych nazwiskach i ugruntowanej pozycji solidnych średniaków. Brazylijczyk przegrał ostatnio z wdzierającym się do czołówki Michaelem Johnsonem, natomiast Amerykanin z tarczą schodził w aż trzech ostatnich bojach, ale mierzył się z doskonałymi rywalami – Khabibem Nurmagomedovem, Bobbym Greenem i Jorge Masvidalem. Wygrany będzie prawdopodobnie krążył w okolicach czołowej piętnastki i… może nadawać się na rywala dla Polaka! Obu zostawiamy.

Na tej samej gali dojdzie też do starcia Joe Proctora z Justinem Salasem. Ten pierwszy posiada aktualnie rekord 2-1 w UFC, natomiast Salas 3-2. Obaj wygrali swoje ostatnie starcia i zwycięzca tego pojedynku będzie miał na koncie dwie kolejne wiktorie, które mogą lekko podpompować ich przed ewentualną walką z Hallmennem – a to byłoby konieczne, bo ich starcie znajduje się na trzeciej pozycji od dołu na rozpisce gali UFC Fight Night 45, podczas gdy Płetwal w dwóch z trzech walk walczył na karcie głównej. Tego zaszczytu w UFC nie dostąpili jeszcze ani Salas (w 5 walkach), ani Proctor (w 3 walkach). Pomimo tego, że jestem sobie w stanie wyobrazić, że wygrany tej walki zmierzy się w kolejnej z Hallmannem, to fakty, iż nie mają na swoim rozkładzie żadnego znanego nazwiska (Hallmann ma dwa) oraz że nigdy nie walczyli na karcie głównej, powodują, że ostatecznie ich kandydatury odrzucam, uznając, że nie byłby to krok do przodu dla Polaka.

Norman Parke oraz powracający do UFC Naoyuki Kotani zetrą się 19 lipca na gali UFC Fight Night 46. Mocnym faworytem tego starcia jest Irlandczyk z Północy, który może pochwalić się rekordem 3-0-1 w UFC, pechowym remisem (odjęciu punktu za przytrzymywanie spodenek rywala) kończąc swój ostatni bój przeciwko Leonardo Santosowi. Jeśli wygra Parke, jak najbardziej nadawał się będzie na kolejnego rywala dla Hallmanna – tego samego nie można powiedzieć o Japończyku. Innymi słowy – zwycięski Parke przechodzi dalej.

W starciu dwóch debiutantów – Tiago dos Santosa i Akbarha Arreoli trudno szukać kolejnego rywala dla Piotra i wyjaśnienia wydają się zbędne. Obaj odpadają.

Podobnie ma się sprawa z walką James Vick vs Valmir Lazaro. Amerykanin ma dopiero na koncie 5 walk w karierze (same zwycięstwa, w tym jedno w UFC), natomiast dla Brazylijczyka będzie to debiut w organizacji. Dodatkowo, walka dopiero 2 sierpnia. Odpadają.

Nie inaczej sytuacja wygląda w starciu Beneil Dariush vs Tony Martin. Jeśli zwycięży Martin, z rekordem 1-1 w UFC będzie nadal odrobinę zbyt nisko w drabince wagi lekkiej, by zestawiać go z Hallmannem. Nieco wyżej znajdzie się Dariush, jeśli wyjdzie z tego boju zwycięsko, ale w moim odczuciu nadal poniżej poziomu Polaka. Obu odrzucamy tym bardziej, że pojedynek obu zawodników odbędzie się dopiero 2 sierpnia.

Starcie Danny’ego Castillo z Tonym Fergusonem na UFC 176 może wydawać się ciekawe w kontekście Piotra Hallmanna, ale… tylko może się takowym wydawać. Ferguson wygrał dwie ostatnie walki, ma rekord 5-1 w UFC. Castillo natomiast z rekordem 7-3 jest już mocnym i rozpoznawalnym zawodnikiem. Innymi słowy, zwycięstwo Fergusona lub Castillo wywinduje jednego z nich dość mocno ponad poziom marketingowy i sportowy (choć to kwestia dyskusyjna) Piotra Hallmanna. Dla zwycięzcy walka z Polakiem byłaby na tym etapie krokiem wstecz. Nie wspominając nawet o tym, że ich pojedynek zaplanowany jest dopiero na 2 sierpnia, więc pewnie będą potrzebować ze 3-4 miesiące odpoczynku, co oznacza, iż do oktagonu powróciliby pewnie w okolicach grudnia 2014 lub stycznia 2015 roku – zbyt późno dla Płetwala.

Podsumujmy zatem wszystkie zestawione walki. Odrzuciliśmy 18 zawodników (9 starć) oraz Naiuki Kotaniego nawet jeśli wygra. Łącznie zatem 19 fighterów. Dalej przechodzą natomiast zwycięzca walki Gleison Tibau vs Pat Healy, która odbędzie się 16 lipca, oraz Norman Parke (jeśli wygra z Naoyuki Kotanim 19 lipca).

Tym samym z 49 dotychczasowych kandydatów, wyeliminowaliśmy 19 i na placu boju pozostało nam 30 zawodników.

Debiutanci

Aby wyczyścić sobie przedpole, pozbądźmy się od razu wszystkich debiutantów, którzy nie mają jeszcze zaplanowanej żadnej walki. Są to: Marcin Bandel (będzie walczył w lekkiej), Bryan Barbarena, Gilbert Burns, Johnny Case, Vuyisile Colossa, Brendan O’Reilly i Juan Manuel Puig. Szanse na to, że któryś z nich zmierzy się z Płetwalem, są bliskie zeru.

Niniejszym zatem cała siódemka odpada i w grze pozostaje aktualnie 23 kandydatów.

23 wybrańców

Kimże są pozostali na placu boju zawodnicy? Poza wspomnianymi wcześniej Normanem Parke (jeśli wygra z Kotanim) oraz zwycięzcą walki Gleison Tibau vs Pat Healy są to:

Diego Sanchez, Mark Bocek, Ramsey Nijem, Takanori Gomi, James Krause, Mitch Clarke, Elias Silverio, Vinc Pichel, Michel Prazeres, Jon Tuck, Vagner Rocha, Rashid Magomedov, Alan Patrick, Leonardo Santos, Tae Hyun Bang, Nick Hein, Zhang Lipeng, Yui Chul Nam, Jason Saggo i Francisco Trevino.

Nie każdy z nich ma szanse na to, by w kolejnym boju skonfrontować się z naszym zawodnikiem. To znaczy, wróć, szansę ma każdy, ale jej rozmiar nie w każdym wypadku wydaje się duży.

Francisco Trevino dysponje nieskazitelnym rekordem 11-0 i wygrał w swoim debiucie w UFC z Renee Forte, ale nie jest jeszcze na poziomie, który stanowić mógłby podstawę do zestawienia go z Hallmannem. Dla Polaka starcie z Frankiem byłoby krokiem wstecz. To samo można powiedzieć o trzech Azjatach – Tae Hyun Bangu (1-1 w UFC), Zhang Lipengu (1-0) oraz Yui Chul Namie (1-0). Śmiało do tego grona dorzucić możemy też ciekawego, ale nieznanego jeszcze szerszej publiczności Jasona Saggo (1-0). Bez głębszego uzasadnienia odrzucamy też Vagnera Rochę (1-2), który po powrocie do UFC miał zmierzyć się z Ellenbergerem, ale wypadł z powodu kontuzji.

Wyżej wymieniona szóstka odpada i aktualnie pozostało nam już tylko 17 kandydatów. Spróbujmy wyeliminować jeszcze dwóch, coby mieć czołową piętnastkę.

Pewnie niektórzy z nas chcieliby, aby Hallmann w kolejnym boju pokazał Diego Sanchezowi, gdzie raki zimują, co też bardzo mocno podniosłoby jego rozpoznawalność. Szanse na to, by Amerykanin stał się kolejnym rywalem Polaka, są jednak niewielkie. Sanchez to legenda i nie wierzę w to, by został ukarany przez Joe Silve walką z mało jednak znanym Polakiem. Diego Sanchez odpada.

Nie będę zdziwiony, jeśli rywalem Hallmanna zostanie Michel Prazeres. Brazylijczyk wygrał dwa ostatnie starcia w UFC (z Jesse Ronsonem i Mairbekiem Taisumovem) i mimo że te zwycięstwa są marketingowo nieco słabsze niż Polaka, to nadawałby się na jego przeciwnika. Po walce z Taisumovem dostał co prawda zawieszenie na 180 dni (podejrzenie złamania kości w prawej ręce), ale ostatnio trenuje już mocno, przygotowując swojego kolegę Rodrigo Goianę de Limę do walki z Neilem Magnym, więc prawdopodobnie za 2-3 miesiące mógłby już walczyć bez problemów. Jako, że jednak na tym etapie analizy musimy czepiać się szczegółów, by odrzucać kolejne kandydatury, tak też uczynię. Otóż, nie tylko kontuzja ręki (zaleczona lub nie) Prazeresa stawia pod znakiem zapytania jego walkę z Polakiem, ale przede wszystkim informacja, do której dokopałem się w czeluściach brazylijskiego internetu, jakoby Brazylijczyk po podpisaniu nowego kontraktu na cztery walki w kwietniu zmienił kategorię wagową na.. piórkową! Co wydaje się wręcz szalone, bo przed karierą w UFC pojedynkował się w kategorii półśredniej… Tym samym jednak Prazeres odpada.

Do dalszej gry przechodzi 15 szczęśliwców.

Ostatnia 15

Przypomnijmy sobie kandydatów, którzy nadal pozostali na placu boju:

Mark Bocek, Ramsey Nijem, Takanori Gomi, James Krause, Mitch Clarke, Elias Silverio, Vinc Pichel, Jon Tuck, Rashid Magomedov, Alan Patrick, Leonardo Santos, Nick Hein, Gleison Tibau (jeśli pokona Pata Healy’ego), Pat Healy (jeśli pokona Gleisona Tibau), Norman Parke (jeśli pokona Naoyuki Kotaniego).

Na typ etapie trudno już skupiać się na czynnikach przemawiających za kandydaturą któregoś z wyżej wymienionych zawodników – bo w przypadku każdego takowe argumenty można znaleźć, większe lub mniejsze. Musimy jednak teraz zacząć drążyć i poszukiwać najdrobniejszych choćby przesłanek, które działać będą na niekorzyść wyżej wymienionych, czyli stanowić mogą realną bądź wyimaginowaną przeszkodą na drodze ich pojedynku z Piotrem Hallmannem.

Takanori Gomi to kawał legendy, zawodnik kiedyś uważany za najlepszego lekkiego na świecie. W UFC nie spełnia pokładanych w nim nadziei, ale… wygrał trzy z ostatnich czterech walk, przegrywając tylko po bardzo kontrowersyjnej niejednogłośnej decyzji sędziowskiej z Diego Sanchezem – gdyby nie tamtejsza niekompetencja sędziów miałby na koncie cztery kolejne wiktorie. Niemal pewnikiem jest, że powróci do oktagonu na gali w Japonii, która odbędzie się 20 września. Czy jego rywalem może być Piotr Hallmann? Może, ale fakt, że miałby tylko nieco ponad trzy miesiące przerwy między walkami nie sprzyja takiemu scenariuszowi. Również i nazwisko naszego zawodnika nie jest chyba jeszcze wystarczająco wyrobione, by konfrontować go z Gomim przed tysiącami Japończyków. Takanori żegna się z rywalizacją.

Vinc Pichel po lekcji latania, jaką zaaplikował mu w debiucie w UFC Rustam Khabilov, w dwóch kolejnych potyczkach zdobyte wówczas doświadczenie wykorzystał skutecznie przeciwko Garettowi Whiteley’owi oraz Anthony’emu Njoukaniemu, notując dwa wyraźne zwycięstwa. Z rekordem 2-1 w organizacji i pasmem dwóch wygranych łatwo znaleźć argumenty na rzecz jego starcia z Hallmannem. Z drugiej jednak strony, Pichel po ostatniej walce nabawił się kontuzji oka i został zawieszony aż do 21 listopada. Przeszedł też już operację i aktualnie przebywa na rehabilitacji. Istnieje co prawda jakaś szansa na to, że pod koniec roku mógłby skrzyżować rękawice z Polakiem, ale wobec rzeczonej kontuzji wydaje mi się, że jest ona niewielka. Pichelowi zatem podziękujemy.

Nieco podobnie przedstawia się sytuacja z Mitchem Clarkiem, który po dwóch pierwszych porażkach w UFC zanotował dwie wygrane. Zwłaszcza poddanie rozpędzonego kilkoma zwycięstwami Ala Iaquinty należy rozpatrywać w kategorii dużego sukcesu. Jego konfrontacja z Piotrem Hallmannem dałaby się wybronić, gdyby nie to, że podczas walki z Iaquintą uszkodził łokieć i został zawieszony do 21 listopada. Oczywiście, wcale nie musi oznaczać to, iż rzeczywiście nie zawalczy wcześniej, ale w naszych rozważaniach na tym etapie musimy chwytać się, czego się tylko da. Clarke odpada.

Możemy znaleźć kilka argumentów przemawiających za tym, że Nick Hein stanie w kolejnym boju w szranki z Płetwalem. Co może jednak stać na przeszkodzie? Niemiec ma dopiero jedną stoczoną walkę w UFC, na dodatek z zawodnikiem bez nazwiska, Drew Doberem. Polak zdążył zadomowić się już w organizacji, zwłaszcza zgarniając dwa bonusy w trzech walkach. Hein ponadot należy do tej samej grupy promotorskiej co Hallmann – Control Master. Spodziewam się też, że włodarze UFC mogliby chcieć wykreować Niemca na lokalną, europejską gwiazdę, podczas gdy z Hallmannem mierzą nieco wyżej, dając mu walki na całym świecie. Owszem, pojedynek Żołnierz vs Policjant mógłby wyglądać ciekawie, ale… chyba za wcześnie dla Niemca. Nick Hein wypada z rywalizacji.

Ramsey Nijem po nieudanym debiucie w UFC i porażce z Tonym Fergusonem zanotował trzy kolejne wygrane, ale gdy zestawiono go w końcu z zawodnikiem z szerokiej czołówki (Myles Jury) przegrał. Miał się odbudować w walce z debiutantem Jamesem Vickiem, ale tam również został pokonany. Po dwóch z rzędu niepowodzeniach udanie się jednak podniósł, pokonując Justina Edwardsa i Beneila Dariusha. Zwłaszcza to ostatnie zwycięstwo mocno go wywindowało, bo w tamtejszym starciu był wyraźnym underdogiem. Czy zestawienie Nijem vs Hallmann nadawałoby się na galę, na przykład, w Turcji? Jak najbardziej! Czy jesteśmy w stanie przytoczyć argumenty na rzecz takiego starcia? Jasne! Czy sam Nijem byłby nim zainteresowany? I tu zaczynają się schody… Już przed galą UFC Fight Night 41 w Berlinie, a także wywiadach po ostatniej walce, dopominał się o rywala z czołówki – pomimo tego, że może to zupełnie nie interesować Joe Silvy, to jestem pewien, że dla Nijema Hallmann w żaden sposób nie wpisywałby się w kategorię „wyższej półki”, „kroku do przodu” etc. Uznaję zatem, że ambicje Nijema oraz fakt, że walczył dwa miesiące wcześniej (11 kwietnia) niż Piotr Hallmann, spowodują, iż ostatecznie obaj nie trafią na siebie – Amerykanin powróci do oktagonu szybciej. Żegnamy Nijema.

Tym samym pozostało nam już tylko 10 kandydatów.

Top 10

Przechodzimy do fazy, w której musimy szukać igły w stogu siana, a więc powodów, dla których poniżej wymienieni zawodnicy nie zmierzą się z Piotrem Hallmannem. Przypomnijmy ich sobie.

Mark Bocek, James Krause, Elias Silverio, Jon Tuck, Rashid Magomedov, Alan Patrick, Leonardo Santos, Gleison Tibau (jeśli pokona Pata Healy’ego), Pat Healy (jeśli pokona Gleisona Tibau), Norman Parke (jeśli pokona Naoyuki Kotaniego)

Jon Tuck to mocny kandydat do zmierzenia się z Polakiem. Podobnie jak Hallmann, walczył dwukrotnie na karcie głównej, również wygrał pierwszą walkę w UFC, przegrał drugą i zwyciężył w trzeciej. Po swoim ostatnim zwycięstwie nie nabawił się żadnej kontuzji, jest gotowy do walki. Co może więc świadczyć przeciwko niemu? Dwie bardzo drobne sprawy – po pierwsze, pokonywał w organizacji słabszych zawodników niż Polak, a przynajmniej mniej rozpoznawalnych (Tiequan Zhang i Jake Lindsey w porównaniu do Francisco Trinaldo i Yvesa Edwardsa), po drugie wreszcie – podobnie jak Płetwal, trenuje ostatnimi czasy w MMA Lab. Oczywiście, Joe Silva może całkowicie zignorować te dwa fakty i zestawić naszego zawodnika z Guamczykiem, ale skoro już znaleźliśmy coś, co może przemawiać za tym, że do takiego pojedynku nie dojdzie, trzymajmy się tego. Tuck odpada.

Alan Patrick, który ostatnio walczył w lutym, ma w UFC rekord 2-0 i nigdy w karierze nie przegrał (12-0). Jak najbardziej może zostać kolejnym rywalem Polaka, ale… weźmy pod uwagę trzy kwestie. Po pierwsze – ma lepszy rekord niż Polak. Po wtóre – w drugiej walce zmierzył się z będącym na fali trzech kolejnych zwycięstw (Stout, Cruickshank, Forte), mocnym wówczas rankingowo Johnem Makdessim, którego pokonał. Po trzecie – pod koniec kwietnia przyznał, że UFC pracuje nad jego walką z Jasonem Highem. Amerykanin w tamtym czasie miał na koncie dwie kolejne wiktorie i ostatecznie zmierzył się z Rafaelem dos Anjosem. Wniosek? Skoro Patricka przymierzano do Higha, który ostatecznie zmierzył się z należącym do ścisłej czołówki dos Anjosem, to znaczy, że Brazylijczyk znajduje się w drabince dywizji lekkiej wyżej niż Hallmann. Oczywiście, takie analogie obarczone są poważnym ryzykiem, ale skoro już je wychwyciliśmy… Alan Patrick odpada.

Rashid Magomedov wygrał dwie pierwsze walki w UFC i może pochwalić się mocnym rekordem 17-1. W pierwszym boju wypunktował niepokonanego wówczas debiutanta Tony’ego Martina, w drugim natomiast nie dał szans na wrogim terenie doświadczonemu Brazylijczykowi Rodrigo Dammowi, który znajdował się wtedy na fali dwóch zwycięstw. Wyszedł z tej walki bez szwanku i jego gotów do powrotu do oktagonu. To mocny kandydat na rywala dla Hallmanna, ale w mojej ocenie jego nazwisko znaczy jednak na chwilę obecną nieco więcej. Zresztą, przychodził do organizacji nie jako mało znany zawodnik znikąd, ale zaprawiony w bojach weteran, który w końcu będzie miał okazję udowodnić swoją wartość w morzu rekinów. Myślę, że dostanie w kolejnym boju rywala, który znajduje się blisko czołowej piętnastki dywizji (bardziej prawdopodobne), a być może już w niej rezyduje (mniej prawdopodobne). Innymi słowy, stawiam na to, że jednak nie skrzyżuje rękawic z Piotrem Hallmannem. Do widzenia, panie Magomedov.

Gleison Tibau i Pat Healy zmierzą się 16 lipca na UFC Fight Night 45. Czyli nieco ponad miesiąc po walce Hallmanna. Jeden i drugi w przypadku zwycięstwa całkiem nieźle nadawałby się na rywala dla Polaka, choć, odnotujmy, zwłaszcza Tibau byłby chyba nieco wyżej, bo ewentualna wygrana oznaczałaby, że zwycięsko kończył 3 z 4 ostatnich bojów. W związku jednak z tym, że walka Brazylijczyka z Amerykaninem jest jeszcze przed nami (jeden z nich może, odpukać, wypaść), trudno wyrokować, czy zwycięzca nie nabawi się jakiejś kontuzji, choćby i takiej wykluczającej go z walki na kilka tygodni – a ten okres w kontekście rywalizacji z Polakiem może być kluczowy. Innymi słowy, wydaje mi się, że Hallmann dostanie kolejną walkę w UFC, podczas gdy zwycięzca boju Tibau vs Healy będzie jeszcze dochodził do siebie po swoim ostatnim, zapewne 3-rundowym pojedynku. Tym samym eliminujemy obu.

Analogicznie musimy zatem postąpić w przypadku rywalizacji Normana Parke z Naoyuki Kotanim, która będzie mieć miejsce 19 lipca na UFC Fight Night 46. Tutaj dochodzi nam jeszcze jedno ryzyko, bo nie dość, że do walki pozostało jeszcze kilka tygodni, co nigdy nie gwarantuje, że rzeczywiście do niej dojdzie, nie dość, że Parke może wyjść z niej z jakimiś urazami wykluczającymi go z rywalizacji na pewien czas, to jeszcze mamy tutaj przecież Kotaniego, który zrobi wszystko, by zwycięstwu Irlandczyka z Północy zapobiec! Parke jest, rzecz jasna, mocnym faworytem, ale te kilka znaków zapytania prowadzi nas do ostatecznego odrzucenia jego kandydatury.

James Krause, podobnie jak Piotr Hallmann, wygrał pierwszą walkę w UFC, przegrał drugą i zwyciężył w trzeciej. Różnicę stanowi jednak klasa (rozpoznawalność) rywali, z którymi się mierzył. W debiucie pokonał znanego weterana Sama Stouta, potem przegrał z będącym aktualnie w czołowej piętnastce Bobbym Greenem i ostatnio rozmontował byłego mistrza WEC Jamiego Varnera. Ten ostatni był co prawda po dwóch porażkach, ale jednak trudno mi sobie wyobrazić, by Krause po pokonaniu Varnera dostał Hallmanna. Przeciwko takiemu scenariuszowi może też świadczyć fakt, że Amerykanin mocno lobbuje na rzecz pojedynku z… Takanorim Gomim na gali w Japonii. Takie zestawienie ma na obecnym etapie większy sens dla Jamesa niż rywalizacja z Hallmannem. Panu Krause już podziękujemy.

Skreśliliśmy z listy kolejnych 7 zawodników i teraz pozostało nam już tylko 3 kandydatów.

Top 3

Elias Silverio, Mark Bocek czy Leonardo Santos?

Leonardo Santos to kawał doskonałego grapplera (latającą balachą swego czasu poddał Georgesa Saint-Pierre’a), który wygrał brazylijskiego TUF w kategorii 170 lbs, pokonując Williama Macario. Nabawił się wówczas kontuzji, która wyeliminowała go ze startów na ponad rok. Po powrocie, już w kategorii lekkiej, zremisował z Normanek Parke, ale tylko dzięki temu, że Irlandczykowi odjęto jeden punkt (dość pochopnie) za trzymanie spodenek rywala. Jego obecny rekord w UFC (1-0-1) nie robi więc szału, zwłaszcza, że Brazylijczyk ma już na karku 34 lata i wydaje się, że lepszy już raczej nie będzie. Dodatkowo, nie walczył od 23 marca. Po walce nie narzekał na żadne urazy, otrzymał zawieszenie tylko na 30 dni. Oba pojedynki w UFC stoczył w Brazylii. Innymi słowy, Leonardo Santos pozostaje bardzo mocnym kandydatem do walki z Polakiem, ale z uwagi na to, że kolejny bój stoczy prawdopodobnie w Brazylii (Polak już raz był tam rzucony i daję 51/49, że drugi raz prędko tam nie zawalczy) oraz niezbyt duże prawdopodobieństwo tego, by losy zawodników walczących 2,5 miesiąca po sobie (Santos – 23 marca, Hallmann – 7 czerwca) spotkały się w oktagonie, zwłaszcza, że wybór rywali dla obu jest przeogromny, stawiam na to, że Brazylijczyk nie skrzyżuje jednak rękawic z Polakiem.

Elias Silverio może pochwalić się świetnym rekordem 11-0 i już trzema wygranymi w UFC. Nie pokonywał jednak rywali ze znanymi nazwiskami, bo trudno do takowych zaliczyć Joao Zeferino (Silverio wziął walkę w zastępstwie kategorię wyżej) czy Ernesta Chaveza. Jego najlepszym skalpem pozostaje solidny co najwyżej średniak w osobie Isaaca Vallie-Flagga. Pokonywał zatem mniej znanych rywali niż Hallmann, ale… pokonywał, podczas gdy nasz zawodnik zaliczył jedną wpadkę. Do tego dysponuje nieskazitelnym rekordem. Wszystko to powoduje, że w hierarchii dywizji kategorii lekkiej jest na poziomie nie niższym niż Hallmann, a być może nawet odrobinę wyższym.

Jestem sobie w stanie wyobrazić, że Joe Silva wiąże pewne nadzieje z niepokonanym Brazylijczykiem, zwłaszcza na jego rodzimej scenie. Silverio ostatni bój stoczył 31 maja. Jest zdrowy, gotowy do kolejnej walki. Czy jego przeciwnikiem może być Hallmann? Jak najbardziej! Co natomiast mogłoby wskazywać na to, że jednak nim nie będzie? Cóż, na miejscu Joe Silvy chciałbym jeszcze trochę podpompować Brazylijczyka, co zresztą chyba miało miejsce. Zwróćmy bowiem uwagę, że po tym jak Silverio koncertowo rozprawił się z Isaackiem Vallie-Flaggiem, zestawiono go z Ernesto Chavezem – na papierze był to absolutny mismatch, co też potwierdzały kursy bukmacherskie na tą walkę. Chavez bowiem słabiutko zaprezentował się w poprzedzającej tą walkę batalii, po kiepskim widowisku pokonując jeszcze słabszego Yosdenisa Cedeno. Nie wiem, jak Wy, ale ja przed walką Silverio vs Chavez miałem wrażenie, że jest to wręcz krok wstecz dla Brazylijczyka. Nie wierzę, że inaczej widział to Joe Silva. Dlaczego zatem zestawił Silverio z Chavezem? Ano, żeby jeszcze bardziej go wypromować, zwłaszcza przed brazylijską publicznością. Chavez miał posłużyć za worek do bicia (choć, jak pamiętamy, tak wcale nie było, bo walka była bardzo wyrównana). Tym niemniej, prowadzi mnie to do wniosku, iż mogący pochwalić się rekordem 11-0 Silverio w kolejnym boju nie skonfrontuje się z mogącym tenże rekord naruszyć Piotrem Hallmannem. Tym bardziej że, patrząc z perspektywy matchmakera, nie wysyłałbym Płetwala do Brazylii w aż dwóch z czterech walk w UFC (Silverio będzie zapewne walczył u siebie w kolejnej potyczce), nawet pomimo tego, że pierwszy wojaż nasz zawodnik zaliczył do udanych. Na podstawie takiego a nie innego rozumowania zmuszony jestem skreślić z listy potencjalnych kandydatów Hallmanna Eliasa Silverio, zdając sobie oczywiście doskonale sprawę z tego, że ma ono kruche podstawy i równie dobrze nasz zawodnik może jednak trafić na Brazylijczyka.

W końcu jednak poznaliśmy naszego zwycięzcę…

Piotr Hallmann vs Mark Bocek

hallmannbocek

Wbrew rekordowi 12-5 Mark Bocek to niezwykle doświadczony zawodnik, który zawodowo walczy od 2004 roku, a w UFC stoczył aż 13 pojedynków, wygrywając 8 z nich. Mierzył się z takimi tuzami jak Jim Miller, Frankie Edgar, Rafael dos Anjos czy Benson Henderson. Wszystkie te walki jednak przegrał, co dość jasno pokazuje nam, że Kanadyjczyk pewnego poziomu nie przeskoczy, zwłaszcza, że ma już 32 lata i ostatnimi czasy jest mocno nękany przez kontuzje. W zeszłym roku zestawiano go z Michelem Prazeresem, ale wypadł z powodu kontuzji, potem natomiast ustawiono jego walkę z Evanem Dunhamem, ale tym razem Amerykanin nabawił się kontuzji i zastąpił go Mike de la Torre, którego Bocek pokonał, ale ze sporymi problemami. Walka ta miała miejsce 16 kwietnia, podczas gdy półtora miesiąca później, na początku maja, Bocek w wywiadach bez większego entuzjazmu odnosił się do kolejnej potyczki, wspominając, że nabawił się kontuzji ręki w ostatnim występie i nadal nie jest sprawny w stu procentach – a tylko wówczas zamierza wracać do oktagonu. Wszystko to miało miejsce półtora miesiąca temu, więc możemy domniemywać, że dzisiaj ręka Kanadyjczyka jest już w lepszym stanie.

Rzućmy okiem na najbliższe gale zaplanowane w Kanadzie, bo szansa, że na takowej wystąpi ten zawodnik Tristar Gym, jest spora. A zatem: 27 września oraz 4 października. Czy tyle czasu wystarczyłoby Markowi Bockowi, by dojść do pełnej sprawności? Chyba tak… A Piotrowi Hallmannowi? Cóż, niespełna cztery miesiące przerwy między walkami to nie jest dużo, ale… to może się udać! A jeśli nawet nie w Kanadzie, to na którejś kolejnej gali w Stanach Zjednoczonych.

Czy natomiast miałoby zestawienie Kanadyjczyka z Piotrem Hallmannem miałoby sens marketingowo-sportowy? Jak najbardziej! Jak wspominałem, Bocek bije już głową w sufit, ale nadal ma rozpoznawalne nazwisko, na którym można spróbować odrobinę wypromować kogoś młodszego, efektowniejszego. Takowym z całą pewnością jest Płetwal, który dwie z trzech walk w UFC zakończył przed czasem, zdobywając dwa bonusy. Bocek tymczasem to przede wszystkim średnio – delikatnie rzecz ujmując – zapaśnik, który przed czasem nie wygrał od 2010 roku. Pięć ostatnich walk, w których brał udział, kończyło się decyzjami sędziowskimi. Wygrał co prawda 3 z 4 ostatnich potyczek, ale długa przerwa spowodowana kontuzją po walce z dos Anjosem musiała spowodować, że w drabince dywizji lekkiej zaliczył pewien spadek. Czy znajduje się na poziomie Hallmanna? Nie, jest prawdopodobnie odrobinę wyżej, ale jest też mało efektowny i mało perspektywiczny, a swojego nazwiska może użyczyć w rekordzie komuś młodszemu, wspinającemu się w drabince dywizji lekkiej UFC.

Naturalnie, Bocka można wykorzystać do wypromowania jednego z 20 innych ciekawie zapowiadających się zawodników kategorii lekkiej. Może też okazać się, że problemy zdrowotne Kanadyjczyka wykluczą go ze startów na dłużej, ale biorąc pow uwagę wszystkie za i przeciw, a także informacje, które udało mi się zgromadzić, postawię na to, że to właśnie Mark Bocek będzie kolejnym rywalem Piotra Hallmanna. Nie zmienia to faktu, że absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli okaże się nim ktokolwiek z czołowej dziesiątki a nawet piętnastki, które powyżej przedstawiłem.

Podsumowując, omówiliśmy 101 dalma… tzn. kandydatów na rywali dla Płetwala i wyłoniliśmy następującą kolejność:

1. Mark Bocek
2. Elias Silverio
3. Leonardo Santos
4. James Krause
5. Normak Parke (jeśli wygra z Naoyuki Kotanim)
6. Zwycięzca starcia Gleison Tibau vs Pat Healy
8. Rashid Magomedov
9. Alan Patrick
10. Jon Tuck
11. Ramsey Nijem
12. Nick Hein
13. Mitch Clarke
14. Vinc Pichel
15. Takanori Gomi

A Wy kogo zobaczylibyście najchętniej z Hallmannem?

fot. UFC.com

Powiązane artykuły

Komentarze: 23

    1. A ja natomiast również zobaczyłbym walkę Hallmann vs Sam Stout np w USA lub Kanadzie równierz chciałbym go zobaczyć z Gomim lub z Tibau tylko niewiem jak by sobie polak poradził z takim koniem jak Tibau

  1. Calo, no to piona!

    Bolt, nie skreślam całkowicie Gomiego, skoro jego szanse na walkę z Piotrkiem widzę lepiej niż 86 innych zawodników, ale jednak jakoś trudno mi sobie wyobrazić japońską galę, na której Takanori Gomi na oczach swoich fanów mierzy się z Hallmannem. Krause się mocno dopominał o to, może on tam trafi.

    Wojtas, tak, jak pisał Tens, Płetwal ubił już Trinaldo, który z kolei bliski był pokonania Tibau wcześniej. Myślę, że Gleison byłby trudniejszym rywalem niż Francisco, chociaż Polak zanotował postęp, więc…

    Zielu, prawdopodobnie o wiele za dużo :P Ze dwa sierpy, jeśli nie więcej… Jako ciekawostka – wywiad, który pozwolił mi wyeliminować kandydaturę Prazeresa, który pierwotnie wydawał mi się solidnym kandydatem na rywala Piotrka –> https://www.youtube.com/watch?v=tto3PkTTAvw

  2. Właśnie nadeszła spóźniona odpowiedź od Eliasa Silverio i… tak, jest już w treningu, bez urazów, czeka na ofertę walki, więc jego druga pozycja na powyższej liście pozostaje niezagrożona :)

  3. Tak jeszcze dodając, to istnieje też prawdopodobieństwo że Hallmann zostanie zestawiony z jakimś newcomerem, wszak nie jest to rzadka metoda ( która być może ma zamiar nieco ,,nabić rekord zawodnika”. Barnatt po najmocniejszym zwycięstwie w karierze nad Craigiem, dostał Matsa Nillsona, a Al Iaquinta, po pokonaniu Couture’a i Hallmanna mierzył się z Kevinem Lee

    1. Ja mam wrażenie, że UFC będzie prowadziło Hallmanna w taki właśnie sposób jak Barnatta i Iaquinte. Nawet zdziwiło mnie, że Piotrek ostatnio dostał bonus, bo wydawało mi się, że kilku zawodników na tej gali dało lepsze występy. Jeżeli Jotko jest oczkiem w głowie UFC to kim jest dla nich Hallmann? Wcale mnie nie zdziwi jak dostanie teraz debiutanta.

      1. Jeśli Jotko był oczkiem, to głównie z uwagi na nieskazitelny rekord, czego nie można powiedzieć o Piotrku. Przyznam szczerze, że po takich nazwiskach jak Trinaldo (wówczas rekord 3-1 w UFC), Iaquinta (1-1) i Edwards (10-8) trudno mi wyobrazić sobie walkę Hallmanna z jakimś zupełnie nieznanym zawodnikiem (a każdy niemal debiutant takowym by był).

        Weźcie pod uwagę, że patrzymy na Iaquintę i Barnatta jako gości, którzy dostali debiutantów po 2 wygranych, dlatego że do nich nam najbliżej (korelacja z Polakami), natomiast gdy przyjrzymy się szerzej, kogo otrzymywali w UFC zawodnicy z rekordem 2-0 albo 2-1, to okaże się, że w kolejnym boju bardzo rzadko mierzyli się z debiutantami.

  4. W moim top3 znajdują się Magomedov, Bocek i Patrick. Byłby tam Tuck, ale trenują w tym samym klubie (chyba). Dalej Santos, Krause i Tibau jeśli wygra. Healy natomiast, to tylko jako pompowanie rekordu. Nie wygrał on ani jednej walki w UFC i dziwi mnie, że jeszcze nie wyleciał. Oczywiście wszystkie kandydatury z top15 są wysoce prawdopodobne, ale te wg mnie są bardziej.

  5. James Krause jednak nie zawalczy z Takanorim Gomim (tak przynajmniej rzecze na Twitterze). Japończyk zgodnie z przewidywaniami wróci właśnie na galę w Japonii, ale nie znamy nazwiska jego rywala jeszcze. Innymi słowy – Krause i Gomi nadal w grze.

Dodaj komentarz

Back to top button