UFC

Dustin Poirier: „Szanuję Eddiego jako zawodnika, ale jako człowiek – jest pi*dą”

Dustin Poirier kontynuuje medialną kampanię na rzecz rewanżowego starcia z Eddiem Alvarezem, który w sobotę ubił Justina Gaethje.

Ranom Eddiego Alvareza po krwawej, ale zwycięskiej wojnie z Justinem Gaethje podczas gali UFC 218 w Detroit daleko jeszcze do zabliźnienia, ale nie ma zmiłuj!

Dustin Poirier zapowiadał już bowiem po ubiciu Anthony’ego Pettisa – a nawet przed! – że chce bić się ze zwycięzcą starcia Alvareza z Gaethje – i zdania w najmniejszym stopniu nie zmienił.

Obaj zawodnicy zmierzyli się podczas majowej gali UFC 211 w Dallas. Pierwsza runda należała do Poiriera, który w drugiej okrutnie naruszył Alvareza, będąc o włos od skończenia walki. Ten jednak przetrwał, a potem sam przeszedł do ofensywy, ale w jej trakcie zdzielił Luizjańczyka dwoma nielegalnymi kolanami na głowę.

Poirier nie był w stanie kontynuować walki, a sędzia – dość kontrowersyjnie – orzekł, że kolana były przypadkowe, wobec czego starcie zakończyło się wynikiem no-contest. Poirier w wywiadzie po walce od razu stanął w obronie Alvareza, ale potem ich relacje mocno się skomplikowały, bo Filadelfijczyk zaczął w mediach lansować tezę, jakoby Diament mógł wówczas walczyć – ale nie chciał. Błyskawicznie zatem narrację zmienił i Poirier, przekonując, że Alvarez zaatakował nielegalnie, bo sam miał dość.

Nie jestem z tych, którzy się poddają. Popatrzcie na moją historię.

– powiedział w najnowszej odsłonie The MMA Hour Dustin.

Jeśli gość musi sobie to powtarzać, żeby poczuć się lepiej w kwestii tych 10 minut, w których dostawał po dupie, w porządku. Szalona rzecz jest taka, że dorastałem, wzorując się na Eddiem. Miał już wtedy duże nazwisko, gdy walczył w Japonii, HDNet robił o nim materiały, a ja byłem wtedy młodym zawodnikiem i naprawdę gościa lubiłem.

Nadal szanuję go jako zawodnika, bo to mocny zawodnik, który ma dużo serca. Jako człowiek jednak – jest pi*dą. Pieprzy bzdury, podczas gdy ja stanąłem wtedy po jego stronie po walce. Może wtedy rzeczywiście zaatakował przypadkowo, ale teraz, gdy obejrzałem już walkę, uważam, że zrobił to celowo. To był ruch starego lisa, weterana, wiedział, że kończy się dla niego ta walka – dostrzegł okazję, żeby zaatakować tymi uderzeniami i zrobił to. Wiedział dokładnie, co robi – a więc się poddał.

Jebać Eddiego, walcz ze mną pięć rund i zobaczymy, kto pęknie.




Jeśli zaś chodzi o sobotnie starcie Alvareza z Gaethje, wygrane ostatecznie po morderczej walce przez tego pierwszego, Poirier stawia sprawę jasno.

Byłem podekscytowany, to była świetna walka, ale czuję, że mógłbym pokonać ich obu.

– stwierdził.

Eddie pokazał się ze świetnej strony, ale żeby była jasność – nie jest wielkim wyczynem wyglądać na przyzwoitego uderzacza, gdy walczysz z gościem, który się nie rusza. Gdy doskakujesz, odskakujesz, szukasz bocznych kątów, a gość stoi w bezruchu, wyglądasz o wiele lepiej. Gdy walczyliśmy w Dallas, Eddie nie potrafił nawet wymówić słowa „boks”, a co dopiero wymieniać się ze mną ciosami. Nie jest sztuką dobrze wyglądać przeciwko gościowi, który się nie rusza.

Poirier nie ukrywa, że do powrotu do oktagonu jest gotowy w zasadzie w każdej chwili, ale rzecz w tym, że inaczej ma się sprawa z Alvarezem. Na tę chwilę nie wiadomo bowiem, jakich dokładnie urazów doznał w konfrontacji z Gaethje, ale sternik UFC Dana White stwierdził, że nieprędko powróci on do akcji.

Będzie krwawo, ale ja nie będę stał przed gościem, czekając na to, kto padnie pierwszy.

– zapowiedział Poirier.

Podejdę do niego raz jeszcze z finezją. Chcę jeszcze któregoś dnia być w stanie poprowadzić moją córkę do ołtarza.

Edwardzie, zdrowiej. I jedziemy. Pięć rund. Wiesz, że nie pękłem wtedy. Wiesz, co się wydarzyło. Stul więc mordę i walczymy.

*****

Rzeźnik Franciszek i dziadyga Dean – czyli sześć wniosków z UFC 218

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button