Polskie MMATechnika MMAUFC

Analizy UFC Gdańsk – Jan Błachowicz vs. Devin Clark

Szczegółowa techniczna analiza walki Jan Błachowicz vs. Devin Clark, która odbędzie się w sobotę w trójmiejskiej Ergo Arenie podczas gali UFC Fight Night 118.

Dotychczasowa przygoda Jana Błachowicza z UFC – któremu, przypomnijmy, należy się wieczny szacunek za wykazanie prawdziwych sportowych ambicji i opuszczenie ciepłej posady w KSW, by gonić za marzeniami w najlepszej lidze świata – nie wygląda szczególnie okazale, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę rekord naszego zawodnika.

Cieszyński Książę gościł bowiem w oktagonie sześciokrotnie, tylko dwa razy wychodząc z niego z tarczą. Innymi słowy, pod sztandarem amerykańskiego giganta doznał więcej porażek niż podczas sześciu pierwszych lat swojej kariery, co też, nawiasem mówiąc, dobrze obrazuje różnice między UFC i resztą świata.

Podczas sobotniej gali UFC Fight Night 118 w gdańskiej Ergo Arenie Polak powalczy o utrzymanie się w szeregach drużyny Dany White’a – aby to uczynić, musi pokonać Devina Clarka, którego najmocniejszą bronią są… zapasy. Mając na uwadze, że cieszynianin był już dominowany zapaśniczo przez Corey’a Andersona, Alexandra Gustafssona i Patricka Cumminsa, trudno nie zwiesić nosa na kwintę w obliczu starcia z Clarkiem – i tak też uczyniło wielu polskich fanów, to w Amerykaninie upatrując faworyta sobotniego boju.

Czy taka ocena ma uzasadnienie? Czy rzeczywiście Devin wyrzuci Jana poza burtę UFC? Jak pokonać Amerykanina? Jakie są jego słabe punkty, a na co trzeba uważać szczególnie? Jaką taktykę powinien obrać Polak?




205 lbs: Jan Błachowicz (19-7) vs. Devin Clark (8-1)

W niniejszej – nieco krótszej niż zazwyczaj z uwagi na mocny polski weekend z MMA – analizie skupię się przede wszystkim na osobie Devina Clarka, przybliżając jego najmocniejsze strony i największe luki. Na koniec spróbujemy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy Jan Błachowicz posiada w swoim arsenale narzędzia, aby powstrzymać Amerykanina i opuścić oktagon z tarczą.

Jak zatem walczy 27-letni Devin?

Otóż, Clark to przede wszystkim zapaśnik, co widać, słychać i czuć. Najlepiej zatem czuje się wówczas, gdy położy swojego rywala, męcząc go z góry, choć – jak na wrestlera przystało – nie pogardzi też klinczem. Innymi słowy, zrobi, co w jego mocy, aby wymiany kickbokserskie ograniczyć do minimum. I od razu wyjaśnijmy, że słusznie czyni.

Zanim jednak pozwolę sobie przejść do luk w kickbokserskich elementach oktagonowej gry Amerykanina, przyjrzyjmy się tym jaśniejszym stronom.

Otóż, Devin w szermierce na pięści prezentuje miks podejścia z karate i z taekwondo – a przynajmniej delikatne jego elementy. Rzućmy na to okiem.

Powyżej migawka z ostatniej walki Devina Clarka – z Jakiem Collierem. Nisko opuszczona lewa ręka, prawa w gotowości, lekkie podskakiwanie, szukanie momentu do ataku lub kontry, opieranie defensywy na pracy na nogach.

Tak to wygląda oczywiście tylko w teorii, bo Amerykanin ani Lyoto Machidą, ani Stephenem Thompsonem nie jest, o czym opowiem – i pokażę – w dalszej części.

Tym niemniej, odnotujmy sobie, że inklinacje karateckie są w stylu Clarka coraz wyraźniejsze – o ile w debiucie były ledwie dostrzegalne, to w dwóch kolejnych potyczkach – zwycięstwach na punkty z Joshem Stansburym i wspomnianym Jakiem Collierem – rzucały się już w oczy samoistnie. Jak sądzę, jest to wynik treningów w Jackson-Wink MMA w Albuquerque, gdzie od swojej drugiej walki w UFC Clark spędza około sześciu tygodni przed wejściem do oktagonu.

Przyznam szczerze, że nie do końca znajduję uzasadnienie takiego podejścia – bo, uprzedzając nieco temat, Amerykanin nie jest żadnym wybitnym counterpuncherem, a i jego praca na nogach daleka jest od ideału – ale kto ich tam wie… Być może chodzi o aspekty szybkościowe? Bo w tych, owszem, Clark mocno się wyróżnia.

Przejdźmy jednak dalej. Skoro już wspomniałem Wonderboy’a, to przywołajmy sobie ostatnią wspólną cechę – poza ustawieniem – między Clarkiem i tym właśnie czołowym półśredniem. Chodzi mianowicie o kopnięcia wykroczną nogą – czy to po przekroku, czy też bez, na każdej wysokości. Może nieszczególnie mocne, ale bardzo szybkie i w większości niesygnalizowane.

Kopnięcia wykroczną nogą Clarka to jego najgroźniejsza broń nożna w oktagonie. Na pierwszym przykładzie middlekick po przekroku z walki z Alexem Nicholsonem, na drugim natomiast dwa szybkie lowkingi, którymi rywal Janka Błachowicza utorował sobie drogę do szybkiego i celnego – ale nieszczególnie mocnego – kopnięcia na głowę.

Poza kopnięciami wykroczną nogą – gwoli uzupełnienia dodajmy, że raz na ruski rok kopnie też zakroczną albo zmieni pozycję na odwrotną, żeby poszukać middlekicka z lewej nogi – Clarka wyróżnia też szybki prawy sierpowy, czasami w kombinacjach.

Devin Clarke nie jest dużym zawodnikiem jak na kategorię półciężką – jest za to szybszy od zdecydowanej większości swoich rywali. Powyżej dwie bliźniaczo podobne akcje z jego walki z Nicholsonem – markuje atak lewym, doskakując z szybkim prawym. Na obu przykładach dosięga szczęki rywala.

Biorąc pod uwagę, że i Janek tytanem szybkości nie jest, nasz zawodnik będzie musiał na tego rodzaju akcje – a więc szybki doskok z ciosami – bardzo uważać.

Powyższe rozważania – o kopnięciach wykroczną nogą i szybkim prawym – najlepiej podsumowuje poniższy przykład, na którym widzimy obie te techniki.

Devin Clark pozostaje w gotowości, charakterystycznymi przyruchami (stosuje je często i gęsto!) starając się zwieść Stansbury’ego, sugerując mu zejście do nóg – doskakuje jednak z mocnym prawym poprzedzonym lewym, zostawiając zresztą za sobą nogi. Potem natomiast dokłada kopnięcie na górę z wykrocznej nogi po przekroku.

Gwoli formalności warto odnotować też dwie nowe techniki w swoim arsenale, jakie Clark zaprezentował w ostatnim pojedynku z Collierem. Zaczął mianowicie markować zejście do nóg, eksplodując potem z mocnym lewym – albo z dołu, albo sierpem. Poniżej dwa przykłady.

Clark schodzi nisko, licząc na opuszczenie głowy przez Colliera, by następnie doskoczyć z lewym z dołu (takie ataki lubią też Mateusz Gamrot i Khabib Nurmagomedov). Wpada w rywala z kolejnymi ciosami, chwytając klincz. Na drugim przykładzie podobna akcja, ale tym razem Clark po zamarkowaniu zejścia do nóg wystrzeliwuje z lewym sierpem na głowę – choć nie trafia.

Tak zatem przedstawia się stójka Amerykanina w ofensywie, gdy akurat nie szuka obalenia, a jedynie stara się przyzwyczaić rywala do szermierki na pieści. Prędzej czy później – a na ogół prędzej – szuka jednak klinczu i parteru. W zdecydowanej większości przypadków wygląda to tak:

Clark skraca dystans z ciosami, kładąc Colliera – ten uniósł gardę, nie będąc w stanie złapać podchwytów – na plecach. Na pierwszym przykładzie czyni to za pomocą omawianego wcześniej lewego sierpa po zamarkowaniu zejścia do nóg, potem wpadając w rywala i przewracając go, a na drugim przykładzie inicjuje atak wspomnianą również kombinacją markowanego lewego z prawym sierpem, po raz kolejny „wbijając” w przeciwnika i ostatecznie przenosząc walkę do parteru.

Wspominałem wcześniej, że Clark nie ma wiele wspólnego z karateckim stylem kontrującym – poza ustawieniem i czasami poruszaniem się. Nie znajdziemy w jego arsenale kontr ciosami prostymi, co wyróżniało Machidę, ale… Ale rzućcie okiem poniżej.

Devin Clark dwukrotnie markuje zejścia do nóg, w odpowiedzi na co Alex Nicholson rusza z szarżą – zostaje jednak ustrzelony szybkim lewym sierpowym Clarka, który następnie rzuca się za rywalem do parteru.

I, owszem, Devin od czasu do czasu – może raz na rundę, może dwa razy na rundę – poszukuje tego rodzaju lewych sierpowych w kontrze, ale… Ale właśnie teraz spróbujmy płynnie przejść do wyrw wielkich jak jasna cholera w arsenale stójkowym Amerykanina. A skoro zakończyliśmy na lewym sierpowym, to przyjrzyjmy się, jak na ogół rzeczone kontry wyglądają.

Clark szuka lewego sierpa w kontrze w walce z Stansburym – uderzaczem co najwyżej przeciętnym – na pierwszym przykładzie inkasuje jednak prawego overhanda, rzucając się potem – jak na rasowego zapaśnika przystało – do desperackiego obalenia, by po jego fiasku ustawić się pod siatką w pozycji, która pozwoliłaby mu odganiać się od rywala gibką lewą nogą.

Na drugim przykładzie Clark ponownie próbuje lewym sierpem wyprzedzić atak rywala, ale trafia w jego łokieć.

Innymi słowy – ryzyko kontr ze strony Devina, na przekór jego ustawieniu sugerującemu, że jest w tych aspektach mocny – jest niewielkie. Nie jest to zawodnik, który potrafi między ciosy atakującego rywala wpleść jakąś własną odpowiedź. Gdy jest atakowany – broni się i tylko na tym się skupia. Jak na niezaawansowanego stójkowicza przystało, chciałoby się rzec.

Jego defensywa do najlepszych zdecydowanie jednak nie zależy, bo – jak sobie właśnie przypmniałem – jak na przedstawiciela karateckiego stylu walki przystało, brodę zadziera wysoko – czy to przy własnych atakach, czy też nawet broniąc się przed szarżami rywali.

Clark delikatnie się cofa, by następnie wystrzelić z 3-uderzeniową kombinacją rozpoczętą prawym – nie ma jednak żadnej zmiany poziomów, jego głowa sterczy wysoko (skojarzenia z Derekiem Brunsonem wysoce wskazane!), ręce nie wracają do brody – w rezultacie inkasuje od Stansbury’ego mocnego prawego sierpa, który szybko studzi jego zapał.

Na drugiej akcji widzimy natomiast niechęć – nieumiejętność – Clarka do trzymania gardy. Macha rękami przed sobą, próbując w jakiś pokraczny sposób dystansować rywala, ale nie jest ani Alexandrem Gustafssonem, ani Jonem Jonesem w kwestii zasięgu ramion, więc…

Tutaj natomiast widać ulubiony prawy zamachowy Clarka – przestrzelił, ale zamiast „wjechać” w rywala, pozostał w bezruchu, ze szczęką w chmurach. W rezultacie zainkasował lewego. Spróbował się „ogarnąć”, ale zanim to zrobił, niezachwycający pod względem szybkości, nieco klockowaty Stansbury doskoczył z lewym, raz jeszcze częstując wyprostowanego rywala lewym.

To jednak nie wszystko, bo poza lichą defensywą bokserską Clark posiada jeszcze inną – bardzo konkretną i piekielnie wyrazistą – słabość. Są nią lowkingi, których po prostu nie potrafi blokować.

Dwa przykłady z brzegu powyżej. Clark nie potrafi uniknąć nawet mocno sygnalizowanych niskich kopnięć.

To prawdziwa bolączka Amerykanina – chłop po prostu pojęcia nie ma ani o szybkim cofnięciu nogi, ani o jej uniesieniu (zblokowaniu). Sam rzut oka na statystyki jasno tego dowodzi. Nicholson w ciągu jednej rundy – tyle potrwała walka – trafił Clarka 7 lowkingami na 8 prób, Stansbury – 6/6, Collier – 8/9. I od razu zaznaczmy, że walki ze Stansburym i Collierem rozgrywały się głównie w klinczu. Więcej fragmentów kickbokserskich oznaczałoby więcej lowkingów.

Jeśli ktoś ma jeszcze jakiekolwiek wątpliwości na temat poziomu kickbokserskiego – jego szalonych kombinacji, lichej defensywy i pseudo-karateckiego stylu opartego na punktującej wykrocznej nodze – niechaj rzuci okiem na jeszcze dwa przykłady. I nie, to nie wynik kreatywności – ale właśnie braku pomysłu, gdy walka przez dłuższy czas toczy się na nogach.

Backhand, młot boczny, backfist niezwyczajny – zwał, jak zwał. Zmęczony Clark kombinuje, jak się da.

Zapasy i klincz Clarka

W porządku, ponarzekaliśmy na jego stójkę, wskazaliśmy pewne dobre elementy, kilka słabszych, ale przecież nie jest żadnym sekretem, że Devin Clark jest w pełni świadomy swoich lichszych stron, do walki starając się zaprzęgnąć te mocniejsze – czyli zapasy. Co zatem wyróżnia go w tej płaszczyźnie?

Otóż, Clark obala na wiele różnych sposobów, najchętniej jednak z klinczu – zastawienia, haczenia, wyniesienia – oraz z zejściem do obu nóg. Rzadko schodzi do jednej.

Jeśli natomiast chodzi o wspomniany klincz, to wyróżnia go tam dobra kontrola – przede wszystkim za sprawą lewego (nie prawego!) podchwytu, którym unieruchamia, pomagając sobie oczywiście głową, rywali na siatce, ostrzeliwując ich wolną ręką czy też chwytając przegub lewicy przeciwników i męcząc ich kolanami. Stara zapaśnicza szkoła!

Daniel Cormier i Cain Velasquez uwielbiają tego rodzaju kontrolę – w ten właśnie sposób ten pierwszy zamęczył swego czasu Franka Mira, a ten drugi odebrał wiele lat życia Juniorowi dos Santosowi.

Ba, na polskim podwórku mamy przecież też Damiana Janikowskiego, który czyni to prawdopodobnie najlepiej nad Wisłą. Właśnie podchwytem – choć z drugiej strony – zdominował w swoim zawodowym debiucie Julio Gallegosa, o czym obszernie pisałem w poniższym artykule:

Historia jednego podchwytu – analiza walki Damiana Janikowskiego z Julio Gallegosem

Jak natomiast wygląda to w przypadku Clarka?

Lewa ręka pod pachą, głowa po prawej stronie. Jeśli rywal próbuje dystansować łokciem – jak Nicholson na pierwszym przykładzie – Clark atakuje podbródkowymi i krótkimi ciosami na korpus. Jeśli rywal pozwoli się ułożyć na siatce – jak na drugim przykładzie Stansbury – Clark chętnie unieruchamia jego lewicę w przegubie, rozpuszczając kolana.

Mam zatem nadzieję, że Błachowicz spędził wiele czasu na siatce ze wspomnianym Janikowskim właśnie, który akurat w aspektach tego rodzaju kontroli w klinczu może nawet przewyższać – a wręcz rzekłbym, że na pewno przewyższa! – Clarka. Może Amerykanin potrafi lepiej wplatać w tego rodzaju sytuacjach uderzenia, ale na pewno pod względem czystej kontroli Janikowski zostawia go w tyle – zwłaszcza, że, jak wspominałem, Devin nie jest dużym i szczególnie silnym półciężkim.

Oddać też trzeba Clarkowi, że nie jest typem zawodnika, który za siłuje się z jakąś techniką zapaśniczą, próbując za wszelką cenę ją sfinalizować. Nie – jeśli coś nie idzie, albo przechodzi do innej techniki, albo skupia się na kontroli i ostrzeliwaniu rywala na siatce. Bardzo mądrze zarządza swoimi zapasami paliwa w takich klinczersko-zapaśniczych bojach. Ba, raz na jakiś czas rozerwie też klincz z uderzeniami.

Powyżej Clark rozrywa na moment klincz, atakując serią sierpów. Potem natychmiast z powrotem unieruchamia Stansbury’ego. Zaznaczmy, że lubi też rozerwać klincz z obrotowym łokciem lub backfistem.

Jak natomiast wygląda parter Amerykanina? Z pleców – Bóg jeden raczy wiedzieć. A raczy wiedzieć też dlatego, że defensywa zapaśnicza Clarka jest naprawdę dobra. W ciągu tych trzech dotychczasowych walk w oktagonie kilka razy znalazł się w trudnej sytuacji i wydawało się, że jednak wyląduje na plecach, ale nic z tych rzeczy – jeszcze nikt nie położył go na deskach i nie będzie to też łatwe dla Jana Błachowicza – choć pewnie z góry mógłby napsuć mu wiele krwi.

Gdy natomiast to Clark jest na górze, klei się do rywala, chętnie atakując krótkimi uderzeniami na korpus i w ten sposób próbując utorować sobie drogę do półgardy lub pozycji bocznej, rzadziej – dosiadu. Czasami poszuka trójkąta rękami. W walce na chwyty prezentuje podejście zapaśnicze – nie jiu-jitsu. Zamiast zachodzić za plecy rywali, zdecydowanie preferuje wieszanie się na nich, kontrolę, obijanie, gdy są w żółwiu.

Mając wszystko powyższe na uwadze, czy Jan Błachowicz może zaskoczyć bukmacherów – nie jest faworytem tej walki – pokonując Devina Clarka?




Konfrontacja

Otóż, nikt o zdrowych zmysłach nie powinien mieć większych wątpliwości, że w płaszczyźnie kickbokserskiej to nasz zawodnik powinien mieć przewagę – posiada wyższe umiejętności, szerszy arsenał, jest lepszy technicznie, będzie miał po swojej stronie przewagę zasięgu.

Trzeba jednak do tematu podejść z – uwaga! – głową. Co mam na myśli? Pozwólcie, że pokażę to na bodaj najlepszym fragmencie – tak, tak, lepszym od tych, gdzie okrutnie naruszył rywala – walki Janka z Cumminsem.

Tak, urrrwa, właśnie tak! Tak nasz zawodnik powinien wyjść do walki z Clarkiem! Trzymać dystans, korzystać z przewagi zasięgu, kąsać go długim jabem!

Rzecz jednak w tym, że Cieszyński Książę niezbyt często walczy w takim właśnie – lekko punktującym, ale też bezpieczniejszym – stylu. W ostatnich potyczkach upodobał sobie szczególnie ostre kombinacje z mocnym pójściem do przodu, które czasami kończył kopnięciem na korpus.

W konfrontacji z Patrickiem Cumminsem Błachowicz bardzo mocno nastawił się na kombinacje inicjowane podbródkowymi – o ile na początku walki o mało nie skończył w ten sposób Amerykanina, to potem tenże Cummins – czyli bardzo przeciętny, delikatnie rzecz ujmując – uderzacz rozczytał już schematy Polaka, kąsając go w takich sytuacjach własnymi ciosami.

Podbródkowe na zapaśników to oczywiście kapitalny pomysł, ale nie można nimi spamować. Życzyłbym sobie, aby Polak jednak terroryzował Clarka szybkimi prostymi, tylko raz na jakiś czas szukając podbródkowego, tym samym dobrze te techniki maskując.

Zresztą również w konfrontacji z Alexandrem Gustafssonem Janek uwielbiał inicjować akcje lewym z dołu. Szczegółowa analiza tamtej walki poniżej:

Sierpem #51 – Błachowicz na tarczy, ale z głową uniesioną wysoko

Mam przeokrutną nadzieję, że reprezentujący teraz barwy WCA Fight Team polski półciężki zaczął też kopać lowkingi. Biorąc pod uwagę podatność Clarka na tego rodzaju ataki – a słowo „podatność” nie oddaje w pełni stanu rzeczy – byłoby grzechem niewykorzystanie tego przeciwko niemu. Szczególnie, że Amerykanin niskich kopnięć nie kontruje próbami zapaśniczymi! A więc Janek – musisz! Musisz zacząć robić to, czego nie robiłeś dotychczas, bo na przestrzeni sześciu walk w oktagonie, Janek wyprowadził tylko 11 (tak – jedenaście…) lowkingów, 10 z nich trafiając.

Może czegoś nie wiemy, może Błachowicz jest trochę jak Conora McGregor i nie znosi niskich kopnięć, a może po prostu ma jakieś zdrowotne przeciwwskazania do tego rodzaju ataków, ale jeśli ich nie ma – musi kopać z Clarkiem! Już bowiem w poprzednich walkach po przyjęciu kilku Amerykanin odwracał na chwilę pozycję, chroniąc wykroczną nogę. Innymi słowy – trza kopać!

A defensywa w stójce? Obrona przed szarżami Clarka nie jest też szczególnie skomplikowana – wystarczy dać pół kroku w lewo lub prawo i frontalnie, z mocnym impetem na ogół szturmujący Amerykanin po prostu będzie pruł powietrze.

Powyżej szczególnie na pierwszym przykładzie widzimy, jak Stansbury odchodzi do boku – choć dopiero w końcówce kombinacji rywala. Gdyby odchodził wcześniej, nie tylko uniknąłby tych uderzeń, ale też znalazł się w doskonałej pozycji do skontrowania szarżującego na zasadzie: „Zamykam oczy, rozpuszczam ręce i biegnę przed siebie, co sił w nogach”, Clarka.

Czy Cieszyński Książę pod naporem rywala cofa się w linii prostej? Otóż, na ogół tak, ale ostatnio zaprezentował poprawę w tej materii, co dobrze mu wróży na okoliczność starcia z Clarkiem, gdzie „krok w bok” będzie jak znalazł.

Już nie wspominając o tym, że skoro Devin nie jest counter-puncherem – a nie jest – warto jednak wywierać na nim delikatną presję, byle w niego nie wpadać – jak poniżej…

Janek trafia mocnym kolanem na korpus, a potem odpala serię podbródkowych i sierpów, którymi zmusza Amerykanina do ucieczki. Następnie jednak zamiast zrywać sięgającego po niego rękami rywala, sam chętnie wchodzi w klincz – i jest po zabawie.

Zamiast takich akcji w sytuacjach grożących zwarciem z Clarkiem zdecydowanie życzyłbym sobie takich:

Błachowicz – świadom już, że klincz z Cumminsem sensu nie ma – robi wszystko, byle nie wdawać się w walkę na chwyty – i słusznie!

Tego samego oczekuję po walce z Clarkiem.

W konfrontacji z Durkinem cieszynianin dobrze korzystał też z kombinacji kopnięcia na korpus z odwrotnej pozycji z ciosem prostym (dwa przykłady poniżej) i o ile takowa akcja jest obarczona pewnym ryzykiem w konfrontacji z zapaśnikiem, to urozmaicenie swoich stójkowych wygibów taką właśnie techniką może przynieść mu sporo dobrego.

No dobrze, przyjmijmy jednak ten gorszy scenariusz – Clark jednak dopadł Błachowicza, ustawiając go sobie na siatce, gdzie kontroluje go, obija, próbuje przewracać. Co dalej?

Otóż, przypomnę – mam wielką nadzieję, że po sparingach z Janikowskim Janek wiedział będzie dokładnie, co wówczas czynić – ale poza tym przestrzegam przed atakami kolanami, a przynajmniej dobrze byłoby wcześniej jakoś unieruchomić/przygotować sobie rywala. Przeciwko zapaśnikom techniki te są bowiem mocno ryzykowne, o czym Błachowicz przekonał się właśnie w starciu z Cumminsem.

Janek próbuje atakować kolanem, ale Cummins podcina go, poprawia pozycję i wewnętrznym haczeniem kładzie naszego zawodnika na plecach.

Jak pewnie pamiętacie, Cummins był też w stanie mocnym wjazdem w nogi przewracać Błachowicza – jak poniżej.

Różnica między Cumminsem i Clarkiem jest jednak wyraźna. Ten pierwszy dysponuje zdecydowanie lepszym zejściem do nóg, jest też większy i silniejszy – a i jego zapaśnicze CV jest bez porównania bogatsze. Clark, jak wspominałem, to bowiem niewielki półciężki i nie drgnie mi brew, jeśli na okoliczność najbliższej porażki – oby tej sobotniej… – przeniósł się z powrotem do kategorii średniej, w której rozpoczął swoją przygodę z UFC.

A skoro powróciłem do tematu gabarytów obu zawodników oraz aspektów siłowych… Otóż, nie będę ukrywał, że w tym właśnie elemencie upatruję głównych szans Jana Błachowicza na powstrzymanie zapaśniczych zapędów Clarka – szczególnie w klinczu, z którego Amerykanin obala najchętniej.

Clark nie jest silnym zawodnikiem – Jake Collier regularnie – naprawdę: regularnie! – odwracał go pod siatką. Schemat niemal zawsze był taki sam – przyparty do siatki szarżą bokserską Collier próbuje kimury, potem łapiąc podchwyt z lewej – z prawej już miał – i odwraca Clarka na siatce. Tam natomiast kilka raz zaszedł mu za plecy – na tym akurat przykładzie nie zrobił tego, ale był o włos.

Z kolei na drugiej animacji widzimy Stansbury’ego, który demonstruje, co zrobić, jeśli zapaśnik nieumiejętnie próbuje uchwyty 2-1, tj. obiema rękami kontrolować jedną rękę rywala. Clark odsłania się na ciosy prawicą – i je inkasuje.

I teraz tak – Błachowicz to kawał półciężkiego. Nie ma może techniki klinczersko-zapaśniczej na poziomie Clarka, ale – poza treningami z Janikowskim – będzie też prawdopodobnie cieszył się sporą przewagę siłową, która powinna bardzo mu pomóc. Jak wspominałem, Collier odwracał kilka razy Clarka jak uczniaka. Również i Stansbury notował w tym obszarze pewne sukcesy. Jeśli Błachowicz – gabarytowo i siłowo, jak mniemam, zbliżony do Colliera – spędził odpowiednio dużo czasu na siatce podczas treningów, przyznam szczerze, że nie zdziwi mnie, jeśli będzie odwracał Clarka albo chociaż nie pozwalał się tam ułożyć czy przede wszystkim – obalić.

Oczywiście – nasz zawodnik musi czuć się 'niekomfortowo’ z plecami na siatce oraz na plecach w parterze. 'Niekomfortowo’ w tym znaczeniu, że nie może godzić się z taką pozycją – musi ją odwracać, zrywać, wracać na nogi. Jak pamiętamy, w starciu z Gustafssonem Błachowicz miał z tym problem, mnóstwo czasu spędzając na dole. W konfrontacji z Cumminsem była jednak w tym elemencie widoczna poprawa – przynajmniej dopóki Polakowi starczało sił.

A skoro już przy siłach – a więc kondycji – jesteśmy… Nie do końca podzielam opinie, wedle których Błachowicz ma marne – delikatnie rzecz ujmując – cardio. O ile nie było co do tego wątpliwości w starciu z Corey’em Andersonem, to już w pojedynkach z Igorem Pokrajacem czy szczególnie Alexandrem Gustafssonem wyglądało to lepiej. Owszem, w ostatniej potyczce z Patrickiem Cumminsem Janek znów padł kondycyjnie, ale pozostaję przy swoim zdaniu – które uzasadniłem obszernie w analizie tamtej walki (link poniżej) – że głównym tego powodem było „podpalenie się” Błachowicza na początku pierwszej rundy.

Sierpem #54 – Jan Błachowicz zamęczony w Buffalo




Typowanie

Nie będę ukrywał – gdy pierwszy raz usłyszałem o tym zestawieniu, przez głowę przebiegły mi podobne myśli, jakie przebiegły rzeszy fanów: „Zapaśnik, a więc będzie źle”. Rzecz jednak w tym, że po bliższym zapoznaniu się z umiejętnościami Clarka, zdanie nieco zmieniłem. Jeśli Błachowicz podejdzie w wyrachowany sposób do wymian stójkowych – a jest lepszym stójkowiczem od poprzednich trzech rywali Clarka, którzy chwilami robili z nim na nogach, co chcieli! – może okrutnie porozbijać rywala. Jeśli pójdzie na urwanie głowy – może ją urwać (tak, defensywa Amerykanina jest aż tak zła), ale może też skończyć na plecach, więc w mojej ocenie gra taka nie jest warta świeczki.

Polak będzie też większy i z ogromnym prawdopodobieństwem sporo silniejszy od Amerykanina – a to może mu bardzo, bardzo pomóc w walce w klinczu, gdzie lubi potykać się z rywalami Clark. Nawet jeśli Amerykanin przewróci Jana, to jego kontrola z góry nie stoi na najwyższym poziomie – to nie jest Cummins, który znajdował się w kadrze zapaśniczej Stanów Zjednoczonych. Karierę zapaśniczą Clark zakończył na szkole średniej – i to jednak widać, nie odmawiając mu oczywiście umiejętności w tych aspektach, które omawiałem wyżej.

Nie będę też ukrywał, że typując ten pojedynek, jako fakt przyjąłem – być może błędnie! – że Błachowicz poświęcił wiele czasu na szlify klinczersko-zapaśnicze z Damianem Janikowskim. Pomoc brązowego medalisty olimpijskiego w tym obszarze przed starciem z Clarkiem byłaby bowiem na wagę złota. Ufam i wierzę, że tak właśnie było, że kilka razy w tygoniu Janikowski (mający podobne gabaryty i znacznie lepszy szlify techniczne od Clarka) męczy Błachowicza pod siatką, pokazując mu masę różnych „myków”.

Uzupełniając wszystko to faktem, że gala odbędzie się w Polsce (aklimatyzacja Amerykanina), ostatecznie postawię właśnie na zaprawionego w bojach z zapaśnikami Polaka, wierząc, że z przegranych tych starć wyciągnął odpowiednio dużo wniosków, aby powstrzymać wrestlerskie zapędy Clarka – a więc, przypomnę raz jeszcze, nieelitarnego zapaśnika, który będzie wyraźnie mniejszy i słabszy fizycznie od Błachowicza.

Owszem, brew mi nie drgnie, jeśli Janek powtórzy błędy z walki z Cumminsem i ostatecznie znów zostanie zamęczony w klinczu czy parterze, ale – stawiam na Polaka.

Zwycięzca: Jan Błachowicz przez decyzję

*****

Jak być może zauważyliście, w prawej górnej kolumnie na Lowking.pl pojawiła się opcja wsparcia portalu darowizną. Jeśli podobają się Wam treści i analizy publikowane na portalu oraz chcielibyście wesprzeć jego 1-osobową działalność, będę zobowiązany za każdy datek. Szczegóły – tutaj. Dziękuję!

*****

Wszystkie analizy są dostępne w tej sekcji

*****

Śledź autora tekstu na Twitterze

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button