UFC

Analizy UFC 225 – Whittaker vs. Romero II i RDA vs. Covington

Analizy i typowanie dwóch walk mistrzowskich gali UFC 225 w Chicago – Roberta Whittakera z Yoelem Romero oraz Rafaela dos Anjosa z Colbym Covingtonem.

Podczas gali UFC 225 w Chicago odbędą się dwie walki, na szali których znajdą się pasy mistrzowskie. Zasiadający na tronie 185 funtów Robert Whittaker stanie do pierwszej obrony złota, w walce wieczoru gali po raz drugi krzyżując rękawice z Yoelem Romero.

Z kolei w co-main evencie o tymczasowy tytuł kategorii półśredniej powalczą były czempion 155 funtów Rafael dos Anjos oraz wyszczekany Colby Covington.

Którzy zawodnicy skończą z pasami na biodrach?




170 lbs: Rafael dos Anjos (28-9) vs. Colby Covington (13-1)

Kursy bukmacherskie: Rafael dos Anjos vs. Colby Covington 2.10 – 1.77

Bartłomiej Stachura: Nie mam większych wątpliwości, że w obszarze kickbokserskim Rafael dos Anjos będzie przeważał. Ba, jak najbardziej może znokautować Colby’ego Covingtona! Pod batutą trenera Jasona Parillo Brazylijczyk mocno poprawił swój boks, co potwierdził w konfrontacji z Robbiem Lawlerem – nie korzysta już niemal wyłącznie z sierpów, różnicuje moc w uderzeniach. Jest mobilniejszy, walczy odpowiedzialnie w defensywie, balansuje głową, zmienia poziomy. Jego najmocniejszą bronią w stójce są jednak nadal atomowe, bite na wysokości łydki lowkingi – a już kilka takowych może przesądzić o wyniku walki.

Colby Covington nie ma natomiast wiele do zaoferowania w stójce. Jego boks jest lichy i chaotyczny, defensywa fatalna, ciosom brakuje mocy, a szczęka nie wydaje się być wyposażona w tytan. Oddać natomiast trzeba mu, że jego kopnięcia są szybkie i niesygnalizowane. Potrafi niespodziewanie wystrzelić na głowę czy korpus, także obrotówką. Podobnie jak dos Anjos, chętnie kopie też na wysokości łydki. Dodatkowo – jest bardzo, bardzo aktywny. Nawet aktywniejszy od RDA. Regularnie napiera, wyprowadza uderzenia, torując sobie nimi drogę do klinczu i obaleń.

Nie sądzę, aby Amerykanin wdawał się jednak w dłuższe wymiany stójkowe z Brazylijczykiem. Zdając sobie sprawę, że będzie w ten sposób igrał z ogniem – czas i przestrzeń będą dawały byłemu mistrzowi 155 funtów okazję do srogich lowkingów – poszuka klinczu i obaleń. W przyszpileniu RDA do siatki pomoże mu fatalny nawyk Brazylijczyka, który zaatakowany, ma tendencje do cofania się prosto na siatkę. Czy dos Anjos będzie w stanie bronić się przed obaleniami, gdy walka trafi na ogrodzenie? Czy może zagrozić Covingtonowi kolanami i łokciami albo poddaniem? Czy jego kondycja wytrzyma pięć rund?

Otóż, tutaj robi się naprawdę ciekawie. Colby Covington nie jest zapaśnikiem klasy Khabiba Nurmagomedova, ale będzie miał po swojej stronie przewagę gabarytów oraz prawdopodobnie siły. Jest też wrestlerem, który miesza obalenia, nie tracąc wszystkich sił na mocowanie się z jedną techniką. Mam poważne wątpliwości, czy dos Anjosowi starczy defensywy zapaśniczej oraz kondycji, aby utrzymywać walkę na nogach. Przypominam, że długimi fragmentami był w stanie trzymać go na siatce Robbie Lawler.

Jeśli walka trafi do parteru z dos Anjosem na dole, wówczas Brazylijczyk nie będzie w stanie poważnie zagrozić Amerykaninowi. Owszem, scenariusz, w którym Covington z góry rozbija czy poddaje Brazylijczyka, jest mało prawdopodobny – RDA ma bowiem świetne jiu-jitsu – ale jak najbardziej może go skontrolować, okolicznościowymi uderzeniami z góry nie pozwalając sędziemu na podniesienie walki na nogi.

Nie ukrywam, że sposób, w jaki Colby Covington zdeklasował potężnego i świetnego w obszarze graplingu Dong Hyun Kima, zrobił na mnie duże wrażenie. Widać, że Amerykanin nie wszedł jeszcze w swój prime. Rozwija się z walki na walkę. Pamiętam dobrze jego debiut, w którym miał gargantuiczne problemy z przewróceniem niejakiego Anyinga Wanga. Dziś jest zupełnie innym – bez porównania lepszym – zawodnikiem. A co najważniejsze – wychodzi do oktagonu z jasno określonym planem, który konsekwentnie realizuje. Nie bije się w stójce z uderzaczami, nie kula się z Demianem Maią. Wie, gdzie jest mocny.




Co prawda dos Anjos prezentował dotychczas doskonałe przygotowanie kondycyjne, ale w 170 funtach nie walczył jeszcze z tak agresywnie nastawionym zapaśnikiem, który nieustannie pracuje, męczy pod siatką, próbuje obalać. Robbie Lawler szybko nabawił się kontuzji, stając się workiem do obijania, wobec czego trudno ocenić, jak RDA wypadnie w rundach mistrzowskich. Owszem, Covington nie miał jeszcze okazji wojować w czwartej i piątej rundzie, ale jego forma w trzecich rundach – oraz tempo walk! – sugerują, że może w tym obszarze mieć nad rywalem przewagę.

Absolutnie jednocześnie nie wykluczam ani scenariusza, w którym dos Anjos ubija Covingtona jakimś ciosem w kontrze, ani takiego, w którym trafia 2-3 ostrymi lowkingami i wyklucza przednią nogę Amerykanina, ani szczególnie takiego, w którym dusi go gilotyną w kontrze na obalenie – zrobił to swego czasu jego krajan Warlley Alves, a bliscy tego byli też Mike Pyle praz Bryan Barberena. Chwila nieuwagi Covingtona przy próbie zapaśniczej – i gilotyna gotowa.

Tym niemniej, przewagi zapaśnicza, kondycyjna oraz gabarytowa Amerykanina okażą się decydujące.

Zwycięzca: Colby Covington przez decyzję

185 lbs: Robert Whittaker (19-4) vs. Yoel Romero (13-2)

Kursy bukmacherskie: Robert Whittaker vs. Yoel Romero 1.44 – 2.85

Bartłomiej Stachura: Nie będę ukrywał, że mam ogromny dylemat w kwestii wskazania faworyta tego pojedynku. Pierwsza walka obu oraz szczególnie starcie Yoela Romero z Luke’iem Rockholdem można bowiem rozpatrywać na wiele różnych sposobów, przed rewanżem czyniąc argumenty na rzecz jednego bądź drugiego zawodnika.

Dlaczego Romero przegrał pierwszy pojedynek? Przyczyn oczywiście jest wiele, ale tą kluczową była kondycja – od trzeciej rundy Kubańczyk wyraźnie bowiem zwolnił, przegrywając trzy ostatnie na kartach sędziowskich. Dlaczego zwolnił? Z powodu masy prób zapaśniczych w dwóch pierwszych odsłonach! Spożytkował na nie mnóstwo piekielnie cennej energii, nie notując w zasadzie żadnych większych sukcesów. Defensywa zapaśnicza Nowozelandczyka to bowiem absolutne mistrzostwo świata. Naprawdę. Można go śmiało w tym aspekcie porównywać do Jose Aldo czy Jorge Masvidala. Gigant.

Jak natomiast do walki z Rockholdem podszedł Romero? Nie spróbował ani jednego obalenia! Był piekielnie cierpliwy na nogach, wyrachowany. Czy nie obalał wyłącznie z powodu świetnego parteru Amerykanina? Czy może jednak wyciągnął też wnioski z potyczki z Whittakerem, decydując się na taktykę, w której do końca walki dysponował będzie zasobami kondycyjnymi pozwalającymi na ostre zrywy w stójce? Otóż, nie mam wątpliwości, że ten drugi element też miał znaczenie.

Prowadzi mnie to w prostej linii do konkluzji, że w rewanżu z Whittakerem Żołnierz Boga nie będzie tracił tak wiele sił na obalenia. Przed pierwszą potyczkę nie wiedział, ale teraz już wie. Już wie, że defensywa zapaśnicza Nowozelandczyka stoi na nieprawdopodobnym poziomie. Wie, że prędzej sam zajedzie się kondycyjnie, niż przewróci i utrzyma mistrza na dole. To nie ma sensu. Próby obaleń w końcówkach rund? Jak najbardziej. Ale notoryczne poszukiwanie sprowadzeń? Nic z tych rzeczy.

I nie ukrywam, że taka taktyka może okazać się skuteczna. Jeśli dynamikę, eksplozywność i przyspieszenie Romero zachowa też na rundy mistrzowskie, zakonserwuje swoją energię, jak najbardziej poprawi swoje szanse na wiktorię – nawet jeśli przegra pierwsze rundy. A to jest mocno prawdopodobne, bo Żołnierz Boga nie jest tytanem aktywności. Starannie zarządza energią, walczy defensywnie, szukając odpowiedniego momentu na wystrzelenie z ostrą szarżą, ewentualnie atak latającym kolanem czy swoją słynną lewicą.

Takie podejście do walki – czyli wdawania się z Whittakerem w szermierkę na pięści w poszukiwaniu szansy na kontrę czy ostrą szarżę – zmusi mistrza do maksymalnej koncentracji. Milisekundę nieuwagi w piątej nawet rundzie może bowiem wówczas przypłacić porażką. W pierwszej walce od trzeciej rundy Nowozelandczyk stopniowo się rozkręcał, pozwalając sobie na coraz więcej. Teraz – jeśli w istocie Romero skupi się na stójce – będzie musiał pozostać czujnym do końca.




Z drugiej zaś strony, nie sposób nie odnotować, że w pierwszej potyczce Kubańczyk nie był ani razu nawet bliski zachwiania Nowozelandczykiem. Wyrachowany, techniczny boks Whittakera, wsparty jego szybkością i świetną kontrolą dystansu oraz przede wszystkim frontalnymi kopnięciami na korpus, które dodatkowo drenowały zasoby kondycyjne Żołnierza Boga, stanowiły przeszkodę nie do pokonania dla Kubańczyka.

Ba, wszystko to z kontuzją! Już bowiem w pierwszej minucie walki wykroczna noga Roberta – uszkodzona jeszcze przed galą – została pogruchotana. Pomimo tych gargantuicznych problemów Nowozelandczyk pozostawał jednak nieuchwytny na nogach, unikając zapaśniczych prób rywala i większości ataków kickbokserskich. Jeśli więc wyjdzie do rewanżu w pełni zdrów, prawdopodobnie będzie czuł się w oktagonie jeszcze pewniej.

Grzechem byłoby nie wspomnieć, że Whittaker wraca po rocznej przerwie i ogromnych problemach zdrowotnych. Można różnie na to patrzeć. Niewykluczone, że wyjdzie do walki okryty oktagonową rdzą, która przejawia się najczęściej problemami z wyczuciem dystansu – a akurat w starciu z rywalem pokroju Romero może oznaczać to ogromne niebezpieczeństwo. Z drugiej zaś strony, mając na uwadze, że Robert ma dopiero 27 lat, to po rocznej przerwie jak najbardziej może zawitać do oktagonu z nowym zestawem umiejętności. Jest bowiem nadal na etapie, na którym z każdą walką wzbogaca swoją grę o nowe narzędzia – czy to ofensywne, czy też defensywne.

Yoel jest zawodnikiem znacznie bardziej ukształtowanym, ale – przypominam – jego taktyka na walkę z Rockholdem wskazuje na to, że nadal jest w stanie zaskakiwać, wnosząc do oktagonu grę, jakiej nie prezentował wcześniej.




Absolutnie nie wykluczam scenariusza, w którym Żołnierz Boga rozsiada się na mistrzowskim tronie, fundując Whittakerowi pierwszą porażkę w kategorii średniej. Jeśli w istocie zrezygnuje z prób zapaśniczych – ewentualnie mocno je ograniczy – powinien dysponować wystarczającymi zasobami kondycyjnymi, by pozostać groźnym do ostatniej sekundy walki. A 25 minut na ustrzelenie Whittakera to masa czasu… Jakieś latające kolano w kontrze na próbę skrócenia dystansu przez młodziana, może łokieć w kontrze czy słynny lewy sierpowy jak najbardziej mogą okazać się decydującymi.

Biorąc jednak pod uwagę przebieg pierwszej potyczki oraz fakt, że Whittaker z każdą walką staje się lepszy, mistrz po szachach w stójce – znacznie jednak efektowniejszych od tych między Darrenem Tillem i Stephenem Thompsonem przed kilkoma tygodniami – pozostanie na tronie. Na przestrzeni pięciu rund będzie aktywniejszy w obszarze kickbokserskim, unikając pojedynczych ataków Romero.

Zwycięzca: Robert Whittaker przez decyzję

*****

Typowanie KSW 44 – Pudzianowski vs. Bedorf

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button