UFC

5 możliwych walk wieczoru na nowojorską galę UFC 230

Kto może wystąpić w walce wieczoru nowojorskiej gali UFC 230, której co-main eventem będzie starcie Nate’a Diaza z Dustinem Poirierem?

W listopadzie 2016 roku debiutancką galę UFC w kultowej nowojorskiej Madison Square GardenUFC 205 – uświetnił pojedynek o złoto kategorii lekkiej pomiędzy ówczesnym mistrzem Eddiem Alvarezem i walczącym od drugie złoto i miejsce na kartach historii – z powodzeniem – Conorem McGregorem.

Rok później w walce wieczoru drugiej gali amerykańskiego giganta w MSG, UFC 217, powracający do akcji po czteroletniej przerwie legendarny Georges Saint-Pierre sięgnął po drugi pas, detronizując zasiadającego wówczas na tronie 185 funtów Michaela Bispinga.

Do trzeciej gali w MSG zostały jeszcze prawie trzy miesiące – UFC 230 odbędzie się bowiem 3 listopada. To sporo czasu. Przy podobnym listopadowym terminie poprzednich gal w Nowym Jorku starcie Alvareza z McGregorem zostało ogłoszone dopiero 26 września, podczas gdy pojedynek Bispinga z GSP 26 sierpnia.




Tym niemniej, oficjalnie zapowiedziano już co-main event UFC 230, w którym niewidziany w oktagonie od dwóch lat Nate Diaz pójdzie w tany z rozpędzonym czterema wiktoriami Dustinem Poirierem. Mając na uwadze to zestawienie oraz uwzględniając sytuację we wszystkich kategoriach wagowych oraz inne ogłoszone już starcia, możemy pokusić się o próbę wytypowania zawodników, którzy 3 listopada staną w Madison Square Garden do walki wieczoru.

Tak naprawdę nie ma tu wielu opcji na walkę wieczoru – szczególnie, że takowy pojedynek powinien być mocniejszy medialnie od powrotu do akcji młodszego ze stocktońskich braci, a o to łatwo nie będzie.

Tym niemniej… Pospekulujmy! Oto pięć możliwych zestawień na walkę wieczoru UFC 230.

1. Jon Jones vs. Cain Velasquez

Tak, tak… Wiem. Jon Jones nadal nie poznał wymiaru kary za drugą wpadkę dopingową i do akcji w Madison Square Garden mógłby powrócić wyłącznie, gdyby Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) dopuściła się rzeczy haniebnej, karząc go rocznym tylko zawieszeniem.

Mając na uwadze, jak niebywale Bones i cały jego sztab skompromitowali się podczas przesłuchania przez Stanową Komisją Sportową w Kalifornii, naprawdę trzeba mocno popuścić wodze fantazji, aby wyobrazić sobie scenariusz, w którym były mistrz 205 funtów będzie uprawniony do walki już przy okazji nowojorskiej gali. Nie zapominajmy, że nie brakuje w UFC przykładów zawodników, którzy za drugą wpadkę dopingową zostali ukarani dwukrotnie dłuższym zawieszeniem niż za pierwsze – a to oznaczałoby w przypadku Jona Jonesa dwa lata wygnania, co swoją drogą i tak nie byłoby szczególnie surowym wymiarem kary.

Tym niemniej… W przestrzeni medialnej aż huczy od spekulacji na temat powrotu Jona Jonesa jeszcze w tym roku. Skutecznie podkręca je zresztą sam zawodnik, który ostatnio namiętnie publikuje zdjęcia z treningu, sugerując, że „coś jest na rzeczy”.

Jeśli zatem przyjmiemy za realny scenariusz, w którym Bones jednak jest uprawniony do powrotu do akcji już podczas nowojorskiej gali UFC 230, wówczas szlagierowo zapowiadałoby się jego starcie z… Cainem Velasquezem!

Były mistrz kategorii ciężkiej jest w pełni zdrów od początku tego roku, ale jego sztab menadżerski nie znalazł jeszcze wspólnego języka z UFC w kwestiach kontraktowych. Jak bowiem wieść gminna niesie, prześladowany w ostatnich latach przez kontuzję Velasquez nadal walczy na kontrakcie z… 2010 roku! Nieszczególnie zatem podoba mu się, że inni ciężcy – jak Mark Hunt czy Alistair Overeem – inkasują dwa razy więcej od niego.

Cain Velasquez stoczył ostatnio pojedynek w lipcu 2016 roku, podczas jubileuszowej gali UFC 200 efektownie ubijając Travisa Browne’a.

Na okoliczność gali UFC 230 i starcia z Jonem Jonesem Dana White i spółka mogą jednak wyjść naprzeciw oczekiwaniom reprezentanta AKA – zwłaszcza, że opcje na walkę wieczoru w Nowym Jorku wydają się mocno ograniczone.

A jakaż byłaby to historia! Cain Velasquez wychodzi do Jona Jonesa, aby pomścić swojego serdecznego druha Daniela Cormiera. Bones – mistrz, który nigdy nie utracił pasa w oktagonie – debiutuje w kategorii ciężkiej.




2. Jon Jones vs. Daniel Cormier III

Wiadomo, na okoliczność powrotu Jona Jonesa samoistnie narzuca się właśnie nazwisko jego dwukrotnej ofiary Daniela Cormiera. Do takiej walki musiałoby jednak dojść w limicie kategorii ciężkiej. DC waży teraz jakieś 260 funtów. Nadal co prawda opowiada dyrdymały o gotowości bronienia pasa 205 funtów, ale nie miejmy wątpliwości – nie zszedłby do tego limitu nawet na potencjalną trylogię z Jonem Jonesem. Jeśli więc trzecia walka z Bonesem – to tylko w 265 funtach.

Za Danielem Cormierem i Jonem Jonesem ciągnie się historia jednej z największych rywalizacji w historii UFC – obok tych Conora McGregora z Natem Diazem, Andersona Silvy z Chaelem Sonnenem czy Chucka Liddella z Tito Ortizem.

Oczywiście, nowa kategoria wagowa dodałaby takiej walce smaczku, bo przecież DC jeszcze nigdy nie przegrał, rywalizując w 265 funtach. Można więc jak najbardziej ukręcić narrację, wedle której Cormier nie byłby bez szans, a wynik trylogii pozostawałby sprawą otwartą. Choć jednak sam podzielam takie zdanie, to mam wątpliwości, czy trzecie starcie wywołałoby tak wielkie poruszenie medialne, jakie wywołały dwa pierwsze pojedynki tych nieprzepadających za sobą – delikatnie rzecz ujmując – zawodników…

To jednak nie wszystko. Czy bowiem Daniel Cormier naprawdę chciałby teraz trzeciej walki z Jonem Jonesem? Mając na uwadze, że na szykowanej na początek 2019 roku potyczce z Brockiem Lesnarem zarobi znacznie więcej – ten ostatnio to bowiem gigant PPV – a jego szanse na wiktorię będą znacznie wyższe, po cóż mu w takich okolicznościach przyrody – gdy liczy się wypłata – starcie z Bonesem? Szczególnie że gdyby do takowej walki doszło już podczas gali MSG, wówczas na jej szali znalazłby się najpewniej właśnie pojedynek z Brockiem Lesnarem. W optymistycznym scenariuszu Cormier pokonuje Jonesa, a potem wiktorią nad Lesnarem wieńczy karierę, ale w tym czarnym przegrywa po raz trzeci z Bonesem i wypłata życia za Lesnara przechodzi mu obok nosa. Kilka lat temu DC może i podjąłby ryzyko – ale karierę zamierza zakończyć już w marcu 2019 roku i podejmowanie tak dużego ryzyka nie jest uzasadnione.

Tym niemniej – trylogię Jonesa z Cormierem uwzględniam jednak wśród potencjalnych starć na Madison Square Garden, choć – zaznaczam – w kategorii ciężkiej.

3. Jon Jones vs. Alexander Gustafsson II

W trzecim potencjalnym zestawieniu również mamy Jona Jonesa – oczywiście przy założeniu, o którym mowa przy jego potencjalnym starciu z Cainem Velasquezem, czyli rocznym jedynie zawieszeniu za doping.

Zestawienie Amerykanina z Alexandrem Gustafssonem nie jest skomplikowane. Obaj dali w 2013 roku rewelacyjne starcie, a Szwed po dziś dzień uważany jest za zawodnika, który zawiesił Bonesowi poprzeczkę najwyżej spośród wszystkich rywali, naprzeciwko których stawał Amerykanin.

Alexander Gustafsson do dzisiaj nie ma wątpliwości, że decyzja sędziowska w jego pierwszej walce z Jonem Jonesem powinna była pójść na jego korzyść.

Na szali rewanżu znalazłby się oczywiście właściwy pas mistrzowski kategorii półciężkiej – zwakowany wcześniej przez Daniela Cormiera, który z wielkim bólem serca oświadczyłby, że z powodu takiego czy owakiego – ale uzasadnionego! – nie jest jednak w stanie już zejść do 205 funtów – choć, wiadomo, oddałby życie za trylogię z Bonesem! – będąc zmuszonym do oddania pasa.

Sporą niewiadomą jest jednak stan zdrowia Maulera. Jak bowiem niedawno zdradził Dana White, Szwed doznał poważnej kontuzji uda, która wykluczyła go z pojedynki z występu podczas gali UFC 227. Do akcji ma powrócić „pod koniec roku”. Czy oznacza to jednak, że będzie gotowy do walki już na 3 listopada? Nie wiadomo. Jeśli jednak rzeczywiście będzie już wówczas zdrów, a Bones skończy z rocznym li tylko – haniebnym, ale jednak – zawieszeniem, nalegając, na powrotną walkę w 205 funtach, wówczas jego rewanż z Maulerem stanie się realny.

4. Nick Diaz vs. Robbie Lawler II

Oj, tak… zbudowanie całej gali opartej na dwóch stocktońskich bad boyach byłoby piekielnie ryzykowne. Kurewsko ryzykowne. Jeśli jednak jakimś sposobem UFC poszłoby w odmęty szaleństwa i rzeczywiście spróbowało skorzystać z usług stocktończyków, wówczas rewanż Nicka Diaza z Robbiem Lawlerem za walkę z 2004 roku, którą ten pierwszy wygrał przez nokaut, byłby zdecydowanie bardziej medialny niż konfrontacja Nate’a Diaza z Dustinem Poirierem. Na walkę wieczoru zatem – jak znalazł.

Z drugiej zaś strony, abstrahując nawet od szatańskiego pomysłu oparcia jednej z największych gal na nazwiskach krnąbrnych stocktończyków, którzy w każdej chwili mogą ją przekreślić na milion sposobów, nie tylko nie do końca wiadomo, czy Robbie Lawler po operacji kolana będzie zdolny do walki już w listopadzie, ale też czy balujący codziennie i borykający się z problemami prawnymi Nick Diaz jest w ogóle zainteresowany powrotem. Niby kilka miesięcy temu Dana White przekonywał, że starszy ze stocktońskich braci jest gotowy do walki, ale ledwie kilka dni temu jego brat Nate stwierdził, że Nick być może wróci w 2019 roku.

Ba, w zeszłym roku UFC rzekomo proponowało nawet stocktończykowi rewanżowe starcie z Robbiem Lawlerem, którym jednak ten nie był w ogóle zainteresowany.

Od dawna tego typu klubowe otoczenie stało się naturalnym środowiskiem dla Nicka Diaza.

Pomimo długiej nieobecności w oktagonie, gdzie był ostatnio widziany w 2015 roku, Nick Diaz nadal jest niezwykle popularny. Jego wojaże po nocnych klubach często i gęsto goszczą na czołówkach plotkarskich portali, a stocktończyk cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem ze strony TMZ. Jego rewanż z Robbiem Lawlerem mógłby spokojnie wykręcić sprzedaż PPV na poziomie mocno przekraczającym 500 tys.

Niewykluczone, że upływ czasu wpłynie też na negocjacyjne nastawienie Diaza, czyniąc go nieco bardziej elastycznym w kwestiach doboru rywala oraz finansów – a to może wystarczyć, by zestawić rewanż z Lawlerem.

5. Georges Saint-Pierre vs. Colby Covington

Nie mogło w tym zestawieniu zabraknąć Georgesa Saint-Pierre’a. Kanadyjczyk jest już w pełni zdrów i na pewno będzie gotowy na listopadową galę UFC 230 w Nowym Jorku.

Powiecie – po cholerę mu walka z Colbym Covingtonem, który przecież nie ma ani nazwiska, ani osiągnięć, podczas gdy Kanadyjczyk jak mantrę powtarza, że chce wyłącznie rywala, który pozwoli mu na historyczne dokonania. Amerykanin takowym nie jest… Chyba że na szali położymy pas mistrzowski… 165 funtów! Wówczas Rush stanąłby przed szansą zapisania się na kartach historii jako pierwszy potrójny mistrz UFC.

Covington natomiast jest nie tylko (tymczasowym) mistrzem kategorii półśredniej, ale też nigdy nie wyróżniał się gabarytami – podobnie jak Kanadyjczyk, także i on nie miałby problemów z limitem 165 funtów.

Jako absolutne przeciwieństwo Georgesa Saint-Pierre’a Colby Covington mógłby zbudować niepozostawiającą fanów obojętnymi narrację medialną przed walką.

Oczywiście – taki scenariusz nie jest szczególnie prawdopodobny, delikatnie rzecz ujmując. Niby Dana White rozmija się z prawdą często i gęsto, ale jednak od dawna podtrzymuje medialną narrację, wedle której UFC nie planuje tworzyć nowych kategorii wagowych. Ba, nie zapominajmy, że GSP zdał już dwa mistrzowskie pasy, a po ewentualnym zdobyciu złota 165 funtów zdałby pewnie i ten… Choć z drugiej strony, kto wie, czy zwycięzca starcia Khabiba Nurmagomedova z Conorem McGregorem nie stanąłby następnie do walki o pas z Georgesem Saint-Pierrem, gdyby ten w takim hipotetycznym starciu pokonał Colby’ego Covingtona?

Bardziej prawdopodobny wydaje się co prawda powrót GSP do oktagonu podczas grudniowej gali UFC 231 w Toronto, ale jeśli przyjąć, że miałby stoczyć kolejną walkę już w listopadzie, wówczas starcie z Covingtonem o nowy pas miałoby pewne uzasadnienie.




6. Inne opcje

Nie wykluczam, że szaleni matchmakerzy spróbują na walkę wieczoru zestawić starcie o pas 145 funtów pomiędzy Cris Cyborg i Amandą Nunes – choć na szczęście tej ostatniej termin ten nieszczególnie pasuje i preferowałaby grudzień. Tym niemniej, demony UFC 200 – a więc historycznej gali, którą zamknął nieinteresujący nikogo pojedynek Mieshy Tate z Amandą Nunes – mogą powrócić przy okazji nowojorskiej gali UFC 230.

Innym potencjalnym zestawieniem jest pojedynek o złoto 145 funtów pomiędzy Maxem Hollowayem i Brianem Ortegą, choć problemy są tutaj dwa. Po pierwsze, nie do końca wiadomo, czy Hawajczyk będzie już zdrów. Po drugie – to nie jest walka, która sprzeda choćby te 500 tys. PPV.

Wreszcie nie sposób wykluczyć, że GSP stanie do walki w Nowym Jorku – ale nie z Colbym Covingtonem, a powiedzmy, Nickiem Diazem. Rzecz jednak w tym, że Kanadyjczyk musiałby za taki pojedynek otrzymać krocie, bo wielokrotnie już podkreślał, że w obecnych okolicznościach rewanż z Nickiem Diazem nie daje mu absolutnie nic od strony sportowej.

*****

Ujawniono ceny biletów na galę UFC 229 – Khabib vs. McGregor w Las Vegas

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button